W pogoni za zabójcą prezydenta, czyli ,,Ścigany"

W pogoni za zabójcą prezydenta, czyli ,,Ścigany"


Książki Katarzyny Michalak mają w sobie coś niespotykanego. Choć przeczytałam już kilka, wciąż chcę więcej. Nawet nie potrafię wyjaśnić, co mnie do nich aż tak przyciąga, jednak mam co do tego różne teorie... To zapewne wina fabuły i bohaterów! Przyzwyczajona do wiejskich klimatów i bohaterek-marzycielek zdziwiłam się, gdy dostrzegłam, że Ścigany jest z zupełnie innej bajki. Tym razem Katarzyna Michalak przeszła samą siebie i stworzyła historię pełną namiętności i brutalności.

   Książka opowiada o Danusi, która ma dość swojego życia i postanawia popełnić samobójstwo. W noc, która miała być jej ostatnią, poznaje Huberta Karlinga, którego poszukuje cała Polska. Okazuje się, że mężczyzna jest do niedoszłej samobójczyni bardzo podobny, a także wplątał się w ogromne tarapaty i potrzebuje pomocy właśnie od niej. Ranny i oskarżony o zabójstwo prezydenta ucieka przez bezludną część Bieszczad, modląc się, że ludzie jakimś cudem uwierzą w jego niewinność. Obydwoje mają trudną przeszłość, do której nie chcą wracać, jednak nie daje ona tak łatwo nie da za wygraną. Będą niejednokrotnie zmuszeni również do podjęcia bardzo drastycznych i niemoralnych środków, by tylko zapewnić sobie bezpieczeństwo. Jak na pierwszy rzut oka widać, nie jest to książka dla grzecznych dziewczynek...
  Fabuła jest interesująca, dzieje się bardzo dużo, dlatego ani razu się przy tym tytule nie nudziłam! Motyw ciągłego niepokoju i pościgu nadawał powieści mrocznego klimatu, a także pozwalał lepiej poznać bohaterów, którzy w trudnej sytuacji byli zmuszeni do zaufania sobie nawzajem. Słyszałam wiele głosów, że Ścigany jest bardzo podobny do Mistrza, jednak moim zdaniem obie książki łączy jedynie autorka i przedstawiona w nich brutalność. Drugiego tytułu nie potrafiłam skończyć, ponieważ to zupełnie nie są moje klimaty. Ściganego jednakże przeczytałam bardzo szybko. Wydał mi się po prostu o wiele dojrzalszy i ciekawszy.


- Wstawaj! Tylko powoli! - warknął do skulonej pod drzewem kobiety, celując z potężnego glocka między jej szeroko otwarte oczy. Ona zaś... zamiast poderwać się na równe nogi z rękami w górze i błagać o litość... roześmiała się.


    Polubiłam bohaterów. Prawie że wszystkie protagonistki z książek Katarzyny Michalak są albo marzycielkami, które ciągle chodzą z głową w chmurach, albo stanowczą bizneswoman. Danusia się wyróżniała. Była twardo stąpającą po ziemi i silną babką z trudną przeszłością. Wiele kobiet będzie mogło się z nią najzwyczajniej w świecie utożsamić. Podobała mi się jej powoli rozwijająca i delikatna, momentami wręcz subtelna, relacja z Hubertem. Nic nie działo się za szybko, no i bardzo mnie to cieszyło. Niestety pod koniec książki wszystko zaczęło się psuć...
  Najgorszym aspektem Ściganego jest jego końcówka. W ciągu kilku stron autorka chciała stworzyć spektakularne i pełne akcji zakończenie, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy nie było pisane na kolanie. Największe niedopowiedzenie jest na ostatniej stronie... całą sytuację można interpretować na milion różnych sposobów, a kontynuacji już raczej nie zobaczymy! No ale cóż, pozostaje tylko czekać na jakieś nawiązania do Ściganego w innych tytułach autorki. Mam nadzieję, że jakieś się pojawią! Bardzo chciałabym poznać dalsze losy Huberta i Danki...
   Okładka  również bardzo się wyróżnia. Wpadła mi w oko i nie mogłam się na nią napatrzeć, gdyż bardzo lubię fotografie i grafiki tego typu. Jest minimalistyczna i ładna, od razu widać, że nie jest to typowa obyczajówka, do których przyzwyczaiła swoich czytelników Katarzyna Michalak.

   Uważam Ściganego za książkę dobrą. Można przy niej spędzić przyjemne chwile. Każdy fan autorki powinien być zachwycony nowym tytułem! Jest pełen akcji, zwrotów akcji i ciekawych bohaterów. Pokazuje brutalność i uczy, że każdą życiową trudność można pokonać. Wystarczy silna wola i odrobina chęci...


Wydawnictwo: Między słowami
Autor: Katarzyna Michalak
Ilość stron: 320
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 05.09.2018

Siła relacji międzyludzkich, czyli ,,Przyciągnij Miłość"

Siła relacji międzyludzkich, czyli ,,Przyciągnij Miłość"



Ah te poradniki... Kto z nas nie spotkał się z chociażby jednym? Są tacy, którzy z nich korzystają, a są tacy, którzy uważają je za stratę czasu.  Ja osobiście podchodzę do nich z wielkim dystansem, starając się nie brać wszystkiego, co w nich zawarte na poważnie. Zapewne ciekawi was, czy Przyciągnij Miłość naprawdę pomaga w odnalezieniu miłości. No cóż... to już jest kwestia sporna.

  Agnieszka Przybysz jest profesjonalnym coachem, pionierką tegoż zawodu w Polsce i autorką kilku poradników. W książce Przyciągnij Miłość udziela rad dotyczących budowania relacji z innymi ludźmi, a także rozwiązywania życiowych problemów. Obala i potwierdza przeróżne mity na temat miłości, a także opowiada o namiętności i seksie. Tytuł ten posiada również wiele zadań, które pozwalają czytelnikowi lepiej poznać siebie samego i przez chwilę zastanowić się nad swoim życiem i wyborami. Autorka przedstawiła również wiele historii ze swojego życia prywatnego, co pozwala lepiej poznać zawód coacha. Nadają one książce również odrobinę osobistego charakteru. Nie brakuje w niej również opowieści osób po przejściach. Dają one do myślenia i na pewno robią z książki coś wiarygodnego. No bo skoro inni rozwiązali swoje problemy, to czemu my nie mamy?

   Osobiście z porad przedstawionych w książce nie skorzystam, gdyż dzieło pani Agnieszki Przybysz niekoniecznie do mnie przemówiło. Nie zmienia to jednak faktu, że na pewno znajdą się ludzie, dla których tytuł ten będzie kompendium wiedzy o związkach i czymś, co pomoże im znaleźć drugą połówkę. Przyciągnij Miłość trudno jest mi w jakikolwiek sposób ocenić, gdyż mnie być może zawarte w niej informacje w żaden sposób nie zmotywowały, no ale może ktoś inny będzie czegoś takiego potrzebował. Wszystko zależy od tego, czy tytuł tego typu jest w ogóle komuś potrzebny. Jako czytadła na zabicie czasu tego nie polecam, po prostu to się nie sprawdzi. Na dzień dzisiejszy problemów sercowych nie mam, dlatego dla mnie książka ta była jedynie czymś, co być może kiedyś wykorzystam w praktyce.
  Denerwowało mnie również, że na końcu każdego rozdziału był link do strony, z której pobrać można dodatkowe materiały. Mniejsza o to, gdyby pojawiło się to raz, ewentualnie dwa. Ale na końcu każdego rozdziału? Wydaje mi się, że jakby ktoś chciał dowiedzieć się czegoś więcej, to już dawno by to zrobił.

   Przyciągnij Miłość polecam ludziom, którzy potrzebują dowiedzieć się czegoś o budowaniu relacji interpersonalnych. Niektóre z przedstawionych porad można wykorzystać w praktyce, ale czy zadziałają to zależy jedynie od nas. Ja niczego od tej książki nie oczekiwałam i w sumie się nie zawiodłam - jak już wspominałam, to poradnik.

Wydawnictwo: Nowa Proza
Autor: Agnieszka Przybysz
Ilość stron: 300
Cena okładkowa: 39 zł
Premiera: 05.09.2018

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Nowa Proza
Moc pozytywnego myślenia, czyli ,,Małe wielkie rzeczy"

Moc pozytywnego myślenia, czyli ,,Małe wielkie rzeczy"


Nieczęsto sięgam po książki biograficzne na temat osób, o których prawie nic nie wiem, jednak opis mnie zaintrygował i postanowiłam dać Małym wielkim rzeczom szansę. Cieszę się, że tak się stało, gdyż dzięki tej krótkiej historii nauczyłam się, że pozytywne myślenie pozwala wyjść ze wszystkich najgorszych życiowych sytuacji.

   Młody i wysportowany chłopak postanawia spędzić z przyjaciółmi wakacje w Portugalii, jednak ten z  pozoru zwykły wyjazd diametralnie zmienia jego życie. Henry Fraser ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, skacze do z pozoru głębokiej wody i trafia głową o dno. W szpitalu lekarze nie mają wątpliwości, został przez to sparaliżowany od ramion w dół i całe życie będzie musiał spędzić na wózku. Cała książka to po prostu zbiór niedługich historii, w których autor opowiada o wszystkich swoich lepszych i gorszych dniach z powrotu do jako-takiej sprawności. Przedstawia trudności, jakie towarzyszyły mu na początku, a także próby zaakceptowania swojej sytuacji. Dzięki swojej pewności siebie, zostaje mówcą motywacyjnym, a także artystą malującym ustami. I nie, to nawet nie jest spoiler fabuły - tak wygląda jego życie.
  Autor jest kimś, od kogo warto się uczyć i brać przykład. Nie boi się słabości i pokazuje, że nawet z największej depresji można wyjść, wystarczy pozytywne nastawienie i odrobina nadziei. Małe wielkie rzeczy to krótka, lecz pełna życiowej mądrości opowieść. Los jest przekorny, a taka sytuacja może spotkać każdego z nas... najważniejsze, by się nie poddawać i czerpać z życia jak najwięcej.


Każdy dzień to dobry dzień

  Momentami kojarzyła mi się z Cudownym Chłopakiem, zapewne ze względu na chorobę i poczucie odrzucenia towarzyszące bohaterom. Obie są również bardzo wzruszające i mądre, no ale jednak Cudowny Chłopak jest jednak skierowany do młodszych czytelników... Co nie zmienia faktu, że to świetna książka!
 Uważam, że tytuł ten powinien przeczytać każdy. Opowiada o ogromnym cierpieniu, ale daje do myślenia. Pokazuje, że z nawet do najgorszej sytuacji trzeba podejść z uśmiechem i po prostu cieszyć się każdym dniem. Historia pozwala również bliżej poznać życie osoby niepełnosprawnej. To co dla nas jest codziennością, dla nich to ogromne wyzwanie, powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.
  Małe wielkie rzeczy to cudna książka i polecam ją każdemu, bez wyjątku. Jest krótka, przez co można przeczytać ją w praktycznie jeden dzień, jednak daje tego pozytywnego "kopa" i zachęca do działania i pracy nad sobą. Trzeba w siebie wierzyć i pokonywać przeciwności losu, gdyż wszyscy jesteśmy bohaterami.


Wydawnictwo: Insignis
Autor: Henry Fraser
Ilość stron: 176
Cena okładkowa: 34,99 zł
Premiera: 19.09.2018

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Zabójczy escape room, czyli ,,Zgadnij Kto"

Zabójczy escape room, czyli ,,Zgadnij Kto"



Escape room to dość nowa forma rozrywki, przy której można w ciekawy sposób spędzić swój wolny czas. Sama kiedyś miałam możliwość sprawdzić jak to naprawdę wygląda. Być może nie udało nam się z niego wydostać (to był najłatwiejszy pokój, o rany!), ale i tak świetnie się bawiliśmy... W przeciwieństwie do bohaterów książki Zgadnij Kto. Czegoś takiego nie chciałby przeżyć nikt, nawet największy fan mrocznych i kryminalnych historii.

   Morgan Sheppard to słynny ,,małoletni detektyw", który w wieku jedenastu lat rozwiązał zagadkę tajemniczej śmierci nauczyciela matematyki. Prowadzi program telewizyjny, a także coraz bardziej zatraca się w alkoholu i tabletkach. Pewnego dnia budzi się skuty kajdankami do hotelowego łóżka, niczego nie pamiętając. Przesadził z alkoholem? Upojna noc? Można by było tak pomyśleć, gdyby nie znajdujące się w łazience zwłoki i pięć innych, również zdezorientowanych, osób. Jedna z nich jest zabójcą, a zadaniem Shepparda jest odgadnięcie kto. W dodatku ma na to tylko trzy godziny. Zaczynają się kłótnie i panika, co wcale mu nie pomaga. Tajemniczy mężczyzna w masce zmusza detektywa do ponownego zmierzenia się z demonami przeszłości.
      Choć nigdy nie byłam wielką fanką kryminałów i thrillerów, Zgadnij Kto pochłonęłam praktycznie od razu. Ani razu się przy niej nie nudziłam! Akcja była niezwykle wartka i ciekawa, a ja cały czas zastanawiałam się, kto tak naprawdę jest mordercą. Praktycznie każdy był podejrzany i miał jakiś motyw.  Bardzo podobały mi się również opowieści z przeszłości Shepparda, świetnie uzupełniały one informacje o protagoniście i pozwalały lepiej go poznać. Chris McGeorge nie pozwalał czytelnikowi odpocząć, ciągle coś się działo i dowiadywałam się czegoś nowego o którymś z bohaterów! Zdziwiłam się, gdy przeczytałam, że książka ta jest debiutem. Nawet tego nie dostrzegłam!

  Dochodzenie w sprawie o morderstwo było poważną rzeczą. Nie dla jednej osoby. W prawdziwym świecie nie było Sherlocków Holmesów, panien Marple czy Herculesów Poirotów.

     Bohaterowie byli bardzo różnorodni i interesujący. Atrakcyjna kelnerka, sprzątacz hotelowy, aktorka, ceniony prawnik i zamknięta w sobie nastolatka. Aż trudno pomyśleć, że ktoś z nich dokonał tak okropnego morderstwa. Na pierwszy rzut oka nie można wskazać, kto jest pomocnikiem tajemniczego mężczyzny. Czas mija, a każdy ma swoje podejrzenia... choć nie zawsze są one dla Shepparda korzystne. Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej i akcja brnie do przodu tak szybko, że aż nie obejrzałam się, gdy byłam już w połowie książki! Bardzo podobał mi się również motyw escape roomu, który na pewno  jest swego rodzaju powiewem świeżości w książkowych kryminałach.
    W oko wpadła mi również wyglądająca dość realistycznie i intrygująco okładka. Na pewno nie da się przejść koło niej obojętnie. Wiem, że nie powinno się oceniać po okładce, no ale nie oszukujmy się, robi tak praktycznie każdy. Nawet ja.

Książkę Zgadnij Kto polecam na pewno fanom thrillerów i kryminałów. Jest to tytuł pełen akcji i przeróżnych postaci, który momentami kojarzył mi się z dziełami Agaty Christie. Był jak takie współczesne i troszkę mniejsze Morderstwo w Orient Expressie. Zdecydowanie i bardzo gorąco polecam!

Wydawnictwo: Insignis
Autor: Chris McGeorge
Ilość stron: 416
Cena okładkowa: 39,99 zł
Premiera: 05.09.2018


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis



James Bond klasy B, czyli ,,Czerwony Parasol"

James Bond klasy B, czyli ,,Czerwony Parasol"

 
Nigdy nie byłam wielką fanką kryminałów i thrillerów, jednak pewnego dnia postanowiłam dać im szansę. Sięgnęłam po Czerwony Parasol z myślą, że może w końcu przekonam się do tych gatunków i przy okazji poznam jakąś ciekawą historię... No cóż, romansu w tym tytule się w ogóle nie spodziewałam.

    Siedemnastoletnia Tatiana wraca z treningu gimnastyki, jednak nie zdaje sobie sprawy, że już niedługo jej życie diametralnie się zmieni. W domu znajduje brutalnie zamordowanych rodziców i siostrę, jednak nie załamuje się i działa instynktownie. Odczytuje zaszyfrowaną wiadomość od ojca
i z domowej skrytki wyciąga ampułki i pendrive'a. Co robi potem? Ucieka z domu, nie informując nawet policji o całym zajściu. Jest zdana na siebie, jednak po jakimś czasie spotyka na swojej drodze organizację zwaną Czerwonym Parasolem. Nie ma innego wyboru, musi im zaufać.
   Czerwony Parasol z początku był książką bardzo dobrą. Wartka i ciekawa akcja wręcz nie pozwalały odłożyć książki na bok. Wszystko było świetnie do momentu pojawienia się pewnego Igora. Wtedy tempo zwolniło, a na pierwszy plan wszedł wątek romansu, który (nie ukrywam) z początku nawet przypadł mi do gustu. Po wielu, wielu stronach miałam go jednak serdecznie dość... Ciągłe Kocie i Księżniczko w końcu zaczęło drażnić. Gdzie w tym wszystkim podział się thriller, na który tak bardzo liczyłam? Na szczęście po jakimś czasie wrócił i wszystko znowu zaczęło być dobre.

"Ten ktoś ci pomoże. Musisz tylko zapamiętać dwa wyrazy: ,,czerwony parasol". Powtórz!"

 Bohaterowie byli w porządku, choć odrobinę przerysowani. Tatiana była wszechstronnie utalentowana i oczywiście umiała posługiwać się bronią, miała nieziemski refleks, skakała ze spadochronem... ah, długo by wymieniać. Często bywało też, jak dla mnie, odrobinę zbyt wulgarnie. Szczególnie na początku książki. Nic do tego nie mam jeśli jest to w jakiś sposób powiązane z fabułą lub charakterem bohatera, no ale Wiktor Mrok momentami przesadzał. No ale jeśli komuś przekleństwa nie przeszkadzają to pewnie nawet nie zwróci na to uwagi. Podobało mi się za to poczucie humoru niektórych bohaterów i ich teksty. Uwielbiam rozluźnianie atmosfery w ten sposób, dlatego była to dla mnie swego rodzaju rekompensata.
    Historia oparta jest na faktach, dlatego momentami daje do myślenia. Takie rzeczy dzieją się naprawdę i to potrafi przerazić... Autor ma u mnie duży plus za  odwagę, gdyż poruszył dość kontrowersyjny temat o służbach specjalnych i ich działaniach. Warto też wspomnieć, iż Czerwony Parasol jest debiutancką powieścią Wiktora Mroka. Szczerze mówiąc, nawet tego nie dostrzegłam. Owszem, są pewne widoczne niedociągnięcia, jednak muszę przyznać, że jak na pierwszą książkę to stoi na dosyć wysokim poziomie. A może to przez to, że jestem laikiem w tych tematach?

Reasumując, Czerwony Parasol to interesujący i trzymający w napięciu thriller, który po prostu w pewnym momencie na chwilę zgubił swój pierwotny gatunek na rzecz (dość słabego zresztą) romansu. Polecam ten tytuł fanom literatury sensacyjnej i klimatów rodem z filmów o Jamesie Bondzie, na pewno się im spodoba! A ja, kto wie, może jeszcze sięgnę po inny tytuł tego autora?


Wydanictwo: Initium
Autor: Wiktor Mrok
Ilość stron: 592
Cena okładkowa: 42,90 zł

Młody król i Mroczna Pani, czyli „World of Warcraft: Cisza przed burzą”

Młody król i Mroczna Pani, czyli „World of Warcraft: Cisza przed burzą”


Lata mijają, a World of Warcraft wciąż nie traci swojej, nie oszukujmy się, ogromnej popularności. Niedługo na rynku pojawi się Battle for Azeroth, zupełnie nowy, duży dodatek do gry. Z tej właśnie okazji pojawiła się Cisza przed burzą  książka, mająca za zadanie wypełnić lukę fabularną między dodatkami, Legionem i wspomnianym przed chwilą Battle for Azeroth. Zresztą, nie jest to pierwszy raz, gdy Blizzard w ten sposób przedstawia graczom historię Wowa. I bardzo dobrze, gdyż jest to uniwersum niezwykle ciekawe i rozbudowane. W sumie Cisza przed burzą była moim pierwszym, lecz na pewno nie ostatnim, spotkaniem z tym fantastycznym światem.

  Horda i Przymierze razem pokonały Płonący Legion, jednak wciąż nie oznacza to pokoju. Wręcz przeciwnie, rana zadana ciosem miecza Sargerasa osłabiła Azeroth. Na powierzchnię wypływa tajemnicza substancja zwana azerytem. Może ona leczyć rany i przywrócić to, co zniszczone, lecz w niewłaściwych rękach staje się wielkim zagrożeniem dla świata i śmiertelną bronią. Każdy chciałby ją posiadać, lecz nie każdy do czynienia dobra.
 Wydarzenia opisane są z perspektywy Anduina Wrynna, młodego króla Przymierza, który próbuje pogodzić się ze śmiercią ojca, a także Sylwany Bieżywiatr, wodza Hordy. Chcąc nie chcąc, ta pierwsza jakoś bardziej przypadła mi do gustu. Przeżycia władcy Wichrogrodu były też dominującym wątkiem w książce i to na tej postaci najbardziej skupiła się autorka. No cóż, niestety miłośnicy Hordy mogą poczuć się  odrobinę zaniedbani.

We wszystkim, co ci się przydarzyło, zawarty jest dar.

Historia opowiedziana jest w sposób lekki i interesujący. Wręcz nie mogłam odłożyć książki!
Christie Golden świetnie opisała intrygi Sylwany oraz politykę prowadzoną przez młodego króla. Nic dziwnego, przecież dla niej Azeroth jest drugim domem!
 Bohaterowie są prawdziwi, a ich motywacje są, w większym lub mniejszym stopniu, zrozumiałe. Starali się pogodzić ze stratą tak bliskich dla siebie osób. To właśnie strata i nadzieja grają ogromną rolę w Ciszy przed burzą. Scena, w której Anduin żegna się ze swoim starym przyjacielem... wzruszająca.
W pewnym momencie fabuły pojawili się Porzuceni, nieumarli mieszkający w Podmieście. Własnie w nich Anduin zauważa coś, co mogłoby sprowokować do pokoju między Hordą i Przymierzem, jednak wszystko zależy od Sylwany. A ona jest nieprzewidywalna i zdolna do poświęceń dla dobra swoich poddanych.
Napięcie w książce coraz bardziej rosło, by w końcu doszło do niespodziewanego i pełnego emocji finału... A reszty dowiemy się dopiero w grze!

Dla kogoś, kto nie miał wcześniej styczności z uniwersum World of Warcraft, (tak jak ja) książka może się na początku wydać trochę skomplikowana, jednak po jakimś czasie zaczyna się wszystko rozjaśniać i czytanie Ciszy przed burzą staje się przyjemnością. Jest to bowiem kawał dobrego fantasy! Polecam każdemu, zwłaszcza fanom Warcrafta. Dla nich ta lektura jest obowiązkowa.


Wydanictwo: Insignis
Autor: Christie Golden
Ilość stron: 405
Cena okładkowa: 39,99 zł
Data premiery: 18.07.2018

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Będę grał w grę... czyli ,,Droga Szamana. Etap 1: Początek"

Będę grał w grę... czyli ,,Droga Szamana. Etap 1: Początek"



Bardzo lubię gry komputerowe i książki, jednak jeszcze nigdy nie słyszałam o LitRPG. Jest to zupełnie nowy, dopiero raczkujący podgatunek sci-fi i fantasy, który do zwyczajnej narracji wprowadza elementy znane z gier komputerowych. Zważając na to, że Droga Szamana łączy moje dwie ulubione formy rozrywki, postanowiłam dać jej szansę. No cóż... było to dość ciekawe doświadczenie.

  Ludzkość została podzielona na żyjących w prawdziwym, choć o wiele biedniejszym, świecie, a także osoby zalogowane w Barlionie, pełnej potworów i przygód krainie. Gracze podłączeni są do kapsuł podtrzymujących życie, pozwalających również na przebywanie w grze całymi miesiącami, bez konieczności powrotu do szarej i przygnębiającej rzeczywistości. Brzmi kusząco? Jest druga też strona medalu. Za przestępstwa trafia się do wirtualnego więzienia, a tam już nie jest tak kolorowo. Filtry doznań są włączone, a co za tym idzie, ból i wysiłek jest odczuwany naprawdę. Więźniowie, ci szczególnie niebezpieczni, muszą przez wiele godzin harować w kopalniach, by utrzymać resztę społeczeństwa. Jednym z takich przestępców jest Dimitrij Machan, haker, a w Barlionie szaman. Chłopak musi spędzić osiem lat ciągłej pracy, grając jedną z najsłabszych postaci. Wszystko się zmienia, gdy dostrzega ukryty potencjał swojej, na pozór słabej, klasy.
  Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy podczas czytania były przeplatające się z tradycyjną narracją komunikaty zapisane w sposób typowy dla gier komputerowych, a także slang używany powszechnie wśród graczy. Z początku wydawało mi się to dziwne, lecz po pewnym czasie do tego przywykłam. W końcu przecież o to chodzi w LitRPG!

Twoja reputacja wśród strażników Kopalni ,,Pryka" wzrosła o 10 punktów. Bieżący poziom: Neutralny.
Osobom niezwiązanym z grami ta książka może wydać się nudna, trudna lub po prostu nieciekawa. Przed lekturą warto się zapoznać z podstawowymi "growymi" pojęciami. To powinno bardzo ułatwić czytanie i rozumienie Drogi Szamana. Nie zmienia to jednak faktu, że Wasilij Machanienko i tak starał się przybliżać niektóre z nich, by prędzej czy później każdy czerpał taka samą frajdę z czytania.
   Fabuła jest ciekawa, choć momentami odrobinę monotonna. Szczególnie sceny walk, które po jakimś czasie stały się dość powtarzalne i przewidywalne, choć widać było, że autor bardzo starał się to uratować. Chcąc nie chcąc, historia opowiedziana jest w sposób interesujący i łamiący wszelkie schematy. Coś czuję, że gatunek ten za jakiś czas wejdzie na stałe do popkultury! Mam nadzieję, ponieważ czyta się to szybko i bardzo dobrze. Zresztą, Droga Szamana się jeszcze nie kończy! Autor przygotował kilka części przygód szamana Machana, dlatego już niedługo powinny one ujrzeć światło dzienne również na polskim rynku.
  Reasumując, tytuł ten należy do nietuzinkowych. Ma ciekawą fabułę, należy do interesującego, dość nowego gatunku i ma wiele do zaoferowania. Droga Szamana to powiew świeżości wśród książek dla graczy, łączy Ready Player One z World of Warcraft i dodaje jeszcze wiele od siebie! Każdy gracz, szczególnie fan RPG, powinien po ten tytuł sięgnąć. Jest niekonwencjonalny, zabawny i pełen epickich, zapierających dech w piesiach przygód i stworów. Czego chcieć więcej?



Wydawnictwo: Insignis
Autor: Wasilij Machanienko
Ilość stron: 336
Cena okładkowa: 34,99zł

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Rollercoaster absurdu, czyli ,,Rok w poziomce"

Rollercoaster absurdu, czyli ,,Rok w poziomce"


Wydawnictwo:
Znak
Autor: Katarzyna Michalak

Zacznę od tego, że nawet nie wiem, co mogłabym o tej książce napisać. Z jednej strony uwielbiam ją za jej głupotę, z drugiej zaś za to nienawidzę. Ona jest tak absurdalna, że po prostu nie potrafię wziąć tego wszystkiego na poważnie.

   Ewa ma jedno marzenie - mały biały domek pod lasem, nad rzeczką. Książę z bajki i wielka, pełna dzieci i zwierząt, rodzina również by się przydali. Kobiety niestety nie stać na spełnienie swego marzenia i właśnie dlatego postanawia zwrócić się o pomoc do swoich przyjaciół. Ci niestety nie mają zamiaru wspomagać jej finansowo i zostawiają samą z problemem. Dopiero Andrzej będący, o zgrozo, niezwykle bogatym i przystojnym mężczyzną, a zarazem dawną miłością głównej bohaterki, lituje się nad nią i pożycza pieniądze na kredyt. Stawia jednak pewien warunek - dziewczyna ma trzy miesiące na znalezienie bestsellera dla założonego przez nich wydawnictwa. Jedynie z pozoru wydaje się to być proste zadanie...
   Historia jest nieskomplikowana i pełna zbiegów okoliczności, momentami zupełnie nierealnych i nazbyt przewidywalnych. Czasami wręcz po jednym zdaniu można odgadnąć, co stanie się za kilka stron.
 Bohaterowie są bardzo infantylni i płascy, a wśród nich rządzi protagonistka, wiecznie pechowa marzycielka Ewa. Jest ona chodzącym nieszczęściem, któremu w życiu nic się nigdy nie układa, jednak i tak stara się za wszelką cenę spełnić swoje marzenie. Niektóre jej pomysły były tak niezwykle irracjonalne i durne, że aż momentami miałam ochotę, zamknąć książkę i do niej nie wracać. Autorka stworzyła jednak coś tak głupiego, że sięgałam ponownie po Rok w Poziomce z czystej ciekawości, by po to, by zobaczyć, co tej Ewie znowu przyjdzie do głowy.

Czas i brak nadziei wyleczą z każdej miłości

  Moją ulubioną postacią była tajemnicza i nieprzewidywalna ,,Ta Michalak". Nazwisko znajome? Katarzyna Michalak dodała samą siebie do książki jako ktoś, kto pcha fabułę do przodu i naprowadza bohaterów na właściwy tor. Pojawia się niespodziewanie, by coś komuś dać lub powiedzieć i znika. Po prostu.  Gdy ktoś się jej posłucha, jego życie diametralnie się zmienia. Zbieg okoliczności, powiecie? Ależ skąd! Interwencja ,,Tej Michalak"! Pojawia się nawet w snach (a może koszmarach?) głównej bohaterki jako prorok i siła nieczysta. Szaleństwo!
  Rok w poziomce nie jest ani ambitny, ani jakoś wybitnie napisany. Nie jest to również książka zła, ba, czyta się ją szybko i jak na literaturę kobiecą jest dość przyjemna. Czasami można się uśmiechnąć lub zaśmiać z któregoś z pomysłów protagonistki. Jest to taki typowy zapychacz wolnego czasu. Jeżeli nie bierze się tego tytułu na poważnie i nie ma się co do niego jakichkolwiek wymagań i oczekiwań, można się przy nim dobrze bawić. Mnie osobiście bardzo się podobała i na pewno sięgnę po jeszcze jakąś książkę od ,,Tej Michalak".
Sportowe rozczarowanie, czyli ,,The Foxhole Court"

Sportowe rozczarowanie, czyli ,,The Foxhole Court"


Wydawnictwo: Niezwykłe
Autor: Nora Sakavic

O Foxhole Court słyszałam dość sporo, głównie dzięki Tumblerze i Pintereście. W internecie jest ogrom fan artów, fanfików i filmików związanych z tym właśnie tytułem, dlatego też byłam bardzo uradowana, dowiadując się, że Wydawnictwo Niezwykłe postanowiło zabrać się za jej tłumaczenie. Niestety cały zapał zniknął, gdy tylko zaczęłam czytać. Nie tego się spodziewałam.

Książka opowiada o Neilu Jostenie, osiemnastolatku, zapalonym graczu Exy, który podpisał kontrakt z drużyną Uniwersytetu Stanowego Palmetto. Jest również synem groźnego przestępcy znanego pod pseudonimem Rzeźnik. Chłopak za wszelką cenę stara się ukryć ten fakt, jednak dołączenie do Lisów mu w tym ani trochę nie pomaga. Drużyna jest bowiem niezwykle znana i rozpoznawalna, a to właśnie od tego niepotrzebnego rozgłosu stara się uciec Neil. Wie, że gdy tylko jego tajemnica wyjdzie na jaw, będzie martwy. U Lisów spotyka osobę z przeszłości, która również coś ukrywa.

Powiem prosto z mostu - książka nie przypadła mi do gustu. Przerwałam ją gdzieś w połowie i nie potrafiłam zabrać się za nią ponownie. Zdążyłam jednak sobie wyrobić o niej jakieś zdanie.
Bohaterowie byli w porządku. Każdy posiada inny charakter, przez co drużyna jest niezwykle szalona i interesująca. Teraz nie dziwię się, dlaczego stworzono z nimi aż tyle fanowskiej twórczości.
Wielkim plusem jest również to, że autorka sama stworzyła sport, który jest motywem przewodnim tego tytułu. Exy to połączenie lacrosse i hokeja, dlatego sądzę, że dyscyplina ta byłaby dość ciekawa do oglądania. Nora Sakavic stworzyła wiele dokładnych opisów rozgrywki, dlatego odwzorowanie tego sportu w prawdziwym życiu nie powinno być dla fanów problemem.

Z fabułą było trochę gorzej. Moim zdaniem jest trochę drętwa i pogmatwana. Nie zaciekawiła mnie.
 Foxhole Court jest częścią trylogii All for the game, dlatego już na pierwszy rzut oka można założyć, że spora część tajemnic zostanie rozwiązana dopiero w kolejnych, podobno lepszych, książkach.

 Jest to typowa młodzieżówka, która stara się poruszać dojrzalsze tematy, niestety jednak się nie polubiłyśmy. Na pozór ciekawa, lecz w ogóle nie potrafiłam się za nią zabrać i w dodatku mnie nudziła. Owszem, miała wiele pozytywów, jednak dla mnie była... średnia. Po prostu. Raczej nie sięgnę po kontynuacje, chociaż mam nadzieję, że może kiedyś do niej powrócę i zmienię zdanie. 
Melancholijna walka o przetrwanie, czyli ,,Piter. Wojna".

Melancholijna walka o przetrwanie, czyli ,,Piter. Wojna".


Wydawnictwo: Insignis
Autor: Szymun Wroczek
Uniwersum: Metro 2035

  Książka ta jest pierwszym tytułem z zupełnie nowego uniwersum, jakim jest Uniwersum Metro 2035. W odróżnieniu od poprzedniego, (przynajmniej w teorii) w tej serii zaczyna robić się o wiele brutalniej i poważniej. Jest to kontynuacja Pitera, wydanego w 2011 roku, którego niestety nie miałam okazji przeczytać. Po lekturze Piter. Wojna zrozumiałam, że będę musiała ten tytuł jak najszybciej nadrobić.   

  Wojna z Weganami ciągle trwa i zbiera przerażające żniwo. Wszędzie jest mrok, śmierć i strach, a w  samym środku tego wszystkiego jest skinhead z ciętym językiem, Uber, którego grupa diggerów znajduje na powierzchni Petersburga. Mężczyzna, choć w opłakanym stanie, powoli zaczyna wracać do zdrowia. To właśnie od tego momentu zaczyna się jego przygoda. W tym samym czasie opowiadane są historie z perspektywy innych grup, by w końcu doszło do momentu, w których niektóre z nich się łączą. I tak oto do skinheada-romantyka dołącza Gerda i Komar, Tadżyk i ,,car Powstania" Achmed. Równolegle z przygodami grupy Ubera, prowadzony jest wątek Artema, szesnastoletniego chłopaka, który dołącza do cyrku. Z początku myślałam, że chodzi o głównego bohatera Metro 2033, ponieważ oboje mają podobny charakter, jednak szybko zrozumiałam, że byłam w błędzie.
 Przyznam, że z początku bardziej interesował mnie wątek cyrkowców, aniżeli Ubera, lecz z biegiem czasu zmieniłam zdanie. Uważam, że obie historie mają w sobie tyle samo uroku i są w takim samym stopniu ciekawe.

Z Uberem tak zawsze - palnie coś niemądrego, a na idiotę wychodzisz ty.

  Bohaterowie to zdecydowanie jeden z wielu pozytywów tego tytułu. Są prawdziwi, ciekawi, a także świetnie napisani. W dodatku widać, że bohaterowie do czegoś dążą i mają nadzieję, że ludzie w końcu wyjdą z metra i zaczną prowadzić normalne życie. A taka ambicja u postaci to kolejna różnica między uniwersami.
 Najciekawszy jest chyba Uber, który cały czas rozluźniał atmosferę swoim niekonwencjonalnym poczuciem humoru i tekstami. Bardzo lubię postacie tego typu i zapewne dlatego tak bardzo przypadł mi do gustu. W dodatku jego żarty zawsze wywoływały na mojej twarzy uśmiech.
  Kolejny plus to klimat. Mroczny i pełen niebezpiecznych bestii Petersburg Szymuna Wroczka potrafi niejednokrotnie zjeżyć włos na karku. Autor połączył go jednak z melancholijnością i romantyzmem Ubera. Dzięki temu Piter. Wojna wyróżnia się spośród innych postapokaliptycznych. tytułów, w których króluje brutalność i ciągła walka. Owszem, w Piterze też było wiele takich scen, jednak nie na nich była zbudowana fabuła. Tutaj ważniejsze były wewnętrzne przeżycia bohaterów i ich szalona podróż przez to jakże puste miasto.
  Nie brakowało również epickich i spektakularnych scen walk z mutantami i Weganami. Choć można było odnieść wrażenie, że bohaterowie mają aż zbyt wiele szczęścia, potrafiąc przeżyć tyle starć bez zbyt wielkich strat, ja nie zwracałam na to zbyt wielkiej uwagi. Lubię, kiedy w książce dużo się dzieje i mnie takie akcje pasowały.


– Nie wiesz, kurna, z kim zadarłeś! Ze skinami zadarłeś! Rozumiesz?
 
  Mam nadzieję, że szykuje się kontynuacja. Książka, choć ma 600 stron, urywa się tak jakby w połowie... Może to zapowiedź kolejnej części? Oby tak było. Szymun Wroczek stworzył serię godną oryginalnej, tej stworzonej przez Głuchowskiego. Jest mrocznie, jest dużo akcji i są ciekawi bohaterowie. Czego chcieć więcej?
  Piter. Wojna to tytuł stworzony dla fanów klimatów postapokalipstycznych i ogólnie serii Metro 2033. Jest to zarazem świetny początek zupełnie nowego, dojrzalszego uniwersum. Zdecydowanie polecam.




Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis.

Zwariowany świat muzyków, czyli ,,Classicaloid" (sezon 1)

Zwariowany świat muzyków, czyli ,,Classicaloid" (sezon 1)




Długość: 25x24min
Rok premiery: 2016, zakończone w 2017

Chociaż nie jestem wielką fanką anime, to od czasu do czasu lubię obejrzeć coś z tego gatunku. Do sięgnięcia po Classicaloid zachęciła mnie moja wycieczka do Wiednia, cudownego miasta, z którego pochodzi wielu wspaniałych kompozytorów. Choć tytuł ten nie jest zbytnio znany, postanowiłam obejrzeć jeden, góra dwa odcinki... skończyło się tym, że zobaczyłam wszystkie odcinki pierwszego sezonu i mam zamiar zabrać się za drugi.

   Anime opowiada o dwójce znajomych, bardzo dojrzałej Kanae i starającym się zdobyć sławę Sousuke. Pewnego dnia w rezydencji należącej do babci dziewczyny, spotykają współczesne wersje Ludwiga van Beethovena i Wolfganga Amadeusza Mozarta, posiadające ogromną moc zwaną Musik. Dzięki tej umiejętności potrafią zmieniać rzeczywistość i tworzyć zadziwiające i nierealne sytuacje. Wraz z ich przybyciem zaczynają dziać się przedziwne rzeczy.
 Beethoven i Mozart to jedynie dwójka z ósemki tytułowych Classicaloidów, lecz z biegiem czasu główni bohaterowie poznają również takie sławy jak: Fryderyk Chopin, Ferenc Liszt, Franz Schubert, Piotr Czajkowski i Tekla Bądzarzewska. Jest również Jan Sebastian Bach, który, nie wiedzieć czemu, odgrywa tutaj rolę swego rodzaju antagonisty.
O fabule trudno jest mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ praktycznie każdy odcinek jest odrębną historią. Owszem, niejednokrotnie pojawiają się nawiązania do poprzednich epizodów, jednak służą one w głównej mierze jako przypomnienie danej sytuacji i nie wnoszą niczego nowego do fabuły.


  Strona audiowizualna jest w porządku. Nie stoi na zbyt wysokim poziomie, ani nie rzuca na kolana, ale powoduje, że Classicaloid ogląda się przyjemnie. Miła dla oka animacja, w której królują intensywne i wyraziste (lecz nie rażące) kolory to zdecydowany plus tego tytułu. Niestety pod względem muzyki jest już trochę gorzej. Wielkim minusem jest zamiana klasycznych utworów w popowe (a może jednak jpopowe?) piosenki. Być może nie narzekałabym aż tak, gdyby nie to, że w niektórych z nich ginie oryginalne brzmienie. Jest sporo teorii, że zabieg ten został wprowadzony, by pokazać, że to już nie są ci sami kompozytorzy, a ich współczesne wersje, lecz do mnie ta teoria niezbyt przemówiła. Może dlatego, że praktycznie żadna z piosenek nie przypadła mi do gustu? Już wolałabym pozostawienie oryginalnych utworów, przynajmniej wprowadzałoby to jakiś klimat.

Dlaczego Liszt i Czajkowski zostali zamienieni w kobiety? Dlaczego Mozart ma długie różowe włosy, a Chopin myśli tylko o grach? Postacie miały ogromny potencjał, jednak zostały stworzone dość schematycznie, a niektóre na dłuższą metę były wręcz irytujące (szczególnie Mozart). Chociaż polubiłam każdego z bohaterów, to i tak sądzę, że ich charaktery są jedną z głównych wad Classicaloid. Niemiłosiernie denerwowało mnie, że postacie prawie nigdy się nie zmieniały, a polubienie ich w jednym odcinku skutkowało zawodem w następnym. Choć na pierwszy rzut oka każdy posiadał określony zestaw cech, to w trakcie epizodu mógł się diametralnie zmienić... by w kolejnym nawet nic po tym zabiegu nie zostało. Istny rollercoaster!





    Lubię absurdalny i głupi humor, a w Classicaloid był on na każdym kroku i na dość wysokim, przynajmniej dla mnie, poziomie. Przerysowane charaktery bohaterów świetnie sprawdziły się w roli komediowej. Gagi były zabawne, jednak często potrafiły zniszczyć poważną i emocjonującą scenę. Chociaż czego ja się mogłam spodziewać po tym gatunku? Mimo wszystko, bawiłam się bardzo dobrze.
 Reasumując, Classicaloid  to tytuł dobry, jednak nie wybitny. Animacja nie wypada najgorzej, muzyka również jest w porządku, choć nie powala. Bohaterowie są sympatyczni, lecz przerysowani, a fabuły de facto nie ma. Ja się jednak bardzo wciągnęłam, ponieważ pomysł sam w sobie jest interesujący, a wykonanie również do najgorszych nie należy. Anime to polecam każdemu, kto chce obejrzeć coś nietypowego i wychodzącego poza schematy. Niech was nie zmyli moja, wyglądająca na negatywną, recenzja! Ja większość wad dostrzegłam dopiero po zakończeniu oglądania!
Spisek w księżycowym mieście, czyli ,,Artemis"

Spisek w księżycowym mieście, czyli ,,Artemis"


Wydawnictwo: Akurat
Autor: Andy Weir

Po Artemis sięgnęłam głównie ze względu na fenomenalnego Marsjanina, który na nowo obudził we mnie chęci do czytania. Miałam nadzieję, że następna książka Andy'ego Weira będzie na równie wysokim poziomie pod względem fabuły i humoru, niestety jednak skończyło się na lekkim rozczarowaniu. i niedosycie. Ale nie oszukujmy się, przy tak wielkim sukcesie poprzedniego tytułu to było nieuniknione.

Czytelnik zostaje przeniesiony do Artemis, niewielkiego księżycowego miasta, w którym dobrze żyje się jedynie turystom i milionerom. Miasto podzielone jest na pięć baniek, a w każdej z nich mieszkają osoby z różnych warstw społecznych. Jedną z biedniejszych dzielnic zamieszkuje Jasmine Bashara - główna bohaterka.  Dziewczyna, choć niezwykle sprytna i inteligentna, ma pracę, której nienawidzi, a także sporo długów do spłacenia. Pewnego razu dostaje od lokalnego biznesmena propozycję szybkiego i łatwego (choć, jak łatwo zgadnąć, nielegalnego) sposobu na zarobek. Jedyne, co musi zrobić, to pomóc w planie osłabienia konkurencyjnej firmy. Jazz bez większego namysłu postanawia się zgodzić. Nie wiedziała jednak, że może to ponieść za sobą aż tak wielkie konsekwencje, które zagrożą całemu miastu. 

Piąta nad ranem jest dla mnie w dużym stopniu pojęciem abstrakcyjnym. Wiem, że istnieje, ale rzadko miewam z nią osobiście do czynienia.

Bohaterowie byli w porządku. Niektórzy trochę za bardzo stereotypowi lub po prostu zbyt płytcy, lecz i tak ich polubiłam. Najbardziej jednak podobała mi się postać Martina Svobody, pochodzącego z Ukrainy szalonego naukowca. Uważam go za jedną z niewielu wyróżniających się i posiadających jakikolwiek charakter postaci. W dodatku uważam, że on i Jazz mogliby być świetną parą.

 Trochę brakowało mi humoru z Marsjanina, dzięki któremu tak bardzo polubiłam klimat tamtej powieści. Andy Weir starał się go w jakiś sposób przywrócić przywrócić, ale i tak wyszło mu to dość średnio. Jazz w niektórych momentach zachowywała się, jakby ni stąd, ni zowąd, dostała trochę charakteru Marka Watneya. Nie była postacią złą, lecz nie miała "tego czegoś", czym autor obdarzył bohatera poprzedniej książki. Na szczęście w Artemis nie brakowało tego, w czym Andy Weir jest najlepszy,  czyli w dodawaniu opisów skomplikowanych reakcji chemicznych oraz wszelkiego rodzaju spraw związanych z techniką. To niby utrudnia czytanie, jednak dodaje tym samym historii swego rodzaju klimat.

   Artemis nie jest książką złą, lecz nie jest to również sukces na miarę Marsjanina. Ale nie będę oszukiwać, mnie osobiście bardzo się podobała i niezwykle się w nią wciągnęłam. Jest to książka dla osób lubiących science-fiction połączone z czymś lekkim. 
Współczesny Santiago, czyli ,,Gwiazdozbiór Psa"

Współczesny Santiago, czyli ,,Gwiazdozbiór Psa"



Wydawnictwo: Insignis
Autor: Peter Heller

 Bardzo lubię czytać powieści postapokaliptyczne. Są być może momentami przerażające, jednak mają w sobie coś, od czego nie potrafię się oderwać. To właśnie ten dziwny urok spowodował, że sięgnęłam po Gwiazdozbiór psa, który zadziwił mnie swoją prostotą i dość ciężkim, filozoficznym klimatem. Różni się od innych książek postapokaliptycznych, z jakimi się spotkałam, bowiem jest to bardziej wewnętrzny monolog protagonisty, aniżeli zapierająca dech w piersiach historia o przetrwaniu.

    Hig przeżył epidemię grypy, która unicestwiła praktycznie całą ludzką populację i teraz musi mieszkać na opuszczonym lotnisku ze swoim psem i sąsiadem. W takich warunkach stara się zapomnieć o stracie ukochanej żony i dotychczasowego życia, a co jakiś czas wybiera się swoją niedużą Cessną do lasu, gdzie łowi ryby lub poluje. Wszystko zmienia się, gdy w swoim samolocie słyszy sygnał radiowy niewiadomego pochodzenia. Postanawia zostawić wszystko i ruszyć w stronę, z której nadawany jest ten komunikat. Nie traci nadziei, wie, że znajdzie tam coś, co pozwoli mu choć na chwilę zapomnieć o tragedii, która go dotknęła.


Byłem muszlą. Pustą. Przyłóż mnie do ucha, a usłyszysz daleki szum wymarłego oceanu.

 Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to styl, jakim napisana jest ta książka. Dość niechlujny zapis dialogów, a także brak znaków interpunkcyjnych w niektórych miejscach powodował, że czytanie mogło być na początku męczące. Na szczęście po jakimś czasie do tego przywykłam i zrozumiałam, że tak naprawdę taki sposób wypowiedzi dodaje tej historii wiele klimatu. Nie zmienia to jednak faktu, że taki styl jest dość problematyczny i często wprowadza w błąd. Niejednokrotnie trzeba zwyczajnie domyślić się, czy bohater coś wypowiedział, czy też pomyślał.
W książce nie uraczymy się również zapierającymi dech w piersiach akcjami i przygodami. Jest to bardziej walka, jaką główny bohater toczy ze samym sobą. Egzystencjalne przemyślenia i nostalgiczne myśli są więc w tym tytule na porządku dziennym. Z początku Gwiazdozbiór psa mnie nudził, lecz po kilku rozdziałach zupełnie zmieniłam zdanie, a ten początkowy wewnętrzny monolog uznałam za coś, co miało przybliżyć czytelnikowi sytuację, w jakiej znajduje się Hig. Wyszło to autorowi całkiem nieźle, choć przez chwilę miałam ochotę odłożyć ten tytuł na półkę. Jednak ostatecznie  postanowiłam ją skończyć. I wiecie co? Nie żałuję.

Przez moment książka ta przypominała mi coś na styl Starego człowieka i morze Ernesta Hemingwaya. Główni bohaterowie byli do siebie w pewnym stopniu podobni. Oboje chcieli spełnić swoje marzenia, oboje wyruszyli w podróż, z której nie wiedzieli, czy wrócą. Oba tytuły opowiadały o walce ze swoimi słabościami i samotnością. Uważam, że Higa można spokojnie nazwać współczesnym Santiago. Jedyne, co go od niego różniło to to, że nie miał łodzi, a Cessnę.

 Gwiazdozbiór psa uważam za książkę bardzo dobrą, lecz nie wybitną. Jej główną wadą jest styl, jakim została napisana i nudnawy, ciągnący się w nieskończoność początek. Cała reszta wypada dość dobrze, choć niektóre momenty niestety potrafią zanudzić. Jednak, gdy już się przez nie przebrnie, na czytelnika czeka ciekawa i na swój sposób intrygująca przygoda. Tytuł ten trochę różni się od typowych książek z gatunku posapokaliptycznych, jednak nie uważam tego za wadę. Ba, dzięki temu wciąga jeszcze bardziej!

Lektury z gimnazjum pasujące do praktycznie każdej pracy pisemnej

Lektury z gimnazjum pasujące do praktycznie każdej pracy pisemnej



Lektury szkolne zna każdy, lecz niestety nie każdy je czyta. Najgorzej jest, gdy w temacie pracy pisemnej pojawia się w swojej pracy odnieś się do poznanych lektur szkolnych. A wtedy w głowie pojawia się pustka. Nie zawsze, ale stres często powoduje, że nawet najłatwiejsze zadania wydają się być trudne. Co zrobić w takiej sytuacji? Przecież na lekcjach omawiane było tyle książek... Najlepiej wybrać tę, której treść i bohaterowie mogą zostać ,,podciągnięci" pod praktycznie każdy temat. i motyw. O ich fabule nie będę się rozpisywać, ponieważ w internecie jest już wystarczająco dużo ich streszczeń. Post ten ma na celu przypomnienie o tych książkach. 


Antoine de Saint-Exupery - Mały Książę

O Małym Księciu każdy choć raz w życiu słyszał. Jest to opowiastka o chłopcu, który odwiedza inne planety, na których spotyka różne osoby. Książka na pozór dziecinna, lecz pełna życiowych prawd i cytatów, które spotkać można na co drugiej internetowej stronie z obrazkami. Miłość, przyjaźń, dorastanie, przygoda, samotność... A to jedynie kilka przykładowych motywów, do których pasuje!


Aleksander Kamiński - Kamienie na Szaniec

Kolejny klasyk, tym razem jednak dojrzalszy. Trud życia i codzienność podczas II wojny światowej ukazane z perspektywy Zośki, Rudego i Alka, trójki przyjaciół. Podobnie jak Mały Książę, porusza tematy ze sfery miłości, przyjaźni, czy też dorastania. Kamienie na Szaniec będą pasowały do tematów związanych z wojną, śmiercią, poświęceniem oraz wiernością i odwagą, a bohaterowie przez swoją różnorodność są wręcz idealni do charakterystyk. 


Ernest Hemingway - Stary człowiek i morze

 Opowiadanie, za które Hemingway dostał Nagrodę Nobla. Fabuła jest prosta, Santiago, tytułowy stary człowiek, wypływa na morze, by złowić rybę. I w sumie głównie o tym opowiada książka. Jest to jednak dzieło, w którym zawarto wiele mądrości życiowych. Stary człowiek i morze jest więc idealny do tematów związanych z wolą walki, siłą i dążeniem do celu. Choć krótka, można o niej bardzo dużo napisać.

Henryk Sienkiewicz - Krzyżacy

Jak już kiedyś pisałam jest to bardzo dobra książka historyczna. Ale spójrzmy na nią pod nieco innym, bowiem polonistycznym kątem. Wielu barwnych bohaterów i ciekawa fabuła powodują, że tytuł ten idealnie pasuje do rozprawek, czy też charakterystyk. Honor, męstwo, patriotyzm, poświęcenie, miłość ojcowska... U każdej postaci znaleźć można cechę, która pasować będzie do tematu. Zbyszko jest postacią dość uniwersalną, dlatego używanie go w pracach pisemnych to raczej bezpieczny i sprawdzony zabieg. 

Arkady Fiedler - Dywizjon 303

Znowu II wojna, jednak tym razem w trochę innej odsłonie. Przyjaźń, odwaga i patriotyzm ukazane jako kilka opowiadań o polskich lotnikach walczących podczas Bitwy o Anglię. Sama książka pasuje raczej do tematów stricte wojennych, jednak bohaterów można użyć w różnych rozprawkach. W charakterystyce również, ale z tym ostrożnie, gdyż w lekturze raczej nie ma zbytnio dokładnych opisów postaci.

Najważniejsze jest, by sie nie stresować. Co ma być to będzie, a zamartwianie się tylko pogorszy sprawę. Głowa do góry! Jest przecież tak wiele lektur szkolnych, o których można napisać!
A co wy sadzicie o stosowaniu jednego bohatera lub książki do każdej pracy pisemnej? 
O pięknie każdego z nas, czyli ,,Cudowny chłopak".

O pięknie każdego z nas, czyli ,,Cudowny chłopak".


Wydawnictwo: Albatros
Autor: R.J Palacio

Cudowny chłopak to książka, o której dowiedziałam się dopiero jakiś czas po premierze filmu. Szczerze mówiąc, dopiero wtedy zaczęto o niej mówić. Jest ona skierowana głównie do osób młodszych, jednak sądzę, że powinien po nią sięgnąć każdy, niezależnie od wieku. Przecież na naukę tolerancji nigdy nie jest za późno, racja?
    Jeden wadliwy gen spowodował, że August bardzo różni się od swoich rówieśników. Po wielu operacjach, jego twarz jest zdeformowana. Z początku chłopak niekoniecznie przejmował się spojrzeniami i nieprzyjemnymi komentarzami ze strony innych, ponieważ i tak większość czasu spędzał w domu, wraz ze swoimi kochającymi rodzicami. Wszystko zmieniło się, gdy w końcu nadszedł czas pójścia do szkoły. Dopiero wtedy chłopak dostrzega, że dla niektórych wygląd odgrywa bardzo dużą rolę, a także nie wszyscy będą do niego przyjaźnie nastawieni. August już pierwszego dnia roku szkolnego staje się ofiarą ostracyzmu rówieśników.

Wszyscy powinniśmy przynajmniej raz w życiu dostać owację na stojąco, bo przecież każdy z nas zwycięża ten świat. 
   Cudowny chłopak przedstawia historię oczami nie tylko Augusta, lecz także jego siostry i osób chodzących z nim do szkoły. Narracja prowadzona jest w dość ciekawy sposób, który pozwala poznać, co tak naprawdę myślą i czują inni bohaterowie. Wygląd chłopaka wpływa nie tylko na niego samego, jednak dotyka też Vię, jego starszą siostrę, która musi pogodzić się z faktem, że jest bardzo często uważana przez rodziców za mniej ważną.
Przy tej książce nie można się nudzić! Jest ona być może napisana językiem bardzo prostym, wręcz dziecinnym, ale o to właśnie chodzi - ta książka ma trafiać nawet do dzieci w wieku, a może i nawet młodszych od Auggiego. Książka może wydawać się dość długa, jednak jest to nic bardziej mylnego. Akcja jest dość wartka, a rozdziały nie należą do zbyt długich, dlatego książkę można skończyć dość szybko. Momentami jednak potrafi być trochę nijaka i płytka... Ale to głównie ze względu na niektóre dialogi.
Bardzo lubię, gdy coś wywołuje u mnie emocje. Ta książka to takich rzeczy należy. Potrafi być naprawdę zabawna, a kilka, króciutkich zresztą, rozdziałów później potrafi stać się dramatem. Istny emocjonalny rollercoaster!
    R.J Palacio pokazała, jak wygląda codzienność człowieka chorego, dzięki czemu czytelnik poznać  może drugą stronę medalu. Warto wziąć pod uwagę, że nawet nieprzyjemne spojrzenie może zranić osobę zupełnie nam obcą. Nawet taką drobnostką można popsuć komuś humor. Tytuł ten pokazuje, że warto być tolerancyjnym i przyjaźnie nastawionym do innych. Szkoda tylko, że najpierw ktoś musi stworzyć taką książkę, by niektórzy to zrozumieli.
Cudowny chłopak  jest to pozycja obowiązkowa dla praktycznie każdego. Jest lekka, przyjemna i wzruszająca. Potrafi również niezwykle skutecznie nauczyć tolerancji. 
Piosenki disco polo pasujące do postaci z książek

Piosenki disco polo pasujące do postaci z książek


  Wielokrotnie spotykałam się z playlistami tworzonymi z myślą o naszych ulubionych postaciach. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że znajdują się w nich piosenki pasujące swoim tekstem, bądź klimatem do danego bohatera. Pewnego jednak razu zadałam sobie pytanie - dlaczego w takich playlistach nie używa się piosenek z gatunku disco polo? Jest to spowodowane zapewne tym, że, nie oszukujmy się, gatunek ten nie należy do najambitniejszych, a utwory w wielu przypadkach praktycznie niczym się od siebie nie różnią.
  A gdyby tak wyjść na przekór przyzwyczajeniom i znaleźć piosenki disco polo pasujące do kilku postaci z książek? Postanowiłam, że ze znanych przez siebie utworów wybiorę te, które osobiście kojarzą mi się w jakimś stopniu z bohaterami literackimi.


Skaner - American Boy // Mark Watney


Piosenka skojarzyła mi się z protagonistą ,,Marsjanina" głównie przez to, że Mark Watney był Amerykaninem, a także przez słowa opisujące to, że autora od jego ukochanej dzielą tysiące mil. Pojawia się tam również, że jest daleko, oj daleko, a każdy, kto czytał ,,Marsjanina", powinien wiedzieć, że główny bohater znajduje się na Marsie. A to daleko, na pewno za morzem i za rzeką. Wszystko pasowałoby wręcz idealnie, gdyby nie fakt, że Mark nie miał ukochanej.


DJ DISCO & MC POLO - Ty jesteś ruda // Ginny Weasley


To jest tak absurdalne i przewidywalne, że chyba nie potrzebuje opisu. Przez chwilę miałam ochotę dać do tej piosenki Rona Weasleya jednak postanowiłam, że nie będę przesadzała i dam kogoś, kto przynajmniej będzie do tej piosenki choć trochę pasował.

Akcent - Przez twe oczy zielone // Harry Potter


Kolejna postać z ,,Harry'ego Pottera", lecz tym razem chodzi o protagonistę. Nie mam pojęcia, dlaczego, jednak ta piosenka kojarzy mi się właśnie z nim. Podejrzewam, że chodzi po prostu o kolor jego oczu. Kto wie, może Zenek jest zakochany w Harrym Potterze i śpiewa to właśnie do niego? Żarty na bok. Snape uważał, że chłopak ma oczy po matce, dlatego można tę piosenkę Akcentu zinterpretować również jako utwór, który młody Severus śpiewał do Lily Evans.

Akcent - Pragnienie miłości // Jaskier


Znowu Akcent, jednak trochę zmieniamy klimat. Jaskier to kochliwy bard, którego zna każdy fan ,,Wiedźmina". Miałam niemały dylemat podczas wyboru piosenki dla tej postaci, ponieważ w disco polo jest ogrom piosenek o tematyce miłości. Ostatecznie jednak postanowiłam wybrać Pragnienie miłości, ponieważ nawet tekst brzmi, jakby napisał go Jaskier, oczarowany jedną ze swoich nowych kochanek (lub pod wpływem alkoholu).

Boys - Wolność // Geralt z Rivii


Piosenka, która jest wręcz kultowa. Z protagonistą wspomnianego wcześniej ,,Wiedźmina" skojarzyła mi się głównie ze względu na to, że tekst opowiada o kobiecie, której syna zabierają do poprawczaka. Geralta również zabrano jego rodzicom, lecz nie do poprawczaka, a do Kaer Morhen. Gdyby trochę zmienić tekst, piosenka świetnie opisywałaby dzieciństwo białowłosego. 


Osobiście lubię od czasu do czasu słuchać disco polo. Piosenki wpadają w ucho, a same teksty nie zmuszają do ogromnych refleksji. Czasami trzeba się po prostu trochę zrelaksować przy czymś takim. 
A czy wy znacie jakieś piosenki disco polo pasujące do waszych ulubionych bohaterów z książek? 
Druga szansa od losu, czyli „Koe no katachi"

Druga szansa od losu, czyli „Koe no katachi"




Twórca: Kyoto Animation
Reżyseria: Naoko Yamada
Długość: 130 minut
Rok premiery: 2016


O dziwo nigdy nie byłam fanką anime. Jakoś niezbyt podobał mi się ten konkretny gatunek seriali i filmów. Zdarzają się jednak wyjątki, które pozytywnie wpływają na mój odbiór japońskich animacji. Do takich wyjątków należy właśnie Kae no katachi, znane w Polsce jako Kształt twojego głosu. Był to również pierwszy pełnometrażowy film anime, jaki udało mi się obejrzeć. Żałuję, że dowiedziałam się o nim tak późno.
   Fabuła opowiada o Shouya Ishidzie, do którego klasy dołącza głucha, Nishimiya Shoko. Chłopak zaczyna się z niej śmiać i dręczyć, co kończy się tym, że dziewczyna zmienia szkołę. Przez zachowanie Ishidy jego przyjaciele przestają go lubić, a także sam staje się ofiarą żartów. Walcząc przez lata z uczuciem niezrozumienia i nieufnością, chłopak postanawia w ostateczności popełnić samobójstwo. Obiecał sobie jednak, że przed samym aktem przeprosi swoją dawną ofiarę. Gdy dochodzi do spotkania, jego życie diametralnie się zmienia.
   Anime jest dramatem, a co za tym idzie, wywołuje wiele emocji. Większość sytuacji zmusza widza do wzruszeń, na szczęście jednak jest dużo momentów, które pozwalają trochę odpocząć - nie jest to bowiem historia skupiająca się jedynie na smutku, lecz przedstawienie życia codziennego Ishidy. Najbardziej komiczna była postać Tomohiro Nagatsuki, jednego z uczniów. Jego obecność również była również jednym z czynników wpływających na charakter i zachowanie głównego bohatera.


    
     Strona audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Piękna grafika powoduje, że całość jest wręcz ucztą dla oczu. Przepiękne są zwłaszcza ujęcia natury. Kwiaty na łące, którymi powoli porusza wiatr, pływające w rzece ryby... każde z nich było na swój sposób magiczne. Pod względem muzyki jest trochę gorzej. Niestety jedynymi utworami ze ścieżki dźwiękowej, jakie zapamiętałam są piosenka zespołu The Who, która wita nas na samym początku, a także utwór, który pojawia się przed napisami końcowymi. Nie zmienia to jednak faktu, że muzyka zawsze pasuje do sytuacji i działa korzystnie na odbiór wielu scen. Dzięki niej można wzruszyć się jeszcze bardziej.
    Pozytywnym aspektem filmu są również unikalni i interesujący bohaterowie. Choć, nie oszukujmy się, ci główni byli o wiele ciekawsi i bardziej wyraziści od drugoplanowych. Ishida podczas swojej wewnętrznej przemiany poznaje wiele osób, a także zaczyna zwracać uwagę na otaczających go dawnych znajomych. W pamięć najbardziej zapadła mi Nishimiya, zapewne dlatego, że nie zasłużyła na to, co sprawił jej w młodości Ishida i było mi jej po prostu żal, jednak w późniejszym etapie filmu polubiłam również jej prześladowcę. Obydwoje byli w takim samym stopniu ciekawi. Krótko mówiąc, każdy bohater jest  dobrze napisany i interesujący, a także posiada swój unikalny charakter i cechy.


 

    Anime porusza bardzo ważny temat, jakim jest tolerancja dla osób niepełnosprawnych. W prosty i zrozumiały sposób pokazuje, że każdy zasługuje na jednakowe traktowanie i szacunek. Niezwykle wciągająca fabuła, realistyczni i zapadający w pamięć bohaterowie, a także wspaniała grafika powodują, że oglądanie Kae no katachi jest ogromną przyjemnością. Podczas seansu w mojej głowie pojawiało się wiele myśli, a sama animacja wywołała u mnie sporo przeróżnych emocji. Na szczęście znaczna część smutniejszych momentów nie została pokazana w sposób przedramatyzowany, dzięki czemu wszystko wyglądało na coś, co mogłoby przytrafić się każdemu z nas. Jest to cudowna opowieść, która pokazuje również, że każdy zasługuje na drugą szansę, ponieważ nigdy nie jest wiadome, w jaki sposób dana osoba może ją wykorzystać.
    Sądzę, że pomimo kilku wad, które ta produkcja posiada, jest to animacja, którą powinien obejrzeć każdy fan tego typu filmów. Można z niego wyciągnąć wiele lekcji, a także przeżyć niesamowitą i wzruszającą historię. Swoją prostotą niejednokrotnie zmusza do refleksji nad życiem i codziennością, która nie zawsze bywa kolorowa i prosta. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tym tytułem.
,,Wszechświat w twojej dłoni", czyli zadziwiająca podróż po wszechświecie

,,Wszechświat w twojej dłoni", czyli zadziwiająca podróż po wszechświecie


Wydawnictwo: Otwarte
Autor: Christophe Galfard

Na pewno niejeden z nas, spoglądając w rozgwieżdżone niebo, zastanawiał się, w jaki sposób funkcjonuje świat. Tajemnice wszechświata od wieków intrygują uczonych, którzy od zawsze starali się go zbadać. Jednak nie każdy jest naukowcem potrafiącym zrozumieć najbardziej zawiłe i skomplikowane informacje dotyczące kosmosu. Lecz co zrobić, gdy ktoś zielony w sprawach fizyki teoretycznej chce poznać nasz świat z nieco bardziej naukowej strony? Z pomocą przychodzi Christophe Galfard. Autor zabiera czytelnika w niesamowitą i zapierającą dech w piesiach podróż, w której naszym jedynym zadaniem jest używanie wyobraźni.
   Dzięki stworzeniu abstrakcyjnych, a momentami wręcz komicznych sytuacji i postaci wszystko staje się prostsze i mniej skomplikowane, a zdobywanie wiedzy staje się dla czytelnika ogromną zabawą. Gdy zauważy również, że z większością tych skomplikowanych zagadnień ma codziennie do czynienia, zacznie inaczej patrzeć na niektóre rzeczy. To zabawne, że człowiek przez zdecydowaną większość swojego życia nie zwraca uwagi na sprawy, dzięki którym w ogóle istnieje.


Wszystkie ciężkie atomy, z jakich składa się Ziemia, wszystkie atomy potrzebne do życia, wszystkie z jakich zbudowane jest nasze ciało, powstały kiedyś we wnętrzu gwiazdy. Wciągasz je do płuc, kiedy oddychasz. Gdy dotykasz swojej albo czyjejś skóry, dotykasz gwiezdnego pyłu.

    Autor przekazuje nam wiedzę nie tylko na temat zjawisk i zasad panujących w naszej przyrodzie, lecz poznajemy również wybitne postacie, które swoimi teoriami i badaniami zapisały się na kartach historii. Newton, Einstein, Skłodowska-Curie, Hawking... kto nigdy nie słyszał któregoś z tych nazwisk? A to jedynie kilka osób występujących w książce. Christophe Galfard przybliża nam ich życie, a także pokazuje, dlaczego w dzisiejszych czasach są tak bardzo przez nas znane.
    Dość prędko można zauważyć, że pojawia się również wiele informacji, które omawia się na lekcjach fizyki. Zagadnienia są jednak o wiele bardziej rozbudowane. O dziwo Wszechświat w twojej dłoni powinien spodobać się również osobom, które za tym przedmiotem niezbyt przepadają. Jest napisana w sposób przystępny i zrozumiały (w mniejszym lub większym stopniu) nawet dla osoby, która nigdy z fizyką i astronomią nigdy nie miała wiele wspólnego. Autor pokazuje, że nauka może być świetną zabawą, wystarczy jedynie stworzyć ciekawą i niezbyt skomplikowaną historię, a także odrobina wyobraźni.
   Jak to się stało, że Christophe Galfard, uczeń Stephena Hawkinga, stworzył cudowną książkę, która potrafi przenieść czytelnika w najodleglejsze zakątki wszechświata jedynie dzięki kreatywności czytelnika? Tego najwidoczniej nie można opisać przy pomocy żadnej dziedziny nauki. Istny kosmos!
Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, rozkoszuje się  pięknem kosmosu, a także chciałby dowiedzieć się, w jaki sposób to wszystko jest stworzone. Dzięki temu tytułowi każdy może choć przez chwilę poczuć się, jakby to właśnie w jego dłoniach był cały wszechświat.
Przygoda pełna disco i samotności, czyli ,,Marsjanin"

Przygoda pełna disco i samotności, czyli ,,Marsjanin"



Wydawnictwo: Akurat
Autor: Andy Weir



Tytuł, który zawiera w sobie więcej nauki, aniżeli fantastyki. Fakt, że ta historia może się naprawdę wydarzyć, momentami budzi niepokój. Jednak dzięki temu wciąga jeszcze bardziej. Szczerze, większości z tego "naukowego bełkotu" w ogóle nie zrozumiałam. Ale to nic, nie pracuję przecież w NASA.
    Marsjanin to książka, która przypomniała mi o mojej miłości do wszechświata i podróży kosmicznych. Chwilami przypomina bardziej poradnik przetrwania na Marsie, głównie ze względu na wiele wszelakich opisów reakcji chemicznych, botaniki, matematyki, a także techniki. Powiecie, że to nudne? O dziwo wcale takie nie jest! Dodaje to opowieści wiele realizmu, co jest zdecydowanie wielkim plusem.
   Poczucie humoru, a także cięty język głównego bohatera powoduje, że czytelnik nie zwraca uwagi na dzielące go od niego miliony kilometrów. Po prostu staje się częścią tej epickiej i zapierającej dech w piesiach przygody, w której nie ma miejsca na nudę.


Może na­pi­szę opi­nię klien­ta. „Za­bra­łem go na powierzch­nię Mar­sa i prze­stał dzia­łać. 0/10.

   Fabuła tego tytułu wydaje się niezbyt skomplikowana i dość prosta. Mark Watney, jeden z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie, zostaje uznany przez swoją załogę za martwego, gdy podczas ogromnej burzy piaskowej stracono z nim kontakt. Gdy się budzi, zauważa, że został sam. Reszta zdążyła opuścić Czerwoną Planetę. Mark zaczyna heroiczną walkę o przetrwanie na Marsie, musi również znaleźć sposób, dzięki któremu przekaże NASA, że żyje.
  Główny bohater jest zdecydowanie jednym z lepszych aspektów książki. Jego humorystyczne komentarze, charyzma, a także charakter powodowały, że ani na chwilę nie mogłam oderwać się od tego tytułu! Chciałam jak najszybciej wiedzieć, jak z poradzi sobie z kolejnymi problemami, które pojawiały się na jego drodze. Stał się moim ulubieńcem już po pierwszym rozdziale. Tego człowieka można określić mianem kosmicznego Robinsona Crusoe, ewentualnie MacGyverem. (Naprawdę. On nawet ze zwykłej taśmy klejącej potrafi zrobić wszystko!)


Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic.

   Pozytywnie zaskoczyły mnie również momenty, w których narracja zmieniała się w trzecioosobową, (bowiem Marsjanin jest to de facto dziennik prowadzony przez Marka) a konwersacje prowadzone były w siedzibie NASA. Pozwoliły one pokazać, jak naukowcy "główkowali" nad sposobami sprowadzenia astronauty na Ziemię.
     Marsjanin jest to debiut pisarski Andy'ego Weira. Uważam, że na tak dobry start trzeba zasłużyć. Temu autorowi się udało. Książka szybko zdobyła popularność, a niedługo po jej premierze, w kinach można było obejrzeć adaptację nakręconą przez Ridleya Scotta.


   Krótko mówiąc, uważam Marsjanina za książkę bardzo dobrą, wręcz nieziemską. Pełno humoru, nawiązań do popkultury, a także walki o przetrwanie, która pokazuje człowiekowi, że z każdej sytuacji można jakoś wybrnąć. Jest to tytuł obowiązkowy dla każdego fana klimatów fantastyki naukowej, lub po prostu kogoś, kto chce przeżyć emocjonującą przygodę na nieznanej planecie. Mark Watney będzie do tego świetnym towarzyszem.
Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger