Wewnętrzna dzikość, czyli ,,Władca much"

Wewnętrzna dzikość, czyli ,,Władca much"


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Są książki, które chodzą za mną od długiego czasu. Bo chociaż tytuł powieści Williama Goldinga słyszałam w swoim (i tak niezbyt długim) życiu wiele razy, nigdy nie wiedziałam, o czym ona też tak naprawdę opowiada. Kojarzyłam wyłącznie motyw - żadnych szczegółów. Przy okazji premiery zupełnie nowego wydania Władchy much, postanowiłam to zmienić i zapoznać się z debiutem brytyjskiego laureata Nagrody Nobla. Nie ukrywam, że oczekiwań nie miałam praktycznie żadnych, a dokładniejszy zamysł na historię poznałam dopiero podczas zagłębiania się w nią. Jednak nie uważam, by w jakikolwiek sposób wpłynęło to na moją opinię. Co prawda byłam nieco zaskoczona, dostrzegając, że fabuła osadzona jest w takim, a nie innym miejscu, aczkolwiek okazało się to doznanie naprawdę interesujące. 

    Książka opowiada o grupie chłopców, która przez z powodu katastrofy lotniczej zmuszona jest do życia na tropikalnej bezludnej wyspie. Początkowe próby stworzenia sprawiedliwej i zorganizowanej społeczności kończą się niepowodzeniem, a harce oraz dziecinne zabawy okazują się być o wiele atrakcyjniejsze od prób wydostania się z pułapki. Jednak wszystko powinno potoczyć się dobrze, bo to przecież porządni chłopcy z dobrych domów, racja? Otóż nie. Zaczynają się w nich bowiem budzić wszystkie skrzętnie w nich ukryte, brutalne żądze, zmuszające ich do walki o władzę. Zapanować nad nimi starają się Ralph z Prosiaczkiem, jednak okazuje się to być o wiele trudniejsze, niż się początkowo spodziewali. Jest to bowiem historia o tym, jak wewnętrzny mrok potrafi wpłynąć nawet na najbardziej niewinną istotę. Chociaż czy dzieci aby na pewno są niewinne i czyste? W powieści Goldinga dostrzec można, że najwidoczniej nie. I właśnie dzięki temu jest to książka tak poruszająca.
   W celu uwiarygodnienia historii, pojawia się wielu bohaterów, charakteryzujących się zupełnie odmiennymi cechami. Autor bardzo dobrze przedstawił umysł i zachowania dzieci, dzięki czemu całość wygląda na dość prawdopodobną. Co jednak za tym idzie - język używany w powieści nie należy do szczególnie skomplikowanych. Jest niewyszukany, prosty, momentami może wydawać się wręcz infantylny. Nie uważam tego jednak za wadę, bowiem idealnie ukazuje świat oczami młodych chłopców, dopiero poznających sekrety otaczającej ich rzeczywistości. William Golding okazje się być dobrym psychologiem, tworzącym trafną wizję społeczeństwa, składającego się wyłącznie z pragnących zabawy dzieci. 

Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi, ale nie może przestać o nim myśleć.
    Niewątpliwym plusem tejże historii jest fakt, iż każdy z nas może odczytać ją kompletnie inaczej. Jest to bowiem pełna symboli parabola, która skrywa w sobie drugie dno i uniwersalne prawdy. Pozornie prosta książkę o grupie chłopców starających się przetrwać na bezludnej wyspie zinterpretować można na naprawdę wiele sposobów - i właśnie to okazuje się jej największą siłą. Bo kto nie lubi mieć pola do refleksji i dyskusji na temat zupełnie odmiennego odbioru? Poznawanie nowych symboli może okazać się ciekawym i rozwijającym zajęciem. Zwłaszcza, że jest to książka swoimi rozważaniami niewątpliwie trafna i wciąż aktualna. Nie bez powodu autor został nagrodzony Literacką Nagrodą Nobla. 

    Władca much to historia, którą warto, a może nawet i trzeba poznać. Pokazuje ukrytą w ludziach brutalność i bezmyślne dążenie za błahymi potrzebami. Dzięki swojej dość prostej w odbiorze formie pozwala interpretować ją na wiele sposobów. Warto więc sprawdzić, która z nich będzie nam najbliższa. Ja polecam w ciemno. Nie zestarzała się i po latach wstrząsa równie mocno. 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: William Golding
Tłumaczenie: Wacław Niepokólczycki
Ilość stron: 296
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera: 17.11.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

O tym, co drzemie w ludziach, czyli „Potwory” (PRZEDPREMIEROWO)

O tym, co drzemie w ludziach, czyli „Potwory” (PRZEDPREMIEROWO)



✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Pamiętam, że Pchłę przeczytałam przypadkiem. Dostałam możliwość jej zrecenzowania i zdecydowałam się na nią w ostatniej chwili. Ot, pragnęłam czegoś, co zapewni mi zajęcie podczas pobytu nad morzem. Był to kryminalny debiut Anny Potyry i nie ukrywam, że zrobił na mnie niemałe wrażenie. Polubiłam bohaterów, a fabuła okazała się być naprawdę ciekawa (nawet jeśli z biegiem czasu dostrzegam, że motyw mordercy był... cóż, być może nieco wątpliwy). Sądziłam, że będzie to wyłącznie jedna, kompletnie oderwana i przypadkowa historia, aż tu nagle pewnego dnia pojawiła się zapowiedź Potworów. A ja od razu wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Jednak czy była to historia równie wciągająca, co poprzednia? Przecież nie każda kontynuacja musi być dobra! 
    Cóż... To fakt. Jednak ja po lekturze czuję się jak najbardziej usatysfakcjonowana i zadowolona. Właśnie takiego kryminału było mi trzeba. Naprawdę miło było wrócić do znanych mi już bohaterów i śledzić ich zmagania z zupełnie nową sprawą.

    W warszawskim lesie odnalezione zostaje ciało młodej i utalentowanej śpiewaczki operowej. Stan zwłok, a także ocena profilerki nie pozostawiają wątpliwości - zabił ją ktoś ogarnięty szałem wściekłości. Na miejscu zbrodni nie odnaleziono żadnych śladów, a sam motyw należy do wręcz niemożliwych do odnalezienia. Sprawą zajmuje się Mateusz Corsetti - niegdyś prawa ręka Adama Lorenza, a teraz (przez chwilowe odsunięcie ów Lorenza od obowiązków służbowych) główny dowodzący całego śledztwa. Jest to jego pierwsza tak poważna sprawa i mężczyzna zostaje wrzucony na naprawdę głęboką wodę. Na szczęście pomaga mu Iza Rawska - profilerka działająca na dwa fronty. Bowiem Adam Lorenz nie potrafi usiedzieć na miejscu i zaczyna swoje własne, nieoficjalne śledztwo. Przymusowy urlop spowodowany pewnym "wybrykiem" nie jest dla niego żadną przeszkodą.
Komu uda się rozwiązać zagadkę i złapać mordercę? Cóż, jedno jest pewne - zaczyna się walka z czasem, a z dnia na dzień grono podejrzanych niefortunnie się powiększa...

    Akcja toczy się stosunkowo spokojnie, dzięki czemu czytelnik może się wręcz zanurzyć w przedstawionym przez autorkę świecie. Tym razem dominującą porą roku jest lato (o ironio - pierwsza część działa się w święta, a ja czytałam ją na wakacje. Teraz zbliżają się święta, a w Potworach jest lipiec...). Bardzo podoba mi się pióro Anny Potyry. Jest w nim sporo kobiecej subtelności, choć opisywany jest brutalny, raczej męski świat. Kontrast ten powoduje, że książkę przeczytałam niemal od razu - pomimo mojego małego czytelniczego zastoju. Styl autorki jest naprawdę przyjemny, a w fabule co rusz pojawiają się przewracające wszystko do góry nogami sytuacje. Od Potworów nie można się oderwać! 
    W tej części brakowało mi jednak wątków obyczajowych z udziałem głównych bohaterów. Niby się pojawiały, jednak ostatecznie nie były zbyt długie, a ich częstotliwość też nie była szczególnie duża. Ale to chyba po prostu moje widzimisię, gdyż lubię nieco bliżej poznawać codzienność lubianych przeze mnie postaci. Nawet (a może i szczególnie) w kryminałach. Ale i tak podczas lektury czułam się, jakbym odwiedzała dawno nie widzianych znajomych. Bardzo przyjemne uczucie!

Ale nie mogła cofnąć czasu. Gdyby ludzie mieli tę moc, czas nigdy nie posunąłby się ani o minutę do przodu. Zbyt wiele było na świecie żalu i krzywdy.

    W książce pojawia się wiele ciekawych i niewątpliwie ważnych wątków. Jeden z nich dotyczy molestowania i seksualnego wykorzystywania dzieci oraz wpływu tego typu zachowań na ich psychikę. Przedstawione zostają niepokojące zachowania i objawy, na które warto zwracać uwagę. Nie jest to przecież problem wyssany z palca, a na takie sygnały trzeba jak najszybciej reagować. Cieszę się, że ten temat został poruszony i tak wyeksponowany. Autorka bardzo dobrze pokazała, jak ogromny wpływ na dorosłość ma bagatelizowanie proszenia o pomoc oraz udawanie, że "nic się nie stało".
    
    Co tu dużo mówić - Potwory są świetną kontynuacją Pchły, a Anna Potyra kolejny raz pokazuje, że potrafi stworzyć wciągający kryminał z ciekawą fabułą i dobrze poprowadzonym śledztwem. Nie trzeba znać poprzedniej części, by w pełni czerpać radość z czytania, bowiem najważniejsze wątki zostają w odpowiednich momentach przypomniane. Bohaterowie są ciekawi, a dzięki przyjemnemu stylowi od książki nie można się wręcz oderwać. Jest to warty uwagi kryminał, poruszający bardzo ważne tematy. Ja z niecierpliwością oczekuję na kolejne historie stworzone przez Annę Potyrę i jestem pewna, że będą równie ciekawe, co poprzednie. 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Anna Potyra
Ilość stron: 360
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 01.12.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Ku przestrodze, czyli ,,Rok 1984" (powieść graficzna)

Ku przestrodze, czyli ,,Rok 1984" (powieść graficzna)

 


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Nie będę kłamać, jeśli powiem, że Rok 1984 Orwella to książka, która mną wręcz wstrząsnęła. Chociaż  na samym początku mojej czytelniczej przygody poruszył mnie również Folwark zwierzęcy tego samego autora, to właśnie opowieść o świecie Wielkiego Brata pozostawiła mnie z wieloma pytaniami - niestety bez odpowiedzi. A także myślą, że jest to powieść ponadczasowa i niepowtarzalna. Ona również wywołała moją miłość do antyutopijnych literackich wizji. Cała gama pozytywnych oraz mocnych wspomnień spowodowała, że nawet się nie zastanawiałam nad sięgnięciem po zupełnie nowe, graficzne wydanie. Byłam ciekawa, jak jedna z moich ulubionych książek została zinterpretowana przez kogoś innego. Zwłaszcza, że kreska Fido Nestiego od razu rzuciła mi się w oczy. 

    Orwell stworzył totalitarny świat, w którym każdy człowiek jest nieustannie inwigilowany i kontrolowany. Nad wszystkim panuje Wielki Brat, a wszelkie przejawy nieposłuszeństwa względem Partii są natychmiast tłumione. Jednak czy naprawdę nie ma od tego ucieczki? Przecież nie można zajrzeć do czyichś myśli... To prawda, nawet jeśli Policja Myśli cały czas pilnuje porządku. Jednak niejaki londyńczyk - Winston Smith - zaczyna mieć tych myśli aż za dużo. A przez to niestety sprowadza na siebie niemałe kłopoty...
    Na fabule zbytnio skupiać się nie będę, gdyż poznać ją można o wiele lepiej, sięgając po powieść George'a Orwella. Warto jednak napomknąć, iż nie należy ona do najprostszych i swoim pesymistycznym klimatem potrafi porządnie przygnębić. Ukazuje wręcz wzruszającą walkę o przetrwanie i pozostanie sobą w świecie pełnym kłamstw. Chociaż wszystko zostało wymyślone wiele lat wcześniej, Rok 1984 wydaje się być powieścią proroczą i idealnie ukazującą nasz współczesny, pozbawiony prywatności świat, gdzie szczęście odnajdują jedynie ludzie prości i nie posiadający własnego zdania. Propaganda pełna sukcesów i zwycięstw Wielkiego Brata bardzo dobrze na takie osoby działa...
    A wszystko perfekcyjnie współgra z kreską brazylijskiego artysty. Ilustracje są szare, pozbawione intensywnych kolorów (poza czerwienią używaną w ważnych fabularnie sytuacjach), a także stonowane i pozbawione niepotrzebnych szczegółów. Dzięki temu idealnie wpasowują się w przygnębiający klimat historii. Moim głównym zastrzeżeniem jest jednak nieczytelność niektórych napisów. Były one zbyt zbliżone kolorystycznie do tła, na którym się pojawiły, przez co bardzo łatwo można było je przeoczyć. 




    Poza tym problemów z całokształtem nie mam. Fabuła została opowiedziana w sposób ciekawy, a wycięcie niektórych mniej ważnych detali nie utrudniło odbioru fabuły. Dzięki wpadającym w oko ilustracjom można poznać Rok 1984 kompletnie na nowo. Albo też pierwszy raz. Bowiem dzięki formie powieści graficznej na pewno sięgnie po nią wielu czytelników, którym najzwyczajniej w świecie umykał powieściowy pierwowzór. A nie da się ukryć, że Orwell stworzył dzieło godne poznania i zapamiętania - już mniejsza o to, w jakiej jest to formie. Ale może apetyt wzrośnie w miarę jedzenia i niezdecydowany czytelnik zechce zobaczyć, jak też całą historię ubrał w słowa angielski pisarz? Mam szczerą nadzieję.

    Wartą przeczytania klasykę oraz jej ciekawe interpretacje będę polecać bez zbędnych wątpliwości oraz wywodów. Dobrą książkę zawsze warto przeczytać, a Rok 1984 ukazany w formie powieści graficznej powinien przypaść do gustu nawet osobom, które oryginał już znają. Fido Nesti idealnie odzwierciedlił panujący w książce klimat, a także przedstawił historię w przystępny, choć być może odrobinę skrócony sposób. Poza tym - lata mijają, a opowieść o z góry przegranym Winstonie Smisie ani trochę nie traci na swojej aktualności. Ja polecam i polecać będę. To naprawdę porządna powieść graficzna stworzona na podstawie wyśmienitej antyutopii. Czy trzeba dodawać coś więcej?

Wydawnictwo: Jaguar
Autor: George Orwell, Fido Nesti
Ilość stron: 216
Cena okładkowa: 59,90 zł
Premiera (tego wydania): 30.09.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Jaguar



Żywot prawdziwego artysty, czyli ,,Sinobrody"

Żywot prawdziwego artysty, czyli ,,Sinobrody"

 



✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Po Vonneguta sięgam w ciemno - niejednokrotnie o tym wspominałam. Tak dla zasady. Pokochałam go od pierwszej książki i to namiętne uczucie wciąż nie zgasło. No, a mam także szczerą nadzieję, że prędko nie zgaśnie, bo dobrą książkę zawsze miło jest przeczytać. Z Vonnegutem często nadaję na podobnych falach, co w Sinobrodym również dostrzegłam. Ten autor  jeszcze mnie nigdy nie zawiódł i zawsze jestem zauroczona jego ironią i absurdalnym humorem. Jednak czy tym razem historia szczerze mnie zaintrygowała, czy może był to wyłącznie kolejny średniak, którego mimo wszystko pokochałam przez styl i sympatię do autora, tak jak to było w przypadku Galapagos
Cóż... nie ukrywam, że byłam ciekawa, co też Robo Karabekian trzyma w swoim schowku na kartofle. I to tak naprawdę. 

    Książka jest autobiografią (chociaż o wiele bardziej pasuje tutaj określenie "dziennikiem") amerykańskiego malarza (ormiańskiego pochodzenia), oraz jednookiego weterana drugiej wojny, światowej - Robo Karabekiana. Pewnego razu postanawia jednak raz na zawsze zakończyć karierę artysty na rzecz kolekcjonowania dzieł sztuki. Niespodziewanie wprowadza się do niego pewna wścibska wdowa - Circle Berman - pisarka wydająca pod pseudonimem kontrowersyjne książki, a także pragnąca odkryć sekret skrywany w schowku byłego malarza. W tym celu namawia go do napisania swojej biografii. Czy uda jej się dzięki temu osiągnąć postawiony przez siebie cel? Czy odnajdzie sposób, by Robo Karabekian w pełni się przed nią otworzył? A to już akurat kompletnie inna historia... Bo Vonnegut bardzo lubi mieszać. Dlatego też wszystko dzieje się bardzo niechronologicznie, a przez to poznanie głównego bohatera może okazać się nieco bardziej zagmatwane, niż się to na początku wydaje. 
    Książka zaintrygowała mnie już od pierwszych stron, chociaż dopiero później zaczęłam dostrzegać jej prawdziwe przesłanie oraz wszystkie warte zapamiętania sentencje. Bo jest to tak naprawdę historia drwiąca ze sztuki tworzonej wyłącznie dla zarobku, a także (jak to już u Vonneguta bywa) odsłaniająca i cynicznie komentująca ludzką naturę. Pojawiają się również wątki antywojenne oraz feministyczne. Całość jest dzięki temu bardzo aktualna i uniwersalna. A diagnoza społeczeństwa jest  - jak to zawsze u tego autora - trafna. Nawet jeśli ocena sama w sobie niewątpliwie należy do pesymistycznych. 

Kto zasługuje na większe politowanie: pisarz spętany i zakneblowany przez policję czy ten, który, ciesząc się całkowitą wolnością, nie ma nic więcej do powiedzenia?
    Chyba nigdy nie przestanę się zachwycać lekkim i dosadnym językiem Vonneguta. Nie jest to być może styl szczególnie poetycki i kwiecisty, jednak dzięki temu historia wydaje się bardzo swojska i prosta w odbiorze. Autor w prosty sposób przekazuje nieco głębsze przemyślenia oraz niejednokrotnie zmusza do refleksji na temat otaczającego nas świata. Nie tworzy skomplikowanych metafor, nawet jeśli czasem używa nieco trudniejszego (bo abstrakcyjnego) języka.
    Robo Karabekian uzyskał u mnie miano niejakiego "Vonnegutowskiego gaduły", opowiadającego historię swojego życia w sposób dość specyficzny, jednak niewątpliwie intrygujący. Bo u autora pojawiają się motywy stałe i obecne w praktycznie każdej książce. Jednak czy to źle? Oczywiście, że nie. Bo dzięki temu można w pewien sposób poznać tak szaloną personę, jaką jest Kurt Vonnegut.

    Ja Sinobrodego polecam każdemu - nawet osobom, które swoją przygodę z twórczością tego autora mają dopiero przed sobą. Bo choć jest to świat dość zwariowany, w tej książce na pewno można się bez jego znajomości idealnie odnaleźć. Zwłaszcza, że jest to historia uniwersalna i bardzo aktualna. Zdecydowanie warto bliżej poznać Robo Karabekiana i jego życiorys - można się z niego wiele nauczyć.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Kurt Vonnegut
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Ilość stron: 392
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 20.10.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Angielska wycieczka, czyli ,,Trzech panów w łódce (nie licząc psa)"

Angielska wycieczka, czyli ,,Trzech panów w łódce (nie licząc psa)"

✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Angielski humor od zawsze wydawał mi się intrygujący i dość nietypowy. Cóż, zapewne dlatego też prędko stał się jednym z moich ulubionych.
O Trzech panów w łódce (nie licząc psa) wiedziałam już wcześniej, jednak nigdy nie miałam okazji, by po nią sięgnąć. Słysząc o nowym wydaniu, postanowiłam w końcu się przełamać i przekonać się, czy faktycznie jest to historia godna uwagi. Zwłaszcza, że recenzje zbierała raczej pozytywne, co jedynie jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość...
Czy podróż Tamizą w towarzystwie trzech naprawdę urokliwych dżentelmenów-hipochondryków, a także ich psa ostatecznie była udana? Wydaje mi się, że można tak powiedzieć. Jedno jest jednak pewne - niewątpliwie należała do dosyć nietypowych. 

    Fabuła do skomplikowanych nie należy - trójka londyńczyków postanawia wybrać się w dwutygodniową podróż łodzią po Tamizie. Bo co lepiej odpręży po niezwykle ciężkiej pracy, jeśli nie przyjemna, morska przygoda w wyborowym towarzystwie? Zwłaszcza, że na pokładzie łodzi opowiadane są naprawdę ciekawe anegdotki...
    Nie będę ukrywać, że książka od razu skradła moje serce. Okazała się być niezwykle urocza  oraz rozczulająca. Idealnie wpasowywała się w jesienne siedzenie pod kocem oraz picie herbaty z cytryną i miodem. Bo czy jest coś lepszego od czytania zabawnych opowiastek, gdy za oknem pada deszcz? Oczywiście, że nie. I dlatego też Trzech panów w łódce (nie licząc psa) okazało się idealnym lekarstwem na wszechobecną chandrę. Co prawda niektóre gagi nie były najwyższych lotów, jednak mnie i tak bardzo przypadły do gustu. Są to w głównej mierze absurdalne żarty sytuacyjne - tak jak na dobrą, typową angielską komedię przystało.
   Nie ukrywam, że czasami zbyt często utożsamiałam się z narratorem! Nawet nie wiem, czy to dobrze. Ale cóż, mimo wszystko ucieszyłam się, że nie tylko ja jestem zadziwiająco marudnym i posiadającym nietypowe życiowe perypetie człowiekiem. Najwidoczniej mam w sobie coś z Anglika.
    
Stale odnoszę wrażenie, iż robię więcej niż powinienem. Nie znaczy to, że mam wstręt do pracy-proszę dobrze mnie zrozumieć. Lubię pracować, a nawet palę się do roboty. Praca tak mnie urzeka, że mogę całymi godzinami siedzieć i patrzeć na nią.

     Wiele anegdotek odsłania jednak naszą prawdziwą twarz. Autor pokazał, że sporo w nas hipokryzji, a pod przykrywką ciężkiej pracy zajmujemy się błahymi sprawami. To historia pozornie zabawna, jednak po nieco głębszej analizie odnaleźć można w niej drugie dno. No, a w dodatku to naprawdę świetny przewodnik po Londynie! To właśnie tym miała być ta książka, nim autor kompletnie zmienił jej koncept. W wielu opisach niektórych z londyńskich atrakcji słychać echa pierwotnego zamysłu. Ale to akurat bardzo dobrze. Dodaje to historii wiele uroku i klimatu. 
    Książka nie zostanie jednak moją ulubioną. Była bardzo przyjemna, jednak ostatecznie nie okazała się szczególnie intrygująca. To po prostu lekka, dość przyjemna historia, przy której można poprawić sobie nieco gorsze samopoczucie. 

    Mimo wszystko, Trzech panów w łódce (nie licząc psa) uznaję za książkę bardzo udaną. Powinna przypaść do gustu każdemu fanowi angielskiego humoru. Jest również niezbyt długą opowiastką o naszej prawdziwej naturze. Zdecydowanie należy do klasyków literatury, dlatego warto o niej pamiętać. Ja zdecydowanie polecam - zwłaszcza, że wydawnictwo Zysk i S-ka przygotowało dla niej naprawdę ładne i dobrze się prezentujące na półce wydanie!

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Jerome K. Jerome
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Ilość stron: 254
Cena okładkowa: 29 zł
Premiera (tego wydania): 22.09.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Egzystencjalna podróż w głąb siebie, czyli ,,Saturnin"

Egzystencjalna podróż w głąb siebie, czyli ,,Saturnin"

✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Nie będę ukrywać, że czytałam wyłącznie jedną książkę Jakuba Małeckiego. Zachwyciła mnie ona jednak na tyle mocno, że postanowiłam pozostać z tym autorem i poznać więcej jego dzieł. Słyszałam, że niektóre motywy oraz wątki z jego książek są powtarzalne. Być może. Jednak co to za wada, skoro w tychże tytułach panuje naprawdę magiczny, niepowtarzalny i intymny klimat? Nie potrafiłam się od Saturnina oderwać i powiem to już na samym starcie. Jakub Małecki zabrał mnie w niesamowitą podróż, do której wciąż często wracam myślami. I mam nadzieję, że Wy również się w nią wybierzecie. Naprawdę warto.

Książka opowiada o wiodącym monotonne życie w Warszawie Saturninie. W ciągu trzydziestu lat nie zdążył porządnie ułożyć swojego życia i wciąż stara się pogodzić ze swoją przeszłością. Harmonię i ład przerywa jednak dzień, w którym okazuje się, że jego dziadek nagle zaginął. Od razu wyrusza w rodzinne strony i rozpoczyna poszukiwania. Powrót do dawnego domu zmusza go jednak do refleksji, a także powrotu do młodości. Młodości, w której brakowało ojca, a także przepełnionej pasją do podnoszenia ciężarów. Ów pasja miała mu pomóc w walce z samotnością i nieśmiałością. Jednak czy aby na pewno tak było? Czy cokolwiek to dało? Ciągły brak wsparcia ze strony najbliższych nie był prosty do zniesienia. Szczególnie wtedy, gdy jest się wyłącznie wrażliwym nastolatkiem. Ale nie tylko Satek jest głównym bohaterem książki... Saturnin to historia złożona, wielopokoleniowa. Łącząca się jednakże w spójną, sensowną całość.
    Uwielbiam język, jakim posługuje się Jakub Małecki. Nie używa skomplikowanych słów, a jednak każde zdanie jest przemyślane i idealnie wyważone. Wszechobecna subtelność sprawia, że przez całość przechodzi się niezwykle gładko, nawet jeśli autor porusza naprawdę ciężkie, aczkolwiek niewątpliwie ważne tematy. W powieści panuje niezwykle magiczny i niepowtarzalny klimat. Rzeczywistość łączy się z fikcją i czasem ciężko ocenić, co wydarzyło się naprawdę, a co było wyłącznie pozorne. Wszystko jest jednak dzięki temu jeszcze ciekawsze i trudno jest się od książki oderwać. Gdy tylko wkroczy się do rzeczywistości Saturnina, pozostaje się w niej do momentu przeczytania ostatniej strony. 

Wszystko przez ten codzienny pęd. Nic się nie dzieje, a jednocześnie na nic nie ma czasu.

    To historia o zwykłych ludziach, mających na głowie swoje własne problemy. Każdy z nas może odnaleźć w Saturninie coś z siebie i dla siebie. Postacie są na tyle różnorodne, że utożsamić można się w pewnym stopniu z dosłownie każdym. Mnie osobiście najprzyjemniej śledziło się wątek dotyczący Saturnina, aczkolwiek pozostałe były równie intrygujące. Po prostu poczułam do tego wrażliwego, piegowatego chłopaka ogromną sympatię i kibicowałam mu do samego końca książki.  
Jakub Małecki porusza również problematykę pamięci o przodkach i kultywowania rodzinnych tradycji. Pokazał, jak ważna jest znajomość naszej przeszłości i historii, gdyż niewątpliwie wiele można z niej wyciągnąć. To naprawdę dobra, wartościowa nauka i cieszę się, że tego typu wątek pojawił się w książce.

    Reasumując cały mój wcześniejszy wywód - Saturnin to książka magiczna i niewątpliwie intrygująca. Jest napisana prostym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo dobrze, jednak i tak pomimo tego posiada iście poetycki wydźwięk. Jakub Małecki tworzy historie nietypowe i niezwykle poruszające. Kreuje bohaterów stosunkowo zwyczajnych, aczkolwiek i tak na swój sposób niepowtarzalnych. To na pewno nie będzie moje ostatnie spotkanie z tym autorem. Kolejny raz zatraciłam się  jego wrażliwym, nietypowym świecie i mam nadzieję, że zdarzy się to jest wiele razy. Zdecydowanie  i z czystym sercem polecam. 

Wydawnictwo: SQN
Autor: Jakub Małecki
Ilość stron: 320
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera (tego wydania): 16.09.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu SQN





Zbrodnia z morałem, czyli ,,Szaniec"

Zbrodnia z morałem, czyli ,,Szaniec"


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Coraz częściej spotkać się można ze zjawiskiem zmiany pisanego przez autora gatunku z literatury obyczajowej na kryminał lub thriller „Szaniec" był obiecująco się zapowiadającym debiutem kryminalnym (autorka ma już bowiem na swoim koncie kilka książek obyczajowych), a ja nie mogłam się doczekać, aż w końcu po niego sięgnę. Szczególnie, że od dłuższego czasu nie czytałam kryminału osadzonego w polskich realiach (a ja takie książki jeszcze niedawno wręcz uwielbiałam). Jednak jak to wszystko tak naprawdę wyszło? Czy książkę Agnieszki Jeż wpiszę na listę swoich ulubionych? Przykro mi to stwierdzić, jednak raczej nie. Jest to historia dobra, jednak najzwyczajniej w świecie czegoś mi w niej zabrakło...

Tytułowy Szaniec to ekskluzywny hotel, w którym przeżyć można dość nietypowe wakacje. Każdy z uczestników turnusu zostaje odcięty od świata, a także nie wie o innych niczego poza imieniem. Jak mówi hasło reklamowe - jest to idealne miejsce, by zajrzeć w głąb siebie. Cóż, niestety nie każdy wykorzystuje tego typu sytuację, by faktycznie się odstresować i zrelaksować. W pensjonacie dochodzi do zabójstwa jednego z uczestników - księdza Daniela Hryciuka. Jest to morderstwo z morałem, gdyż zabójca pozostawia przy ciele kartkę z biblijnym cytatem. Kto tak naprawdę zabił? Jaki był motyw? Na to pytanie odpowiedzieć próbuje sierżant Wiera Jezierska i komisarz Kosoń. Wraz z przebiegiem śledztwa na jaw zaczyna wychodzić mroczna przeszłość duchownego. Co tak naprawdę skłoniło mordercę do wymierzenia kary? Nie wszystko jest takie kolorowe, na jakie wygląda, a nawet najbardziej szanowana osoba może okazać się zwyczajnym zwyrodnialcem.
       Podobało mi się to, iż autorka poruszyła dosyć ważny i w obecnych czasach coraz częściej się pojawiający temat pedofilii w kościele. Bardzo dobrze, że mówi się o tego typu sprawach, aczkolwiek wszechobecność publikacji dotyczących tej tematyki może spowodować, że ,,Szaniec" zginie pośród wielu podobnych fikcyjnych historii. (A może ja się mylę i będzie zupełnie odwrotnie?) Mimo wszystko, w książce poruszane są również inne problemy - na przykład skutki dorastania w dysfunkcyjnej rodzinie. Niestety, pomimo ważnej tematyki historia nieszczególnie mnie wciągnęła. Nie odczuwałam szczególnego napięcia, bohaterowie byli mi stosunkowo obojętni, a nieco chaotyczny styl autorki niekoniecznie mnie do siebie przekonał. A szkoda, bo wszystko mogło być naprawdę bardzo dobre. 

„Do mnie należy pomsta, ja wymierzę zapłatę”

      Chociaż historia ma niewątpliwie swoje mniejsze lub większe minusy, ,,Szaniec" i tak jest bardzo dobrym debiutem kryminalnym. Zbrodnia (choć nieco sztampowa) jest przemyślana, a każdy z bohaterów ma swój unikalny charakter. Sierżant Wiera oraz komisarz Kosoń to duet nieprzewidywalny oraz ogromnie się od siebie różniący. Dzięki temu jednak bardzo dobrze się dopełniają i z przyjemnością czyta się sceny z ich udziałem. 
Akcja dzieje się  powoli, więc jeśli ktoś poszukuje historii, w której trup ściele się gęsto, a morderstwa są brutalne - lepiej sobie darować i sięgnąć po coś innego. ,,Szaniec" to książka o demonach przeszłości oraz tym, jaki wpływ ma na człowieka to, co przeżył w młodości. Nawet jeśli nie jest to najbardziej ekscytujący kryminał i thriller, warto jest dać autorce szansę.
Mnie osobiście całokształt podobał się raczej średnio (ze względu na momentami dość chaotyczny styl autorki oraz przewidywalną fabułę), jednak nie zmienia to faktu, że i tak książkę polecam. Życzę Agnieszce Jeż jak najlepiej i jestem pewna, że jej kolejne kryminały będą jeszcze lepsze. ,,Szańca" nie odradzam, ani też jakoś szczególnie nie polecam. To przyjemna książka z nieco cięższym, kontrowersyjnym motywem.


Wydawnictwo: Burda Książki
Autor: Agnieszka Jeż
Ilość stron: 384
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera (tego wydania): 02.09.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Burda Książki



Opowieść o wielkich mózgach, czyli ,,Galapagos"

Opowieść o wielkich mózgach, czyli ,,Galapagos"


     ✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧
  
      Choć Galapagos być może nie jest szczególnie rozpoznawalną książką Vonneguta, mnie to jak zwykle w żaden sposób nie powstrzymało przed sięgnięciem po nią. Autor ten już od dawna jest moim niewątpliwym faworytem i (przynajmniej do tej pory) każda jego powieść zawsze wywołuje u mnie uśmiech i poprawia humor, nawet jeśli porusza ciężką tematykę. Jednak czy tym razem było podobnie? Czy podróż na pokładzie statku "Bahia de Darwin" wspominać będę równie ciepło, co inne przygody przeżyte z bohaterami innych  książek Vonneguta? Podejrzewam, że tak. Galapagos być może nie zachwyciło mnie w ten sam sposób, co chociażby Syreny z Tytana lub Matka noc, aczkolwiek i tak uważam ją za naprawdę wartościową.  Co jednak niestety niekoniecznie wypaliło?

Było tak:
Czytelnik wybiera się wraz z duchem syna znanego autora powieści science-fiction w szaloną,  trwającą aż milion lat podróż. Narratorem i naszym przewodnikiem jest Leon Trout, który zmarł podczas budowy statku wycieczkowego "Bahia de Darwin". Jest świadkiem naprawdę wielu szalonych wydarzeń, a także dokonuje obserwacji na temat ewolucji i zachowań człowieka. Bohaterów książki jest naprawdę wielu, jednak łączy ich jedno - są uczestnikami "Przyrodniczej Wyprawy Stulecia", która raz na zawsze odmieni ich życie. Statek wycieczkowy, na którym udali się na wyspy z archipelagu Galapagos stał się zupełnie nową Arką, a oni wszyscy Adamami i Ewami, od których zależeć będzie przyszłość całego gatunku. Tajemniczy wirus bezpłodności zaatakował ludzkość i tylko tej nietypowej grupie osób z zupełnie rożnych światów udało się go uniknąć. Jak więc potoczy się ich niesamowita, dosyć długa przygoda?
      Nie ma co ukrywać, że nie jest to książka najprostsza i najprzyjemniejsza w odbiorze, nawet jeśli Vonnegut ponownie chwali się lekkością swojego pióra oraz niezbyt skomplikowanym stylem. Nie zmienia to jednak faktu, iż bohaterów jest wielu, a wydarzenia nie są poukładane chronologicznie, przez co niejednokrotnie można się we wszystkim pogubić. Mimo wszystko, nie jest to coś nowego w twórczości Vonneguta. Każdy jego fan powinien doskonale wiedzieć o tym, iż ten autor uwielbia bawić się treścią oraz słowem, a mieszanie w głowie czytelnika nie jest dla niego czymś nowym. Galapagos nie jest jednak książką, od której warto zaczynać swoją przygodę z dziełami tegoż amerykańskiego pisarza. Chociaż po pewnym czasie zaczyna robić się przejrzysta i łatwiejsza w odbiorze, można się przez te wszystkie dziwactwa zrazić. Szczególnie, że jest ich dosyć sporo...


- Chłopcze - powiedział ojciec - pochodzisz z długiej linii stanowczych, zaradnych mikroskopijnych kijanek, z których każda wygrała swój wyścig.


      Głównym tematem książki jest jednak ironiczne przedstawienie teorii głoszonych przez Karola Darwina, a także rozważania co do teorii ewolucji. Vonnegut podchodzi do ludzkiego gatunku dość krytycznie i przedstawia wszystkie mankamenty naszych wielkich mózgów. Fakt, iż jest to opowiastka z elementami science-fiction pozwala na naprawdę wiele swobody i kreatywnego wykorzystania miejsca i czasu akcji. Co jakiś czas pojawiają się ciekawe cytaty wybitnych ludzi, które są opowiadane przez znajdującego się na statku robota. Jest to naprawdę ciekawe urozmaicenie i dodaje całej historii wiele uroku.
 Ludzie z retrospekcji na retrospekcję coraz bardziej się zmieniają, a opowieść przedstawia kruchość i niedoskonałość ludzkiej egzystencji. Ukazuje absurdy oraz wpływ niektórych wydarzeń na naszą codzienność. Wszystko jest utrzymane w (jak to już u tego autora bywa) słodko-gorzkim klimacie, jednocześnie bawiącym, a także zmuszającym do refleksji i przemyśleń nad tym, co dzieje się w naszym codziennym życiu. Zwłaszcza, że po ponad trzydziestu latach powieść ani trochę się nie zestarzała...

   Galapagos jest historią niewątpliwie intrygującą, aczkolwiek niestety nieco cięższą od poprzednich książek Kurta Vonneguta. Gdy już się jednak uda przywyknąć do ogromu bohaterów oraz nieco poplątanej chronologii, historia jest naprawdę poruszająca oraz dająca do myślenia. Polecam tę książkę mimo wszystko osobom, które miały z twórczością autora do czynienia. Jest to historia nieco zawiła, dlatego też wiele osób może się zniechęcić do innych tytułów Vonneguta.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Kurt Vonnegut
Tłumaczenie: Dariusz Józefowicz
Ilość stron: 400
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 14.07.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

O uczuciu pokonującym traumę (przynajmniej w teorii), czyli ,,Wdech"

O uczuciu pokonującym traumę (przynajmniej w teorii), czyli ,,Wdech"




        Na książki osób związanych z Wattpadem zawsze patrzyłam z pewną zazdrością. Niegdyś sama pragnęłam, by moje wypociny i średniej jakości fanfiki z gier i Harry'ego Pottera zostały zauważone, docenione i być może nawet po jakimś czasie wydane... Ale nawet na początku mojej (dość krótkiej zresztą) przygody z pisaniem, dostrzegłam, że na tej pełnej przeróżnych opowieści stronie, zdecydowana większość publikowanych tekstów do wysokojakościowych nie należy. Dlatego właśnie postanowiłam więcej tej strony nie zaśmiecać i zajęłam się czymś zupełnie innym (również niepotrzebnie zaśmiecającym Internet). Mimo wszystko, zawsze byłam ciekawa, czy książki autorów znanych z Wattpada są aż tak dobre, by je wydawać. A że ciekawość to pierwszy stopień do piekła... Po lekturze Wdechu dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam wiedzieć. Więcej sprawdzać nie będę.

        Lena zmaga się z ogromnym problemem. W dniu siedemnastych urodzin została zaatakowana przez nieznanego napastnika, przez co obecnie nie potrafi zaufać obcym i nieznajomym mężczyznom. Jakby tego było mało, nawiedzają ją też koszmary, które jedynie utrudniają jej normalne funkcjonowanie. W radzeniu sobie z problemami pomaga jej chłopak, Paweł, a także bliskie przyjaciółki. Stabilna i (teoretycznie) spokojna codzienność zmienia się, gdy pewnego dnia w życiu Leny pojawia się przystojny i tajemniczy Adam, który od razu wpada jej w oko i niespodziewanie zaczyna na nią wpadać... Młoda studentka ma przez to mętlik w głowie i nie wie, jak ma się zachować. Powoli dostrzega, że tak naprawdę nie jest w swoim obecnym związku szczęśliwa, a Paweł ma wiele wad. Czy Lena będzie w stanie zostawić swojego ukochanego dla nowo poznanego, niezbyt grzecznego, jednak na pewno potrafiącego się nią zająć mężczyzny? A może pozostanie wierna swojemu chłopakowi i powstrzyma nadciągającą coraz bliżej lawinę niefortunnych wydarzeń? Jedno jest pewne - Adam swoją obecnością niewątpliwie namiesza w obecnym, dość ułożonym życiu dziewczyny...

       Książka jest nijaka. Po prostu. Mam co do niej bardzo, bardzo mieszane uczucia i nie potrafię dostrzec wszystkich zalet, które wymieniają w swoich opiniach inni czytelnicy. Po opisie oczekiwałam książki skupiającej się w większym stopniu na psychice głównej bohaterki i jej walce z ciężką przeszłością, a ostatecznie dostałam romans z typowym trójkątem miłosnym oraz delikatnym zabarwieniem erotycznym (co nieszczególnie mi się w tym wszystkim podobało). Ten sam opis zwiastował również, że tajemniczy Adam będzie prawnikiem, a po przeczytaniu całej książki w ogóle nie odczułam, że tak było. Czyżbym czytała inną książkę, a ten prawnik mi się jedynie przyśnił? Tego nie potrafię zrozumieć.

Styl autorki niewątpliwie jest przyjemny, jednak w moim odczuciu było w nim zbyt wiele potocyzmów, co spowodowało, że nie wszystkie fragmenty dobrze mi się czytało. A już zwłaszcza te, gdzie przyjaciółki były razem. Ich potyczki słowne były po prostu dziecinne i czasami nie potrafiłam się zmusić, by brnąć dalej. A szkoda, bo był ogromny potencjał na coś ciekawszego. Zwłaszcza, że Kamila Mikołajczyk ma talent do tworzenia lekkich, przyjemnych do czytania historii.

       Bohaterowie byli niesamowicie irytujący i większą sympatią nie obdarzyłam żadnego z nich. Lena zadziwiała mnie swoimi dziwnymi wyborami i fochami (a także traumą, która pojawiała się i znikała w przypadkowych momentach, zależnie od potrzeb fabuły), Paweł to seksoholik, którego jedyną cechą charakteru jest miłość do siłowni oraz swojej dziewczyny, a Adam był najzwyczajniej w świecie nijaki, choć na pewno w całym zestawie postaci był najciekawiej skonstruowany i zaplanowany. Niestety jego relacja z Leną też była wyjątkowo nieangażująca i trudno było poczuć jakąkolwiek głębszą chemię. A przecież na tym opiera się całokształt historii?

      Krótko mówiąc, raczej nie sięgnę po następne części trylogii. Wdech pokazał, czego mogę się po trylogii spodziewać i niekoniecznie mnie ta wizja zachęca. Jest to książka z dobrym pomysłem, jednak o wiele gorszym wykonaniem. Autorka ma lekki styl, dzięki czemu historię czyta się dość przyjemnie, jednak co to za radość z zagłębiania się w lekturę, skoro bohaterowie są denerwujący, a fabuła niezbyt wciągająca? Jeśli jednak ktoś lubi niewymagające historie miłosne, Wdech może się okazać bardzo dobrym wyborem. Ja nie odradzam, jednak też szczególnie nie polecam.

Wydawnictwo: Editio
Autor: Kamila Mikołajczyk
Ilość stron: 280
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 06.05.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Editio
Ciemna strona Katowic, czyli ,,Chemik"

Ciemna strona Katowic, czyli ,,Chemik"




         Jak już niejednokrotnie wspominałam, lubię sięgać po debiuty, gdyż zawsze jestem ciekawa nowych autorów. Właśnie takim debiutem była zeszłoroczna Wina, którą wspominam dość dobrze i pamiętam, że oceniłam ją zadziwiająco pozytywnie. To właśnie takie pozytywne wspomnienia spowodowały, że gdy tylko dostrzegłam informację o nadchodzącej kontynuacji, nie powstrzymywałam się przed sięgnięciem po nią ani przez moment. Niestety po kilku pierwszych stronach okazało się, że mój zapał zniknął równie szybko, jak się pojawił... Wygląda na to, że mój gust czytelniczy zdążył się w ciągu kilku miesięcy bardzo zmienić. A może po prostu dostrzegłam błędy, które przy Winie mi jakoś umknęły? Możliwości jest naprawdę sporo, jednak niestety muszę przyznać, że Chemik na pewno nie będzie moim tegorocznym książkowym ulubieńcem. Nie był zły, jednak zabrakło mi w nim czegoś więcej...

       Akcja książki dzieje się w Katowicach, gdzie pewnego wieczoru życie odbiera sobie młody i utalentowany student chemii. Jednak czy aby na pewno było to samobójstwo? Krążą opinie, że chłopak tak naprawdę nie wypadł z balkonu, a został z niego zepchnięty... Sprawą zajmuje się komisarz Sabina Trzmiel oraz jej nowy partner, Andrzej Świerczewski. Kobieta musi również pogodzić pracę z walką z samotną i ciężką codziennością. Jak jej to wyjdzie?
Policjanci podczas poszukiwania odpowiedzi muszą zajrzeć głęboko w trudną przeszłość chłopaka, a także zbliżyć się do środowiska śląskich dilerów oraz... polityków. Sprawa nie jest tak prosta, na jaką na pierwszy rzut oka wygląda, a dotarcie do prawdy okaże się dość trudnym zadaniem. Co tak naprawdę wydarzyło się tej nieszczęśliwej nocy?
         Coś mi niestety w tym wszystko nie pasowało i nie potrafiłam się w tę historię wciągnąć. Podobnie jak w poprzedniej części, styl autora jest lekki i prosty, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Niestety znów wydawał mi się przez to momentami aż nazbyt nijaki. Refleksje i dialogi bohaterów nie należały do szczególnie intrygujących, przez co ciężko było mi wczuć się w ich sytuację. Mimo wszystko, muszę przyznać, że sprawa sama w sobie była o wiele ciekawsza, niż ta przedstawiona w poprzedniej części. Fragmenty dotyczące środowiska dilerów były dość ciekawe, a odkrywanie tajemnic z przeszłości zmarłego studenta niejednokrotnie przywracało mi wiarę w to, że ta książka jeszcze będzie dobra.

Decyzje zostały podjęte. Nie ma powrotu do dawnego, beztroskiego życia.

        Szczerze mówiąc, bardzo brakowało mi Pawła Góralczyka. Zawsze miałam słabość do postaci policjantów z trudną przeszłością, dlatego brak protagonisty z poprzedniej części odrobinę mnie rozczarował. Mimo wszystko, starałam się to jakoś przetrwać i przekonać się do nowych bohaterów. Niestety nikt z przedstawionych mi osób nie wydał mi się szczególnie interesujący i była to dla mnie historia o kompletnie obojętnych mi ludziach. Czegoś mi w ich charakterze zabrakło i nawet niezbyt przyjemna codzienność Sabiny Trzmiel mnie nie zainteresowała... Komisarz była najzwyczajniej w świecie nijaka. A szkoda, bo potencjał był ogromny.
          Podobało mi się jednak zakończenie. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam i byłam pozytywnie zaskoczona, gdy wszystko zaczęło się wyjaśniać. Zamysł na fabułę przypadł mi do gustu i cieszę się, że pełen emocji finał uratował moje spojrzenie na książkę. Autor bardzo dobrze budował napięcie i stworzył niespodziewany, jednak bardzo logiczny i interesujący zwrot akcji. Wierzę, że z biegiem czasu każda kolejna historia Piotra Wójcika będzie jeszcze lepsza od poprzedniej. 

            Chemik to nie jest kryminał wybitny, jednak i tak bawiłam się przy nim bardzo dobrze. Zamysł na fabułę jest intrygujący, styl lekki, a większość wad nie jest aż tak widoczna oraz przeszkadzająca w ogólnym odbiorze książki. To dość przyjemy kryminał dla każdego, kto pragnie odpocząć od nieco cięższych klimatem tytułów. Polecam wszystkim fanom mocniejszych historii osadzonych w polskich realiach.

Wydawnictwo: Dragon
Autor: Piotr Wójcik
Ilość stron: 320
Cena okładkowa: 34,95 zł
Premiera: 25.04.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Dragon
Życie w poczuciu winy, czyli ,,Rysio Snajper"

Życie w poczuciu winy, czyli ,,Rysio Snajper"


      Chyba nie muszę kolejny raz wspominać o mojej miłości do twórczości Kurta Vonneguta. Po jego powieści sięgam nawet w ciemno i zawsze zachwycona jestem lekkością stylu oraz dość nietypową tematyką wszystkich historii. Uwielbiam również wyłapywać nawiązania do innych jego pozycji i coraz bardziej zagłębiać się w tym nietypowym, poruszającym przeróżne tematy uniwersum. Jednak czy Rysio Snajper to historia, która faktycznie skradła moje czytelnicze serce? Już we wstępie mogę zapewnić, że moja podróż po zwariowanym świecie Vonneguta nie dobiegła jeszcze końca i nie mogę się doczekać następnych reedycji przygotowywanych przez Zysk i S-ka. Przecież to klasa sama w sobie. Tutaj w sumie mogłabym zakończyć swoją opinię, no ale jednak tak nie wypada...

    Życie dwunastoletniego Rudy'ego Waltza mieszkającego w Midland City (znanym być może niektórym ze Śniadania mistrzów) ulega diametralnej zmianie, gdy podczas zabawy bronią przypadkiem zabija ciężarną kobietę strzałem między oczy. To też właśnie w tamtym momencie młody chłopak staje się podwójnym mordercą i zyskuje swój pseudonim - Rysio Snajper. Rudy po zrozumieniu, co tak naprawdę się wydarzyło, musi nieustannie radzić sobie z wyrzutami sumienia i coraz większą obojętnością co do otaczającego go świata. Z biegiem (dość ciężkich dla niego) lat staje się  poszukującym spokoju i ucieczki od przeszłości, a także starającym się odpokutować swą winę aseksualistą, który czuje się niezrozumiany nawet przez najbliższe dla niego osoby. Jak będzie przebiegać jego podróż po zakątkach własnej i pełnej paradoksów duszy? Czy Rudy'emu uda się odnaleźć tak bardzo upragniony spokój i przebaczenie za dawne grzechy?
    Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy podczas lektury to zadziwiająco niewiele znanego mi z wcześniejszych książek Vonneguta humoru. Rysio Snajper okazał się być tak naprawdę słodko-gorzką historią o zbrodni i karze, w której uśmiech wywoływany jest raczej przez absurdalność życia głównego bohatera i jego nietypowej rodziny. Klimat stał się przez to nieco ciężki i nostalgiczny, jednak wciąż pełen Vonnegutowskiej ironii i czarnego humoru. A w tym wszystkim nie brakuje też chwili na przemyślenia dotyczące życia...

Do jeszcze nienarodzonych, do wszystkich niewinnych wiązek jednorodnej nicości: strzeżcie się życia.

       Nie jest to książka trudna w odbiorze. Styl jak zwykle jest niesamowicie lekki i przyjemny, choć swoją prostotą potrafi dotrzeć do człowieka i zmusić do autorefleksji. Vonnegut to mistrz subtelności i pod płaszczykiem żarcików oraz ironii przekazuje czytelnikowi prawdę o otaczającym świecie i ludzkiej naturze. Bo Rysio Snajper to tak naprawdę dramat o zabijającej od środka samotności i pragnieniu zmian. Lata mijają, a książki Vonneguta pozostają w takim samym stopniu poruszające i dające do myślenia... choć z pozoru głównie dla społeczeństwa znającego amerykańskie realia. Mimo wszystko, na pewno każdy z nas wyciągnie z jego książek coś dla siebie.

    Zbrodnia i kara Dostojewskiego nie przypadła mi do gustu, choć jest to książka niewątpliwie intrygująca i równie (choć podejrzewam, że nawet i bardziej) poruszająca. Wydaje mi się, że gdyby Dostojewski dodał swej powieści trochę więcej ironii i dystansu do poruszanego tematu, powstałaby historia po wieloma względami przypominająca Vonnegutowską. Może przez to przynajmniej lepiej omawiałoby mi się ją na lekcjach języka polskiego? A to już wyłącznie gdybanie... A już tak na poważnie - Rysio Snajper to świetna satyra przedstawiająca niedoskonałość i kruchość ludzkiej egzystencji. Zdecydowanie polecam, tak jak całą twórczość autora.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Kurt Vonnegut
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Ilość stron: 312
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 24.03.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger