Siła marzeń, czyli „Do gwiazd"

Siła marzeń, czyli „Do gwiazd"


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧

    Książek Brandona Sandersona (chociaż raczej tych, którym bliżej do fantasy) od dawna byłam ciekawa, jednak tak jakoś wyszło, że nigdy nie miałam z tym autorem po drodze. Aczkolwiek ukazanie się nowego wydania jednej z jego książek było dla mnie pretekstem do sprawdzenia, co też sprawia, że te historie są aż tak popularne. Oczekiwań względem Do gwiazd nie miałam praktycznie żadnych - wiedziałam o niej jedynie tyle, że jest to dość sporych rozmiarów (bowiem licząca ponad 600 stron) młodzieżowa historia fantastycznonaukowa. Chociaż określenie "młodzieżowa" w wielu innych przypadkach by mnie od lektury odciągnęło, tym razem moja ciekawość zwyciężyła. I nie ukrywam, że z początku sama się dość mocno w perypetie Spensy wciągnęłam. Niestety, aż tak entuzjastyczne wrażenia nie pozostały ze mną do końca lektury... Chyba po prostu dostrzegłam, że to wyłącznie kolejna zwyczajna i powielająca znane schematy książka dla młodszych ode mnie czytelników.

    Siedemnastoletnia Spensa już od dzieciństwa marzyła o tym, by pójść w ślady ojca i zostać pilotem myśliwca. Te plany poniekąd krzyżuje jednak fakt, że wszyscy dookoła uważają jej największy autorytet za tchórza, który nigdy nie był godzien swojego stanowiska. Mimo to, dziewczyna bierze sprawy w swoje ręce i planuje naprawić dobre imię swej rodziny. Chociaż tuż przed najważniejszymi egzaminami dotyka ją wszechobecna korupcję i kolesiostwo, nie zniechęca jej to do brnięcia za swoimi postawieniami. Wręcz przeciwnie - czuje się jeszcze bardziej zmotywowana do tego, by obecny system naprawić. Gdy już jednak jej zaawansowany bojowy trening się rozpoczyna, dostrzega, iż obrona jednego z ostatnich ziemskich bastionów przed kosmitami to wcale nie jest taka łatwa sprawa. Zwłaszcza, że dodatkowo niektórzy najwidoczniej skrywają przed niej sporo tajemnic...

    Bohaterowie w większości nieszczególnie przypadli mi do gustu. A było ich, jak na typową młodzieżówkę przystało, dosyć wielu (może po to, by pozbywać się ich w iście Martinowskim stylu?). Spensa niejednokrotnie działa nadzwyczaj irracjonalnie i samolubnie, a i jej motywacje nie zawsze wydawały się szczególnie wiarygodne. Ale jeśli miałabym już wskazać mojego ulubionego bohatera, zapewne wybrałabym FM. Do gustu przypadł mi zamysł na silną i dumną idealistkę, pragnącą rewolucją obalić niesprawiedliwych i niedemokratycznych władców, nawet jeśli sama wywodziła się z wyższych sfer. W porządku okazał się również Rig - bliski przyjaciel Spensy - nawet jeśli fragmenty z nim i M-Botem nie stały moimi ulubionymi. Ale tak poza tym większość bohaterów istnieje jedynie po to, by protagonistka miała z kim pożartować, a może i nawet poflirtować (choć na szczęście wątek miłosny jest zdecydowanie nienachalny). Fabuła do skomplikowanych nie należy, gdyż jest ponownie powielonym schematem o biednej dziewczynie, która ma marzenie, by stać się "kimś" w świecie pełnym przeciwności losu. Styl autora okazał się plastyczny i przyjemny, nawet jeśli monotonne opisy treningów i bitew powietrznych potrafią za którymś razem nieco znużyć. 

    Mimo tych wszystkich wad, nie da się ukryć, że Do gwiazd to literatura młodzieżowa z niemałym rozmachem (gdyby już przymknąć oko na fabularne klisze i drogę na skróty). Mojego serca perypetie Spensy nie skradły, ale wciąż nie uważam, by mój czas przy lekturze został zmarnowany. Wręcz przeciwnie - cieszę się, że w końcu zapoznałam się z Brandonem Sandersonem. Co prawda w nieco nietypowym wydaniu, jednak na pewno dam mu jeszcze drugą szansę. Teraz mogło być lepiej, ale moje marudzenie zapewne wynika w głównej mierze z tego, że już niestety nie należę do grupy docelowej tego typu opowieści. Ta książka na pewno przypadnie do gustu fanom przygodowych i pełnych akcji historii - aczkolwiek tych nieco bardziej familijnych, aniżeli brutalnych i pełnych moralnych dylematów. 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Brandon Sanderson
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Ilość stron: 606
Cena okładkowa: 49,90 zł
Premiera (tego wydania): 14.09.2021


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Piękno w brzydocie, czyli „Portret Doriana Graya"

Piękno w brzydocie, czyli „Portret Doriana Graya"


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧

    Wiele o Dorianie Grayu już w swoim życiu słyszałam, dlatego też nie zastanawiałam się ani przez chwilę, gdy nadarzyła mi się okazja do przeczytania tej historii w przyciągającym oko wydaniu. Jednak ładna obwoluta nie musi od razu zwiastować równie dobrej treści, racja? Mimo to, Dorian Gray jest zadziwiająco ładny - dosłownie i w przenośni. Chociaż nie ukrywam, że tak prawdę mówiąc, fabuła sama w sobie wielkiego wrażenia na mnie niestety nie zrobiła. Nie jest to powieść, która pozostanie ze mną na dłużej, lecz wciąż nie uważam, by była zła. Wręcz przeciwnie - posiada wiele wartości i uniwersalnych wątków, ale jest niewątpliwie przereklamowana. No ale nie oszukujmy się. Który ze znanych i powszechnie znanych klasyków nie jest?

    Historia opowiada o młodym i pięknym (jednak przy tym bardzo narcystycznym) Dorianie Grayu, pragnącym już na zawsze zachować swój wiek i urodę. Wszystko za sprawą pewnego mężczyzny, który postanawia przekazać młodzieńcowi swoją ideologię. Prowadzi to jednak do zawarcia istnego paktu z diabłem, bowiem malarz, tworzący tytułowy portret, przekazuje swojemu modelowi coś niezwykłego. Obraz okazuje się starzeć, pozostawiając właściciela wiecznie młodym. A zakochany w sobie Dorian z biegiem czasu dostrzega, że obraz potrafi dobitnie ukazać wszystkie popełnione przez niego grzechy, a także przedstawić biegnący czas. To też zmusza go do refleksji i prób stania się (przynajmniej w jego odczuciu) lepszym człowiekiem. Ale czy i to mu się uda?

    Książka niestety swoim całokształtem nieszczególnie mnie poruszyła - tak prawdę mówiąc, nigdy nie byłam wielką fanką wiktoriańskich realiów i klimatów, nawet jeśli doceniam, że właśnie ten fragment historii swoją estetyką przyciąga wielu zwolenników. A chociaż zdecydowana większość Portretu Doriana Graya została napisana pięknym, plastycznym językiem, to z rozdziału na rozdział wszystko robiło się coraz bardziej nużące. Z biegiem czasu po mojej początkowej fascynacji nie było już tak naprawdę śladu. Poruszona tematyka (czyli rozważana na temat ludzkiej moralności oraz kultu dążenia do wiecznej młodości) okazała się niewątpliwie ciekawa, jednak sama historia raczej nie pozostanie ze mną na dłużej. Za plus uznaję postać ekscentrycznego i charyzmatycznego Henryka Wottona, a także jego - choć mimo wszystko nie zawsze moralnie poprawne - złote myśli. Nie zgadzałam się z wieloma głoszonymi przez niego hasłami, aczkolwiek nie zmieniło to faktu, że jego osoba dodała do historii wiele ciekawych spostrzeżeń i stała się dla bohatera naprawdę ważna w jego - nawet jeśli nie jest to raczej odpowiednie określenie - rozwoju. 

    A już tak na zakończenie: po nieocenzurowanej wersji spodziewałam się nieco większych kontrowersji. Ale może niewielki wątek homoseksualny w tamtych czasach mógł aż tak tak znacząco wpłynąć na odbiór całości? Patrząc na biografię Oscara Wilde'a, zapewne faktycznie tak było. Co nie zmienia faktu, że pomimo wielu aktualnych rozważań i spostrzeżeń, niektóre z poruszonych tematów raczej ciężko jest przenieść na współczesne realia. Ale Portret Doriana Graya będę wspominać raczej pozytywnie. To bardzo wartościowa, ładnie napisana książka, która na pewno będzie w stanie zauroczyć jeszcze wiele następnych pokoleń. 

