Żywot prawdziwego artysty, czyli ,,Sinobrody"

 



✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧


    Po Vonneguta sięgam w ciemno - niejednokrotnie o tym wspominałam. Tak dla zasady. Pokochałam go od pierwszej książki i to namiętne uczucie wciąż nie zgasło. No, a mam także szczerą nadzieję, że prędko nie zgaśnie, bo dobrą książkę zawsze miło jest przeczytać. Z Vonnegutem często nadaję na podobnych falach, co w Sinobrodym również dostrzegłam. Ten autor  jeszcze mnie nigdy nie zawiódł i zawsze jestem zauroczona jego ironią i absurdalnym humorem. Jednak czy tym razem historia szczerze mnie zaintrygowała, czy może był to wyłącznie kolejny średniak, którego mimo wszystko pokochałam przez styl i sympatię do autora, tak jak to było w przypadku Galapagos
Cóż... nie ukrywam, że byłam ciekawa, co też Robo Karabekian trzyma w swoim schowku na kartofle. I to tak naprawdę. 

    Książka jest autobiografią (chociaż o wiele bardziej pasuje tutaj określenie "dziennikiem") amerykańskiego malarza (ormiańskiego pochodzenia), oraz jednookiego weterana drugiej wojny, światowej - Robo Karabekiana. Pewnego razu postanawia jednak raz na zawsze zakończyć karierę artysty na rzecz kolekcjonowania dzieł sztuki. Niespodziewanie wprowadza się do niego pewna wścibska wdowa - Circle Berman - pisarka wydająca pod pseudonimem kontrowersyjne książki, a także pragnąca odkryć sekret skrywany w schowku byłego malarza. W tym celu namawia go do napisania swojej biografii. Czy uda jej się dzięki temu osiągnąć postawiony przez siebie cel? Czy odnajdzie sposób, by Robo Karabekian w pełni się przed nią otworzył? A to już akurat kompletnie inna historia... Bo Vonnegut bardzo lubi mieszać. Dlatego też wszystko dzieje się bardzo niechronologicznie, a przez to poznanie głównego bohatera może okazać się nieco bardziej zagmatwane, niż się to na początku wydaje. 
    Książka zaintrygowała mnie już od pierwszych stron, chociaż dopiero później zaczęłam dostrzegać jej prawdziwe przesłanie oraz wszystkie warte zapamiętania sentencje. Bo jest to tak naprawdę historia drwiąca ze sztuki tworzonej wyłącznie dla zarobku, a także (jak to już u Vonneguta bywa) odsłaniająca i cynicznie komentująca ludzką naturę. Pojawiają się również wątki antywojenne oraz feministyczne. Całość jest dzięki temu bardzo aktualna i uniwersalna. A diagnoza społeczeństwa jest  - jak to zawsze u tego autora - trafna. Nawet jeśli ocena sama w sobie niewątpliwie należy do pesymistycznych. 

Kto zasługuje na większe politowanie: pisarz spętany i zakneblowany przez policję czy ten, który, ciesząc się całkowitą wolnością, nie ma nic więcej do powiedzenia?
    Chyba nigdy nie przestanę się zachwycać lekkim i dosadnym językiem Vonneguta. Nie jest to być może styl szczególnie poetycki i kwiecisty, jednak dzięki temu historia wydaje się bardzo swojska i prosta w odbiorze. Autor w prosty sposób przekazuje nieco głębsze przemyślenia oraz niejednokrotnie zmusza do refleksji na temat otaczającego nas świata. Nie tworzy skomplikowanych metafor, nawet jeśli czasem używa nieco trudniejszego (bo abstrakcyjnego) języka.
    Robo Karabekian uzyskał u mnie miano niejakiego "Vonnegutowskiego gaduły", opowiadającego historię swojego życia w sposób dość specyficzny, jednak niewątpliwie intrygujący. Bo u autora pojawiają się motywy stałe i obecne w praktycznie każdej książce. Jednak czy to źle? Oczywiście, że nie. Bo dzięki temu można w pewien sposób poznać tak szaloną personę, jaką jest Kurt Vonnegut.

    Ja Sinobrodego polecam każdemu - nawet osobom, które swoją przygodę z twórczością tego autora mają dopiero przed sobą. Bo choć jest to świat dość zwariowany, w tej książce na pewno można się bez jego znajomości idealnie odnaleźć. Zwłaszcza, że jest to historia uniwersalna i bardzo aktualna. Zdecydowanie warto bliżej poznać Robo Karabekiana i jego życiorys - można się z niego wiele nauczyć.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Kurt Vonnegut
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Ilość stron: 392
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 20.10.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

2 komentarze:

  1. A ja wczoraj skończyłem "Kocią kołyskę". Vonnegut jest świetny z tym swoim groteskowym spojrzeniem na świat, do tego diablointeligentnym. Po "Rzeźni..." i "Kociej..." może to właśnie "Sinobrody" będzie moim kolejnym spotkaniem z pisarzem?

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger