Miód na serce w trudnych czasach, czyli fenomen serialu „Szpital New Amsterdam"
Jak McCarthy do klasyków postapo dołączył? Słów kilka o ,,Drodze"
Niewątpliwie ciężko jest we współczesnym świecie znaleźć książki, które będą zarówno przyjemne w odbiorze, jak i wartościowe. Wszechobecny dostęp do literatury spowodował, że rynek wydawniczy został wręcz zalany historiami prostymi oraz niewymagającymi. Czy istnieje w ogóle cień szansy, by odnaleźć książkę, która będzie się spomiędzy nieskomplikowanej literatury popularnej wyróżniać? Oczywiście, że tak. Są bowiem autorzy, którzy starają się tworzyć opowieści ukazujące otaczający nas świat w zupełnie inny sposób. Są to historie, które poruszają swoim przesłaniem, przystępnym i nieskomplikowanym stylem oraz zapadającymi w pamięć bohaterami. Właśnie na te cechy ja (jak i wielu innych czytelników) zwracam największą uwagę. Wśród ogromu jednakowych i pisanych jakby na kolanie historii – czy to kryminałów, czy to też erotyków/romansów – powiew świeżości jest czymś jak najbardziej potrzebnym. A już szczególnie taki, który przyniesie czytelnikom historię niekonwencjonalną oraz jedyną w swoim rodzaju (a przynajmniej na pierwszy rzut oka, bowiem podobne motywy pojawiały się w literaturze już niejednokrotnie, a żadna książka nie jest w stu procentach oryginalna). Wszystkie moje wymagania zostały spełnione przez jednego współczesnego amerykańskiego autora, którego książka stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych tytułów literatury postapo – tuż obok Bastionu Stephena Kinga, Pikniku na skraju drogi braci Strugackich oraz (chociaż powstałej kilka lat później) trylogii Metro Głuchowskiego.
W
2006 roku Cormac McCarthy wydał Drogę –
swoje późniejsze opus magnum, opowieść o postapokaliptycznym świecie, w którym ludzkość
została zniszczona przez bliżej nieokreślony kataklizm, a osoby, które jakimś
cudem go przeżyły, muszą teraz walczyć o przetrwanie w bardzo trudnych, wręcz
nieludzkich warunkach. Historia w głównej mierze skupia się jednak na dwójce
bohaterów – synu oraz jego ojcu. Przemierzają oni wyniszczoną apokalipsą
krainę, poszukując sposobu na przeżycie.
Doceniam
literaturę fantastycznonaukową za to, że ukazuje scenariusze niejednokrotnie
bardzo prawdopodobne. Najbardziej porusza mnie jednak jeden z jej podgatunków –
właśnie wspomniana wcześniej postapokalipsa. Ukazuje on świat po (najczęściej
nuklearnej) katastrofie. Świat, gdzie człowiek
utracił swoją moc panowania nad planetą - gdzie jest skazany na ciężką
pogodę i niebezpieczne zwierzęta, wręcz potwory powstałe na skutek mutacji.
Choć z pozoru takie wizje są daleko odbiegające od rzeczywistości, wcale tak
nie jest. McCarthy w Drodze przedstawił
świat zniszczony przez drugiego człowieka. Bo czy już teraz nie zmagamy się z
wojnami, głodem i cierpieniem? Ogromne i brutalne wojny światowe co prawda są
już dla nas przeszłością, jednak wciąż są kraje dotknięte wojnami domowymi i
kryzysami. Nie mówi się o tym głośno, ponieważ nie odczuwa się potrzeby, by
ingerować w sprawy innych krajów. W wielu biedniejszych rejonach świata widoki
mogą być łudząco podobne do tych opisanych przez McCarthy’ego na kartach
powieści. A przecież jest to dzieło fantastyczne, nierealne, ukazujące tylko i
wyłącznie fikcję… Chociaż po dłuższej refleksji mogą pojawić się swego rodzaju
wątpliwości co do tego, czy postapokalipsa jest tak odległa od naszej
codzienności. Szczególnie przez konflikty zbrojne oraz rozwój broni nuklearnej.
Mimo wszystko,
Droga to tak naprawdę historia
opowiadająca o głębokiej relacji ojca z dzieckiem. Książka ukazuje ogromne
uczucie i zaufanie, jakim dwoje bohaterów darzy siebie nawzajem. Jest to
opowieść zarówno o poświęceniu na rzecz drugiej osoby, jak i sile
rodzicielskiej miłości, potrafiącej przetrwać nawet w najtrudniejszych
warunkach. Można ją odczytywać w znaczeniu dosłownym - jako historię o bliżej
nieokreślonej przyszłości zniszczonej przez wiele czynników, lub jako opowieść
o tym, co już teraz jest w naszym świecie obecne. McCarthy napisał bohaterów z
głębią psychologiczną, postacie niewątpliwie wiarygodne i mogłyby zostać
spotkane przez czytelnika w prawdziwym życiu. Ich losy poruszają i ukazują, co
jest w stanie zrobić człowiek, który martwi się o życie bliskich mu osób.
Ojciec z każdą napotkaną przez nich po drodze osobą zaczyna być coraz bardziej
przerażony degeneracją i powolnym upadkiem człowieczeństwa. Zupełnym
przeciwieństwem jest jego syn, który nieustannie trwa przy iskierce nadziei i każde
ze spotkań utwierdza go w przekonaniu, że mimo wszystko nie jest aż tak źle.
Pragnie pomagać każdej napotkanej osobie (nawet jeśli już martwej) i ma w sobie
ogromne pokłady empatii. To właśnie dziecko jest powodem, dla którego chory
ojciec jeszcze trzyma się życia. Uważa,
że jego misją jest zapewnienie mu bezpieczeństwa i warunków tak dobrych, jak
tylko można w tych ciężkich czasach osiągnąć. Przy tym pragnie go nauczyć jak
najwięcej o otaczającym ich świecie, nawet jeśli jest to dla ojca znającego dawny
wygląd rzeczywistości bardzo ciężkim doświadczeniem.
Użyty
przez autora styl powoduje, że całokształt historii wydaje się przez to zimny i
dosadny, jednak ostatecznie idealnie współgra to z wizją przedstawioną przez
McCarthy’ego. Lektura mimo wszystko do najprostszych nie należy - głównie ze
względu na emocje, które pojawiają się podczas czytania. Chociaż styl nie jest
szczególnie skomplikowany, klimat powieści sam w sobie może okazać się zbyt
przygnębiający, by książkę w całości przeczytać od razu. Zdania są krótkie,
suche, brak w nich patosu i niepotrzebnych ozdobników. Również dialogi są
wplecione jakoby w środek historii, nie są zapisane od myślników, a także
brakuje w nich nakierowania na emocje odczuwane przez bohaterów. Pozostawia to
miejsce do własnej interpretacji, nawet jeśli bezuczuciowość narracji jedynie
pogłębia wszechobecną i przygnebiającą atmosferę stworzoną przez autora. Bowiem
świat w Drodze jest cichy i pusty, a
przez to zarazem na swój sposób spokojny. Ludzie zdążyli pogodzić się ze swoim
losem, nawet jeśli nieustannie starają się pokonać każdą z kolejnych przeszkód.
Wiedzą, że nie ma dla nich nadziei, jednak starają się żyć jak najbardziej
normalnie. Nawet jeśli z niektórych w tej ciężkiej sytuacji powoli zaczyna
znikać całe człowieczeństwo.
Swoją
wersję Drogi starał się stworzyć
Peter Heller w Gwiazdozbiorze psa.
Niestety na chęciach - oraz nawiązaniem do ów tytułu na okładce polskiego
wydania- się skończyło, bowiem nieco bardziej współczesna (wydana w 2012 roku)
wizja nie przemawiała do czytelników w tak ogromnym stopniu, jak ta ukazana
przez McCarthy’ego. Peter Heller stworzył bohatera podróżującego z psem -
zamiast dzieckiem - po świecie wyniszczonym przez epidemię grypy. Niestety
jednak im dalej w las, tym zaczyna robić się coraz gorzej. To, co w Drodze szokowało i poruszało, w Gwiazdozbiorze psa okazywało się nużące i przesadzone. Motywacje bohatera
(poszukiwanie miłości) w starciu z McCarthym również wydają się zadziwiająco
się płytkie. Brak w tym większej głębi. Ciężko przywiązać się do protagonisty. Było
to spowodowane faktem, iż styl autora okazał się o wiele gorszy (pomimo
podobnej obojętności w słowach narratora), a celowy brak interpunkcji drażnił
podczas pierwszego zetknięcia z tymże tytułem. Mimo, iż Heller poruszał w
swojej powieści ważne tematy, zetknięcie z Drogą
zdecydowanie obniża jej rangę. Podejrzewam, że gdyby Gwiazdozbiór psa został napisany nieco sprawniej, wspominałabym go
o wiele lepiej. Tak się niestety nie stało.
Kreacja świata, ukazanie problematyki, wiarygodni bohaterowie, a także prosty, jednak idealnie dopasowany do historii styl to czynniki, które spowodowały, że o Drodze nie da się zapomnieć. To ciekawe spojrzenie na powieść o wędrówce przez wyniszczony świat. Miejsce, które może okazać się za kilka, kilkanaście lat naszą rzeczywistością. McCarthy ukazuje, co może nas czekać, jeśli nie zaczniemy dbać o Ziemię, a także siebie nawzajem. Pokazanie kontrastu między sceptycznym, zamkniętym w sobie ojcem oraz ufnym, empatycznym synem pokazuje, że pomimo wielu znaczących różnic i tak można darzyć siebie ogromnym uczuciem. Autor zmusza też do refleksji nad otaczającym nas światem, co powoduje, że zaczynamy cieszyć się z tego, co mamy na co dzień. Pomimo swojej niewielkiej objętości całość wywołuje ogromne emocje i porusza. Nic więc dziwnego, że Droga prędko stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych powieści postapokaliptycznych. Nie jest ona bowiem wyłącznie rozrywkowa, nie doświadczy się w niej sensacyjnych scen rodem z filmów z serii Mad Max (nawet jeśli sceneria i estetyka ów podgatunku niejednokrotnie wydają się bardzo podobne). To powolna opowieść o ogromnym uczuciu oraz wielkiej woli przetrwania, ukazująca zarazem otaczający nas świat pod przykrywką stricte rozrywkowego i prostego w odbiorze postapo.
Złodziej z zasadami, czyli ,,Dżentelmen włamywacz"
Jak to z tymi twórcami sci-fi jest?
Wizja nieznanej przyszłości często wydaje się pisarzom bardzo atrakcyjna. Science-fiction jest gatunkiem, który powstał dzięki osobom ciekawym tego, co nas tak naprawdę za bliżej nieokreślony czas czeka. Chociaż autorzy specjalizujący się w tymże gatunku niejednokrotnie traktowani byli z pobłażaniem i swego rodzaju litością ze strony innych twórców, udało im się pokazać, że ich pomysły na fabułę lub przedstawienie przyszłości bardzo często okazują się wręcz prorocze - co jednak nie zawsze jest przez ukazywane wizje rzeczą dla nas pozytywną. Z biegiem czasu zaczęto doceniać ich wkład w rozwój nauki i kultury, co widać nawet obecnie (bowiem Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Stanisława Lema). Kim jednak tak naprawdę byli twórcy tak fantastyki naukowej? Popularyzatorami wiedzy, a może proroczymi wizjonerami? A to już kwestia sporna i można by o niej naprawdę wiele powiedzieć. Szczególnie, że wielu z autorów niejednokrotnie okazywało się personami ekscentrycznymi i trudnymi do zrozumienia.
Stanisław
Lem to postać barwna. Pisarz, który sławę i uznanie zyskał nie tylko w Polsce,
ale i także na całym świecie. Za jego swoiste opus magnum niewątpliwie
uznaje się Solaris, czyli opowieść o Krisie Kelvinie, który dociera na
tytułową Solaris - nietypową planetę z dwoma słońcami i oceanem, który zdaje
się żyć własnym życiem. Książka w głównej mierze porusza tematykę prób
porozumiewania się z obcą cywilizacją, chociaż jest zarazem filozoficznym
rozważaniem na temat natury człowieka oraz tego, co tak naprawdę jest w jego w
życiu najważniejsze. Lem stworzył barwną historię, w której jednocześnie
pokazał czytelnikowi naukową stronę swojej osobowości, zawierając w Solaris wiele
opisów dotyczących rozwoju i procesów odkrywania planety, a także działające na
wyobraźnie fragmenty o jej nietypowej przyrodzie. Jest to połączenie literatury
popularnej - można by nawet rzec, że swego rodzaju space opery - z pełną
specjalistycznych pojęć powieścią dla ambitnego i zarazem zafascynowanego nieco
bardziej naukową stroną podróży międzyplanetarnych czytelnika.
Niektóre z pomysłów Stanisława Lema okazywały się po niedługim czasie wręcz prorocze. W Powrocie z gwiazd pojawiło się urządzenie, dzięki któremu możliwe było czytanie książek bez konieczności zabierania ich wszędzie ze sobą. Jakiś czas później powstały… czytniki e-booków. W Internecie krąży nawet zdjęcie, na którym fragment opisujący działanie ów urządzenia jest wyświetlany na właśnie tego typu czytniku. W swoich publikacjach Lemowi udało się również przewidzieć naszą obecną pandemię (co jest jednak niestety nieco mniej spektakularne, bowiem pojawianie się groźnych wirusów jest bardzo częstym motywem wykorzystywanym wśród twórców literatury fantastycznonaukowej - a już zwłaszcza przez tych specjalizujących się w podgatunku postapokaliptycznym). Mimo wszystko, Lema można uznać zarówno za popularyzatora nauki, jak i wizjonera. Tworzył fascynujące opowieści, często przystępne dla wszystkich czytelników (jego styl był zadziwiająco lekki, często używał pierwszoosobowej narracji - dodatkowo sam narrator okazywał się postacią, z którą łatwo można się zidentyfikować - a język używany do opisywania skomplikowanych naukowych fragmentów nie był szczególnie trudny w zrozumieniu), jednocześnie w tychże historiach zawierał pomysły, które kilka lat później stawały się prawdą. Zachęcał do zagłębiania się w naukę również osoby młodsze - Bajki robotów bardzo często są lekturą w szkole podstawowej, a łatwość ich odbioru pozwala na zagłębianie się w opowiadania nawet osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z czytaniem. To właśnie nietypowe i innowacyjne podejście do nauki oraz przystępność spowodowały, że twórczość Lema stała się na całym świecie tak bardzo rozpoznawalna.
Wspomniane zdjęcie |
Za
Lemem z początku nie przepadał amerykański autor literatury science-fiction,
Phillip K. Dick, uznający Polskiego pisarza za posługującego się pseudonimem
działacza komunistycznego. Jego zdaniem Stanisław Lem nie istniał, a osoba
kryjąca się za tym imieniem i nazwiskiem miała działać niekorzyść kraju,
wydając swoje książki na rynku amerykańskim. Przy okazji Lem miał rzekomo
przekazywać w nich radziecką propagandę. Rozsierdzony Dick zgłosił sprawę do
FBI, lecz cała sytuacja ostatecznie zakończyła się na samych pomówieniach.
Najbardziej fascynuje jednak fakt, że wydawanie książek w innym języku potrafi
być powodem do tak poważnych sprzeczek między pisarzami...
Mimo
wszystko ciężko jest nie przyznać, że Phillip K. Dick był pisarzem wybitnym.
Jego dość cyberpunkowa książka Czy androidy śnią o elektrycznych
owcach? (znana szerzej - po premierze filmu z Harrisonem Fordem - jako
Blade Runner) idealnie ukazuje strach przed przyszłością oraz
niebezpieczeństwa płynące z powolnego zaniku człowieczeństwa. Dick wykreował
postać Ricka Deckarda, łowcy androidów, który musi wytropić i pozbyć się robotów
zachowaniem i wyglądem przypominających ludzi. Jednak z każdym kolejnym
napotkanym robotem dostrzec można w Deckardzie zmianę. Zaczyna tracić swoje
człowieczeństwo, oddając się bezdusznej pracy, byle tylko zarobić i polepszyć
swój status społeczny. Sam klimat książki jest ciężki, oschły i bezuczuciowy. Czy
androidy śnią o elektrycznych owcach? może się przez to wydawać toporne,
lecz to dodaje temu brutalnemu światu swego rodzaju magii i staje się on dzięki
temu prawdopodobny. Jest to bowiem rzeczywistość, gdzie ludzie są podzieleni.
Świat, w którym dyskryminacja jest na porządku dziennym, a ludzie przestają być
zdolni do samodzielnego odczuwania emocji i muszą się wspomagać przy pomocy
specjalnych urządzeń. Gdyby się nad tym zastanowić, nasza współczesność potrafi
być łudząco podobna.
U Dicka ważne było ukazanie wizji przyszłości, lecz nie starał się tworzyć jej wyłącznie naukowo. Jest to historia skupiona na filozoficznym przesłaniu, bez rozbudowanych opisów przyrody i skomplikowanych technologii. Phillip K. Dick był wizjonerem ze swoim przesłaniem. Pokazywał świat z własnego punktu widzenia, a uzależnienie od narkotyków i pisanie pod ich wpływem skutkowało potęgowaniem specyficznych doznań, które odczuć można podczas lektury jego książek. Są to bowiem światy nietypowe, jednak zadziwiająco nam bliskie.
Kadr z filmu Blade Runner 2049 (2017) |
Za
wizjonerów można uznać również twórców literatury antyutopijnej i dystopijnej -
czyli kolejnych podgatunków science-fiction. Głównym celem tychże
pisarzy, nie była popularyzacja nauki samej w sobie, a przedstawienie zagrożeń
płynących z niewłaściwych zachowań. W swoich dziełach ukazywali świat
zniszczony przez ludzi, ich złe wybory oraz totalitarną władzę. Bardzo często
słyszy się we współczesnym świecie o George’u Orwellu i jego proroczej antyutopii
Rok 1984. Głównym bohaterem jest mieszkający w Londynie Winston Smith,
który na każdym kroku musi uważać na to, co robi i mówi, gdyż nad wszystkim
władzę sprawuje Partia z Wielkim Bratem na czele. Człowiek nie ma prawa do
własnego zdania, prawdziwa miłość przestała istnieć, a kraj, w którym mieszka
protagonista - Oceania - nieustannie jest pogrążony w wojnie z wrogiem. Jest to
niewątpliwie bardzo pesymistyczna wizja, jednak po lekturze czytelnik zaczyna
postrzegać wiele spraw zupełnie inaczej. Orwell okazał się prorokiem, który
przewidział wszechobecną inwigilację oraz agresywną rządową propagandę. Słychać
z wielu stron głosy, że książki Orwella powinno się czytać, a nie wprowadzać
w życie, jednak niektórych rzeczy najwidoczniej niestety nie da się
uniknąć. Styl autora jedynie potęguje poczucie beznadziei i smutku. Jest suchy,
prawie że bezuczuciowy. Orwell tworzy własny język, który nazywa nowomową.
Powstał on tak, by ułatwić Partii manipulowanie ludźmi, a także wpływanie na
ich, zresztą i tak w głównej mierze pochlebne totalitarnym rządom Partii,
poglądy.
Wiele antyutopii nie zyskało
aż tak ogromnego rozgłosu, jak było w przypadku George’a Orwella, jednak ich
twórcy i tak mogą zostać uznani za wizjonerów pragnących ostrzec nas przed
przyszłością. Aldous Huxley oraz jego Nowy wspaniały świat, Ray Bradbury
i 451 stopni Fahrenheita, a także nieco bardziej współczesna Margaret
Atwood z Opowieścią podręcznej, a także jej kontynuacją - Testamentami.
Nawet Stanisław Lem napisał swoją własną antyutopię, jaką jest Kongres
futurologiczny.
Współcześnie bardzo trudno
jest stworzyć książkę w tym podgatunku bez nawiązania do tychże twórców i ich
dzieł. Robb Hart w Magazynie zawarł dość obszerny fragment, w którym
główny bohater przegląda książki w jego czasach zakazane. I jak się prędko
okazuje, są to praktycznie wszystkie wymienione wcześniej tytuły. Ich
największym zagrożeniem jest to, że czytelnik po ich lekturze zaczyna
dostrzegać rzeczy wcześniej przez niego ignorowane. Widać, że twórcy
niejednokrotnie mieli w swych rozważaniach rację i wizje codzienności w
stworzonych przez nich światach stają się, niestety na naszą niekorzyść,
rzeczywistością.
Kadr z filmu 1984 (1984) |
Nawet
współcześnie dostrzec można popularność literatury science-fiction, w
tym takiej podobnej do dzieł Lema - dotyczącej podróży międzyplanetarnych. W
literaturze popularnej jednym z najbardziej rozpoznawalnych przykładów jest Marsjanin
Andy’ego Weira. Jest to powieść o astronaucie, który został sam na Marsie,
gdy reszta załogi uznała go za zmarłego podczas ewakuacji. Gdy protagonista się
budzi i dostrzega, że został kompletnie sam, od razu zaczyna próby nawiązania
łączności z NASA, by wezwać do siebie pomoc.
Chociaż jest to książka niewątpliwie w głównej mierze rozrywkowa, pojawia się w niej wiele opisów związanych z nauką. Narracja pierwszoosobowa pozwala jakoby wejść w umysł bohatera, dzięki czemu czytelnik śledzi jego poczynania w walce o przeżycie na Czerwonej Planecie. Główny bohater, Mark Watney, opisuje, w jaki sposób naprawić łazik, jak sadzić ziemniaki na Marsie, by plony były jak najbardziej satysfakcjonujące, a także jak wygląda nawiązywanie łączności z Ziemią. Pomimo opisów potencjalnie wyglądających na nużące, historia jest napisana lekkim i przyjemnym stylem, a poczucie humoru narratora powoduje, że Marsjanin łączy, tak zwane, przyjemne z pożytecznym. Język jest łatwy, a opisy zrozumiałe, dlatego nikt nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem nawet najbardziej zawiłych opisów.
Dzięki tejże książce wiele młodszych osób zaczęło interesować się nauką oraz przedmiotami ścisłymi. Zafascynowanie książką w amerykańskich szkołach było tak duże, że Andy Weir opublikował nieco ugrzecznioną wersję, w której pozbył się wulgaryzmów, zostawiając resztę fabuły bez zmian. Jednak to, czy autor był wizjonerem, jest już jest tematem na bliżej nieokreśloną przyszłość. Osobowe misje na Marsa są dopiero w planach, dlatego też nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy ta dość hollywoodzka wizja okaże się prawdą. Trzeba jednak wierzyć, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a miliony ludzi nie będą musiały śledzić, czy pozostawiony na Marsie astronauta bezpiecznie wróci ze swojej misji.
Marsjanin (2015) |
Dla
każdego pisarza ważne są zupełnie odmienne wartości. Nie można więc
jednoznacznie określić, kim tak naprawdę jest typowy autor science-fiction.
Jedni skupiają się na przekazywaniu naukowej wiedzy, drudzy zaś zdecydowanie
bardziej wolą przepowiadać przyszłość i pokazywać to, co jest ich zdaniem
bardzo możliwe do spełnienia - choć nie zawsze okazuje się to naukowo
prawdopodobne. Podgatunków science-fiction jest naprawdę wiele - od
podróży kosmicznych na nieznane planety zaczynając i na dystopiach oraz
postapokaliptycznych wizjach zagłady ludzkości kończąc - dlatego główne tematy
poruszane przez autorów mogą być naprawdę różnorodne. Mimo wszystko typowe science-fiction
od razu kojarzy się z podróżami w kosmos, robotami, wielkimi i rozbudowanymi
metropoliami oraz latającymi samochodami. W tym wszystkim są jednak rozważania
na temat roli człowieka, jego przemiany oraz poczucia samotności w miastach
pełnych ludzi (lub wręcz przeciwnie - na samotnych planetach i stacjach
kosmicznych). Używany przez autorów język bywa suchy, specjalistyczny i
nietypowy jednak bardzo często współgra to z prezentowanymi przez nich
historiami. Zdarzają się też wyjątki, gdzie opowieść jest na tyle fascynująca,
że i skomplikowane opisy wydają się czymś niezwykle łatwym i zadziwiająco
przyjemnym - nawet dla największego laika.
Współcześnie
literatura fantastycznonaukowa jest w głównej mierze nastawiona na aspekty
czysto rozrywkowe, jednak wciąż powstają historie tworzone przez pisarzy
pragnących coś swoimi opowieściami przekazać. Bo co z tego, że już teraz żyjemy w
czasach, które przez ówczesnych autorów były uważane za niezwykle odległe i
nieznane? Nic nie stoi na przeszkodzie, by dalej snuć wizje na temat tego, co
jeszcze czeka ludzkość. A już szczególnie w tak trudnych dla nas czasach...