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Oscar Wilde
Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
Ilość stron: 240
Cena okładkowa: 29,90 zł
Premiera (tego wydania): 14.09.2021


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Śledztwo (nie)doskonałe, czyli „Boginie" (PRZEDPREMIEROWO)

Śledztwo (nie)doskonałe, czyli „Boginie" (PRZEDPREMIEROWO)


✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧

    Tak jakoś się złożyło, że największy szał na Pacjentkę mnie ominął. Zdawałam sobie sprawę z popularności autora, jednak nigdy nie miałam okazji, by sprawdzić ten jakże głośno reklamowany i nagradzany (przynajmniej - z tego co pamiętam - podczas gali Bestellery Empiku) debiut. Dlatego też na Boginie nie czekałam, aczkolwiek poniekąd ucieszyłam się, gdy dostałam szansę, by tę książkę chwilę przed polską premierą przeczytać. Jej opis wydał mi się ciekawy i chciałam sprawdzić, co też Alex Michaelides ma czytelnikowi do zaoferowania. Nie ukrywam, że pomysł na stworzenie thrillera nawiązującego do kultury starożytnej Grecji mnie zaintrygował (nawet jeśli na pewno istnieje takich książek już na pewno dość dużo), a minimalistyczna okładka prędko wpadła w oko. Jednak czy to wystarczyło, by całokształt okazał się wart uwagi? Cóż... chyba niestety będę musiała swoją opinią nieco ostudzić zapał.

    Mariana Andros jest terapeutką grupową, która stara się pokonać swoje własne demony przeszłości. Pragnie wyleczyć rany po niedawnej, tragicznej śmierci ukochanego męża. Tego zadania nie ułatwia jednak fakt, że na uczelni, której jest absolwentką, a na której obecnie studiuje jej siostrzenica, zostaje zamordowana jedna z uczennic. Dlatego też kobieta wyrusza do Cambridge, by rozwiązać zagadkę nietypowego morderstwa, a jej oskarżenia od razu padają w stronę ekscentrycznego profesora, skupiającego wokół siebie grupę młodych studentek. Mariana robi wszystko, by potwierdzić swoje przypuszczenia i uchronić przed śmiercią kolejne osoby. Zrozumie jednak, że nie będzie to takie proste, jak się spodziewała. 

    Boginie to niestety książka z rodzaju tych, które po lekturze nie pozostają z czytelnikiem na dłużej. Chociaż intryga była ciekawa, a nawiązania do kultury starożytnej Grecji okazały się ogromnym plusem, całość wyszła zadziwiająco nijako. Bohaterowie wyszli dość papierowi, przez co ciężko z kimkolwiek sympatyzować, a fabuła sama w sobie była wyłącznie zlepkiem przeróżnych, mniej lub bardziej ambitnych pomysłów autora, co poskutkowało tym, że żaden z wątków nie został poprowadzony satysfakcjonująco i dogłębnie. Wyglądało, jakby Alex Michaelides sam pogubił się w swoim zamyśle na powieść i postanowił dać wszystkiego po trochu - byle tylko pojawiła się jak największa różnorodność. Ale to niestety wprowadziło jeszcze większe zamieszanie, książka porządnie straciła na jakości. Zakończenie niewątpliwie było emocjonujące i niespodziewane, jednak cóż to za kryminalne śledztwo, skoro tropy i tak prowadzą do czegoś zupełni innego? Mnie takie nagłe zwroty akcji już nie zaskakują. Chociaż może gdybym jeszcze jakoś bardziej polubiła wykreowanych bohaterów...

    Aczkolwiek nie jest to książka zła. Wręcz przeciwnie: miała swoje mocniejsze momenty, a jako rozrywkowy thriller niewątpliwie sprawdzi się bardzo dobrze. Jednak poza tymi cechami nieszczególnie wyróżnia się spośród innych tytułów z tego gatunku. Mogło być lepiej, ale już teraz nie jest najgorzej. Po prostu miałam co do tej książki nieco inne oczekiwania. Spodziewałam się, że wciągnę się w ekscytujące śledztwo i nie będę potrafiła się odciągnąć od książki, a dostałam raczej średniawą powieść z kilkoma ciekawszymi elementami i pomysłami na siebie. Nie odradzam jej jednak, bo na pewno znajdzie wielu swoich zwolenników. 

 Wydawnictwo: W.A.B
Autor: Alex Michaelides
Ilość stron: 384
Cena okładkowa: 42,99 zł
Premiera (tego wydania): 29.09.2021


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu W.A.B

Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger