Dwa różne światy, czyli ,,Dziewczyna od trawnika"

Dwa różne światy, czyli ,,Dziewczyna od trawnika"


    Poprzedniej książki Doroty Pasek nie czytałam, dlatego nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Dziewczyna od trawnika zaciekawiła mnie swoim opisem, bardzo lubię bowiem takie ogrodnicze opowieści pełne kwiatów i przeróżnych roślin. Oczekiwałam uroczej, lekkiej książki o miłości dwójki osób z, przynajmniej pozornie, innych światów, a dostałam... cóż, coś odrobinę innego. Coś, czego osobiście się nie spodziewałam. Nie jest to jednak książka zła, większość moich, zresztą niewielkich, oczekiwań spełniła.

   Marysia Tamulska pracuje jako ogrodnik w ,,Rezydencji Różowej", gdzie, prawdę mówiąc, zajmuje się jedynie koszeniem trawnika. Pewnego dnia na werandzie domu dostrzega niejakiego Adama Antoniego Kochańskiego, przystojnego biznesmena, prezesa firmy meblarskiej, a zarazem nowego właściciela owej rezydencji. Już od pierwszych chwil dochodzi między tą dwójką do niewielkiej sprzeczki, po której i tak nie zamierzają tracić kontaktu. Adam postanawia zatrudnić Marysię, a już po jakimś czasie oboje dostrzegają, że zaczyna łączyć ich o wiele więcej... Wkrótce okazuje się również, że każde z nich ma za sobą ogromny bagaż emocjonalny i nie są tymi osobami, za które się na samym początku podawały.
 Bardzo podobał mi się początek książki i wczesne relacje bohaterów. Te ich zaczepki i wzajemne docinki naprawdę miały swój urok i rozwijało wśród nich bardzo ciekawą chemię, którą aż chciało się śledzić. Wszystko zaczęło się niestety jednak stopniowo psuć... Im dalej w historii, tym bardziej zaczynało mnie to denerwować. Osobiście wolę, gdy wątek romantyczny rozwija się spokojnie i powoli, a bohaterowie nie myślą wyłącznie o tym, jak bardzo siebie pożądają i jak długo z tym uczuciem nie wytrzymają. Co to to nie, erotyki to zdecydowanie nie moja bajka. Dziewczyna od trawnika na szczęście nim nie jest, jednak nie zmienia to faktu, że pojawiały się (choć na szczęście w małej ilości) sceny, które mnie troszkę zdziwiły. Były to przesadne, pełne dziwacznych określeń (wieżyczka? naprawdę?) i dłużące się sceny seksu. Ekspertką w tej kwestii nie jestem, lecz najzwyczajniej w świecie się ich tutaj nie spodziewałam i dla mnie równie dobrze mogłoby ich nie być. Albo nie aż tak intensywne i lepiej napisane.
 Autorka w drugiej części książki zaczęła także skupiać się bardziej na problemach dwójki bohaterów, zamieniając ich relację w wyżalanie się sobie nawzajem. Nie uważam, że to było złe, ponieważ Dorota Pasek naprawdę poruszyła wiele istotnych i ważnych tematów, jednak po prostu po pewnym czasie zaczęło mnie to nudzić. No bo przecież ile można czytać o tym, jak bardzo Marysia ma przed wszystkim obawy i nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić? Czasem odczuwałam przerost formy nad treścią.


Nigdy nie wolno robić wszystkiego. Trzeba sobie stawiać granice i nie przekraczać tych raz już postawionych, choćby nie wiadomo co się działo. Bo tylko człowiek z zasadami jest coś wart. Człowiek bez zasad szybko przestaje być człowiekiem. I koniec.

    Bardzo podobał mi się swojski klimat i poszukiwanie spokoju wśród uroków natury. Zawsze do gustu przypada mi, gdy bohaterowie spędzają swój wolny czas na łące, nad jeziorem, czy też po prostu w ogrodzie. Piękna natura i bohaterka uwielbiająca zajmowanie się ogrodem to coś, co zdecydowanie jest atutem książki i przeważyło na tym, że po nią w ogóle sięgnęłam.
Styl autorki był bardzo lekki, więc książkę czytało się bardzo szybko. Choć, nie ukrywam, z początku niezbyt do mnie przemówił, to po jakimś czasie się do niego przyzwyczaiłam i nawet mi się spodobał. Momentami wydawał się jednak odrobinę ubogi...


  Dziewczyna od Trawnika to dość lekka książka, idealna na gorące, letnie dni spędzone we własnym ogrodzie z akompaniamentem śpiewu ptaków w tle. Jest to historia o godzeniu się z przeszłością i poszukiwaniu prawdziwej miłości. Bardzo polubiłam głównych bohaterów, choć pod koniec ich problemy stawały się męczące i nużące. Nie zmienia to jednak faktu, że pomimo kilku wad, całokształt mi się spodobał. Warto jest poznać przeszłość Marysi i Adama, ponieważ tacy ludzie bardzo często są wśród nas, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy...


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Dorota Pasek
Ilość stron: 384
Cena okładkowa: 34,90 zł
Premiera: 16.07.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Międzyplanetarna podroż, czyli ,,Syreny z Tytana"

Międzyplanetarna podroż, czyli ,,Syreny z Tytana"


     Kurt Vonnegut jest autorem, po którego książki chciałam sięgnąć już od dłuższego czasu. Cóż, nie ukrywajmy, komu z nas nigdy nie obiło się o uszy nazwisko twórcy słynnej Rzeźni numer pięć? Osobiście słyszałam wiele pozytywnych opinii o jego dziełach, dlatego też dostając możliwość sięgnięcia po Syreny z Tytana, nie wahałam się ani przez moment. No i jak wypadło to moje pierwsze spotkanie? Wydaje mi się, że się zakochałam. Styl i specyficzny humor Vonneguta mnie zauroczyły, a po tym wszystkim z przeogromną chęcią zapoznam się z innymi jego dziełami. Smuci mnie jednak fakt, że do tego spotkania doszło dopiero teraz. A to zdecydowanie o wiele za późno! 

   Winston Niles Rumfoord wyruszył wraz ze swoim psem Kazakiem w szaloną kosmiczną podróż. Dwójka podróżników niefortunnie trafiła w sam środek infundybuły chronosynklastycznej, zamieniając się tym samym w czystą energię i materializując się dopiero podczas zetknięcia z inną planetą. Co pięćdziesiąt dziewięć dni materializuje się w swoim domu na Ziemi, przez co wzbudza u innych ludzi niemałe zainteresowanie. Żona Rumfoorda, Beatrycze, nie pozwala nikomu uczestniczyć w owym wydarzeniu, a same relacje małżonków ulegają diametralnej zmianie, gdy okazuje się, że Winstron potrafi przepowiadać przyszłość i wie wszystko o tym, co było i będzie. Podczas swych szalonych podróży poznaje Salo, z którym tworzy na Marsie państwo i armię, składającą się z porwanych Ziemian. Zjawia się również Malachi Constant, najbogatszy człowiek w Ameryce, który ma w tej sytuacji odegrać jedną ze znaczących ról. Ze wszystkich sił stara się uniknąć przepowiedni Rumfoorda, jednak najwidoczniej przeznaczenia nie można oszukać...
   To książka pełna absurdów i czarnego humoru. Kurt Vonnegut jest zdecydowanie mistrzem szalonego, a zarazem niezwykle ambitnego, pełnego ukrytych znaczeń science-fiction. Gdy już czytelnik zaczyna sięgać głębiej, dostrzega ukryte piękno jego twórczości i, zresztą dość pesymistyczny, przekaz. Choć na pierwszy rzut oka Syreny z Tytana wydają się być nietypową i dziwaczną książką fantastycznonaukową (którą zresztą i tak mimo wszystko są), to po jakimś czasie zauważa się  jej prawdziwe przesłanie oraz poruszone przez autora tematy dotyczące natury ludzkiej i sensu naszej egzystencji. Cóż, historia ta co prawda niejednokrotnie wywołała na mojej twarzy uśmiech, lecz niedługo potem zauważyłam, że jest to raczej śmiech przez łzy. Pomimo, że powieść utrzymana jest w konwencji czarnego humoru i absurdu, dostrzec można w przygodach głównego bohatera dramat o upadku człowieka i jego porażce w walce z czekającym go losem. Trzeba po prostu pogodzić się z naszym przeznaczeniem i unikać niepotrzebnej walki z wiatrakami. Przecież każdy z nas ma na tym świecie jakieś przeznaczenie i po coś został na tym świecie stworzony stworzony...

Życie jest zabawne, kiedy się tylko przestać nad nim zastanawiać

    Syreny z Tytana to historia specyficzna i niezwykle zagmatwana, idealnie pokazująca naturę i olbrzymią wyobraźnię Vonneguta. Nie przeszkadza to jednak w jej odbiorze. Ba, wręcz przeciwnie! Czytelnik nie może się doczekać kolejnych szalonych pomysłów, na które wpadł autor. Śledziłam losy bohaterów z niemałym zainteresowaniem i byłam ciekawa ich następnych przygód. Postacie są różnorodne i niezwykle specyficzne, a każdy bardzo się od siebie różni. Tworzy to mieszankę wybuchową, w której i tak znajdzie się moment na odetchnięcie i refleksję (zwłaszcza zakończenie, które niezwykle mnie wzruszyło).

   Reasumując, Syreny z Tytana wciąż nie tracą na swojej aktualności i po tylu latach wciąż potrafią poruszyć i zaskoczyć. To książka pełna niesamowitych zwrotów akcji i absurdów, w której tak naprawdę skrywa się prawda o ludziach i ich prawdziwej naturze. Nie brakuje tu też rozważań na temat sensu naszego istnienia i ingerencji boskiej w codzienne życie, jednak te zagadnienia zostały przedstawione w sposób prosty i przystępny dla każdego. Nawet tego, kto ze science-fiction nie ma na co dzień w ogóle do czynienia. Naprawdę warto sięgnąć po twórczość Kurta Vonneguta, nawet w ciemno. Zawodu na pewno nie będzie, gdyż u tego autora wszystko stoi na mistrzowskim poziomie!

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Kurt Vonnegut
Ilość stron: 384
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 09.07.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Pozory potrafią mylić, czyli ,,Bezdomna"

Pozory potrafią mylić, czyli ,,Bezdomna"


      Po książki Katarzyny Michalak sięgam dość często i zawsze jestem ciekawa kolejnych jej historii. O Bezdomnej już wcześniej słyszałam wiele przeróżnych, skrajnych opinii - od zachwytów nad poruszeniem przez autorkę trudnego tematu, po krytykę zbyt słabego zapoznania się z problemem przed rozpoczęciem pisania - jednak i tak postanowiłam dać jej szansę. No i jak wypadło? Ja jestem gdzieś pomiędzy. Co prawda przeżyłam lekki zawód, jednak nie widzę w Bezdomnej książki, która ma tylko i wyłącznie same wady. Historia wzrusza i szokuje, a autorka nie boi się poruszania kontrowersyjnych tematów (co już w swoich dziełach niejednokrotnie pokazywała). Jest to dość krótka opowieść o tym, że nie można zbyt pochopnie oceniać ludzi i zawsze warto jest wcześniej poznać ich historię.

    Kinga Król utraciła wszystko, co było dla niej najważniejsze. Pozostała zupełnie sama, a jej dom został zastąpiony przez ulicę, most lub dworzec kolejowy. Nie widzi już sensu, a w wigilijny wieczór postanawia zakończyć wszystko i popełnić samobójstwo. Plany krzyżuje jej jednak Aśka, która znajduje ją kilka chwil przed tragedią i postanawia pomóc w powrocie do normalności. Co jednak tak naprawdę łączy te dwie kobiety? Czy jej działaniami kieruje jedynie troska o drugiego człowieka? I, co najważniejsze, co zrobiła Kinga, że znalazła się aż na samym dnie? Czasem odpowiedzi na niektóre pytania potrafią zranić innych ludzi...
 Bezdomna to książka poruszająca wiele trudnych tematów, takich jak chociażby (co w sumie nietrudno zgadnąć) bezdomność, psychoza poporodowa czy też inne, poważne choroby psychiczne. Zostały one jednak przedstawione dość stereotypowo, choć stanowią bardzo ważną część fabuły. Cieszę się jednak, że autorka postanowiła w ogóle poruszyć owe problemy, ponieważ mimo wszystko są to sprawy, na które warto zwrócić uwagę i przez chwilę się nad nimi zastanowić.
 Przeszkadzał mi ogrom wulgaryzmów. Ja rozumiem, że była to historia brutalna i ciężka, lecz momentami język wydawał się być przez to ubogi. Choć zawsze staram się nie zwracać uwagi na takie sprawy, tutaj jednak rzuciło mi się to w oczy i odrobinę zniesmaczyło całokształt. Aśka była przecież dziennikarką, czy jej słownictwo naprawdę jest aż takie ubogie?

Kobiety są jednak beznadziejnie głupie. Pamiętają pierwszy pocałunek, podczas gdy mężczyzna zapomniał już ostatni.

  Choć książka jest napisana lekkim językiem i należy do dość krótkich, czytało mi się ją zadziwiająco ciężko. Książki Katarzyny Michalak bardzo lubię, jednak tym razem coś nie wyszło... A szkoda, ponieważ ten tytuł miał naprawdę ogromny potencjał. Po prostu nie zżyłam się z bohaterami, jak to często w powieściach tej autorki bywa. Niektóre sytuacje wydawały się również niezwykle nierealne i jakby tworzone na siłę. Zadziwiło mnie jednak ciężkie, ściskające za gardło zakończenie. Dla takiego zwrotu akcji warto było przemęczyć się z tą ponurą i przygnębiającą książką. Jakby nie było, niejednokrotnie daje do myślenia i zmusza do refleksji na temat tego, co może dziać się wokół nas.

  Niestety, ostatecznie Bezdomna trochę mnie zawiodła i nie było to moje najlepsze spotkanie z tą autorką. Porusza ona bardzo ważne tematy i stara się uwrażliwić ludzi na ukrywane, lecz ciężkie problemy, jednak całokształt historii wcale nie jest najlepszy. Katarzyna Michalak ma naprawdę o wiele więcej lepszych książek! Z bohaterami się za bardzo nie zżyłam, a wulgaryzmy momentami odstraszały. Mimo wszystko, podziwiam starania autorki, by zwrócić uwagę czytelników na kontrowersyjne tematy. Najlepiej jest samemu sięgnąć po ten tytuł i ocenić, czy dramatyczna historia Kingi Król do nas przemawia.


Wydawnictwo: Mazowieckie
Autor: Katarzyna Michalak
Ilość stron: 276
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera (tego wydania): 17.07.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Mazowieckiemu

 
Poszukiwanie własnego szczęścia, czyli ,,Siedmiu mężów Evelyn Hugo"

Poszukiwanie własnego szczęścia, czyli ,,Siedmiu mężów Evelyn Hugo"


    Sięgając po tę książkę, nie byłam pewna tego, czy w ogóle przypadnie mi do gustu. Podchodziłam do niej z pewnym sceptycyzmem, głównie przez zauważony przeze mnie wcześniej spory szum medialny, który się wokół tej powieści wytworzył. Z ciekawości postanowiłam zobaczyć, czy jest to historia tak dobra, jak wszyscy mówią. Nigdy nie spodziewałam się, że ktoś, kto tak bardzo nie interesuje się życiem hollywoodzkich gwiazd jak ja, niezwykle wciągnie się w perypetie i dość kontrowersyjne życie Evelyn Hugo, a także będzie chciał poznać tajemnicę jej siedmiu małżeństw.

    Monique Grant, młoda dziennikarka, pewnego dnia dostaje szansę, by przeprowadzić wywiad z Evelyn Hugo, żywą legendą, niezwykle znaną i cenioną byłą gwiazdą Hollywood. Nic nie jest jednak tak proste, jak się wydaje, a w tej umowie znajduje się pewien haczyk. Aktorka chce, by Monique poznała historię jej całego życia, a następnie napisała biografię, którą będzie mogła wydać dopiero po jej śmierci. Dziewczyna, a także jej współpracownicy, nie potrafią zrozumieć, dlaczego akurat ona została wybrana do tego zadania i co taka gwiazda w niej widzi. Jak się później okazuje, obie kobiety łączy więcej, niż może się  na początku wydawać.
  Nie sądziłam, że życie fikcyjnej gwiazdy Hollywood może być aż tak intrygujące. Evelyn Hugo to postać, która pokazuje, że od przeszłości nie da się uciec i najzwyczajniej w świecie trzeba nauczyć się z nią żyć i sprawić, by wszystkie dawne błędy stały się czymś, co nas kształtuje. Każde z jej małżeństw było inne, w każdym uczyła się o sobie i świecie ją otaczającym czegoś nowego. Brnęła do przodu, stawiała sobie ambitne cele i nie przejmowała się opinią innych ludzi. Jej historia inspiruje do poszukiwania siebie i odkrywania, kim naprawdę jesteśmy i czego  tak naprawdę od życia oczekujemy. Choć dość często była to kobieta bezduszna, troszcząca się głównie o swoje dobro, można było dostrzec w niej zwykłego człowieka, który chce przetrwać w niekorzystnym dla niego środowisku. Jest to postać z krwi i kości, bardzo ciekawa i z ogromnym bagażem emocjonalnym. Podobało mi się przedstawienie tak silnej postaci kobiecej, która stara się walczyć o najważniejsze dla niej wartości. Po pewnym czasie nawet czytelnik nieświadomie zaczyna jej kibicować.
  Od razu w oczy rzuciło mi się poruszenie tematu LGBT, a także pokazanie problemów, z jakimi osoby z tego środowiska musiały się wtedy borykać. Nie spodziewałam się w tej książce takiego wątku, jednak pozwolił on spojrzeć na bohaterów zupełnie inaczej. Przeraża mnie także to, że wiele z tych spraw jest w naszym społeczeństwie wciąż aktualne, a ludzie nie mają praw do kochania drugiego człowieka bez strachu o to, że ktoś ich na tym przyłapie. Bardzo cieszę się, że ten temat został przez autorkę poruszony.

Kiedy dostajesz możliwość zmiany swojego życia, bądź na nią gotowa. Świat niczego nie daje, musisz sama po to sięgnąć.

    Siedmiu mężów Evelyn Hugo to książka, która wywołuje wiele przeróżnych emocji. Pochłania się ją praktycznie w całości i nie odkłada, dopóki nie pozna się, bardzo poruszającego zresztą, zakończenia. Historia jednej z najpopularniejszych gwiazd srebrnego ekranu jest tak prawdopodobna, że aż można się zdziwić, iż nie wydarzyła się naprawdę! Sama z chęcią obejrzałabym jakiś film, w którym grała tytułowa bohaterka! Książka świetnie oddaje również klimat tamtych czasów. Romanse i skandale wywoływane jedynie na potrzeby rozgłosu są tam bowiem na porządku dziennym! Przecież Evelyn nie jest jedyną gwiazdą, która stara się zdobyć uznanie i walczy o Oscary, racja?

    Reasumując, Siedmiu mężów Evelyn Hugo jest historią o podnoszeniu się nawet po największej porażce, sile przyjaźni i poszukiwaniu swojej prawdziwej tożsamości, a klimat lat 50 i 60 jedynie dodaje jej jeszcze więcej uroku. Główna bohaterka jest napisana fenomenalnie, a każde z jej małżeństw jest niezwykle ciekawym wątkiem, który śledzi się z ogromnym zainteresowaniem. Jest to pozycja obowiązkowa dla fanów między innymi Marylin Monroe czy też Audrey Hepburn, choć osoby nie interesujące się ich życiorysami także znajdą tutaj coś dla siebie. Zdecydowanie polecam każdemu.

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Autor: Taylor Jenkins Reid
Ilość stron: 536
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 05.06.2019

Świat pełen mężczyzn, czyli ,,Nowa Ewa. Początek"

Świat pełen mężczyzn, czyli ,,Nowa Ewa. Początek"


    Młodzieżowe serie science-fiction bardzo często potrafią mnie zaskoczyć. Nie ukrywam, że poznawanie kolejnych, coraz to bardziej szalonych wizji dystopicznej przyszłości sprawia mi ogromną przyjemność (nieważne, jak dziwnie to zabrzmi). Choć najczęściej nie są to powieści wybitne i skomplikowane, potrafią pokazać prawdopodobne i przerażające scenariusze dotyczące naszej przyszłości, a także niejednokrotnie zmuszają do refleksji na temat tego, dokąd zmierzamy. Gdy tylko zobaczyłam opis pierwszej części trylogii Nowa Ewa, ani przez chwilę się nie zastanawiałam, czy po nią sięgnąć. Zaintrygowała mnie jej niekonwencjonalność i nietypowy pomysł na fabułę. Cóż... ostatecznie była to przygoda dość specyficzna, lecz na swój sposób wciągająca. 
    
   Nowa Ewa. Początek opowiada o świecie, gdzie od pięćdziesięciu lat nie urodziła się żadna dziewczyna. Pewnego razu pojawia się jednak nadzieja na odbudowanie ludzkości, są to narodziny Ewy - pierwszej od dawna kobiety. Jej matka zginęła przy porodzie, a ojca uznaje się za chorego psychicznie, dlatego już od urodzenia przygotowywana jest do tego, co ją w przyszłości czeka. Na jej barkach spoczywają bowiem losy całego świata. Gdy tylko Ewa skończy szesnaście lat, musi wybrać jednego z trzech mężczyzn, z którym będzie musiała odbudować cywilizację. Choć pozornie pogodziła się ze swoim losem, wszystko zmienia się, gdy tylko poznaje Brama, chłopaka, który wie o niej więcej, niż może się komukolwiek wydawać.
 Pomysł na fabułę jest naprawdę dobry i byłam ciekawa, jak to wszystko będzie wyglądać w praktyce. Nie ukrywam, że wyobrażałam sobie niektóre kwestie trochę inaczej, jednak wykonanie i tak mnie usatysfakcjonowało. Zdarzały się momenty, gdzie wydawało mi się, że już to wszystko gdzieś widziałam (najprawdopodobniej w Igrzyskach Śmierci, do których została ta książka porównana), jednak młodzieżowe science-fiction często wywołuje u mnie takie odczucia. Najbardziej podobała mi się pierwsza część książki, ta opisująca przeszłość głównych bohaterów i strukturę świata, w jakim przyszło im żyć. Najciekawsze wydawały mi się rozdziały z perspektywy Brama, który okazał się być dla mnie trochę bardziej rozbudowaną i ciekawszą postacią. O dziwo, ponieważ z początku sądziłam, że Ewa, będąca ostatnią nadzieją dla świata, zostanie stworzona i napisana w lepszy sposób.

,,Jesteś kochana. Należysz wyłącznie do siebie. Nie do mnie, nie do nich. Zapamiętaj to." Chciałabym wiedzieć, jak sprawić, by właśnie tak było, bo w tej chwili czuję się wyłącznie jak ich własność. 

   Sam wątek romantyczny też nie wydawał mi się zbytnio interesujący. Wszystko działo się niezwykle szybko i nie chce mi się wierzyć, by tak wyglądało pierwsze zauroczenie nastolatków. Zwłaszcza, że przez tyle lat nie znali się osobiście, a na oczy widzieli się jedynie raz! Rozumiem, że takie sytuacje się zdarzają, jednak do mnie o wiele bardziej przemawiają spokojne, urocze wątki romantyczne, w których ta cała ,,miłość od pierwszego wejrzenia" jest wprowadzona dyskretnie, a nie aż tak nachalnie i nagle. Mimo wszystko, podobało mi się, że Nowa Ewa pokazuje, jak ważna dla człowieka jest wolność i swoboda wyboru. Jest to bowiem książka o poszukiwaniu własnego szczęścia i walce z ograniczeniami, nawet w najgorszych sytuacjach.

  Reasumując, Nowa Ewa. Początek nie jest książką złą, choć najlepszą też jej nie nazwę. Fabuła naprawdę mnie zaciekawiła i wydała się być interesująca, jednak niezbyt polubiłam się z bohaterami i dość ważnym wątkiem romantycznym. Momentami bywało odrobinę nijako, jednak nie sądzę, by była aż tak okropna. Prawdę mówiąc, całokształt przypadł do gustu i sądzę, że sięgnę po kolejne części trylogii. Ciekawi mnie, jak zakończą się losy Ewy i Brama w tej jakże trudnej dla nich sytuacji. Polecam dla fanów młodzieżowych dystopii.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Giovanna i Tom Fletcher
Ilość stron: 496
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 25.06.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Oszukać przeznaczenie, czyli ,,Połączyły ich gwiazdy"

Oszukać przeznaczenie, czyli ,,Połączyły ich gwiazdy"


    Swój wywód zacznę od tego, iż ja - Byk w słońcu, Ryby w księżycu i Rak w ascendencie, lubująca się w romantycznych i uroczych historiach (choć staram się do tego nie przyznawać) - w horoskopy nie wierzę, jednak od czasu do czasu lubię poczytać charakterystykę osób spod danego (najlepiej mojego) znaku zodiaku. Te przepowiadające przyszłość, które można najczęściej znaleźć w gazetach, mnie akurat nie przekonują i podchodzę do nich z ogromnym dystansem. Od zawsze fascynowały mnie jednak sprawy związane z astrologią i gwiazdami. Dlatego też, gdy tylko przeczytałam opis Połączyły ich gwiazdy, wiedziałam, że będzie to idealna książka dla mnie. Ciepła i zabawna historia o uczuciu dwójki przyjaciół z dzieciństwa? W to mi graj!

   Justine pracuje w redakcji magazynu ,,Star", a jej spokojne, monotonne życie diametralnie się zmienia, gdy po ponad dwunastu latach spotyka swojego, akurat przebranego za rybę, przyjaciela, a zarazem dawną, lecz wciąż aktualną sympatię. Okazuje się, że Nick jest ogromnym fanem horoskopów, których autorem jest niejaki Leo Thornbury, również pracujący w ,,Star", i potrafi układać swoje życie jedynie na ich podstawie. Sceptyczną Justine niezwykle zadziwia podejście chłopaka, dlatego postanawia trochę pomóc swojemu przeznaczeniu i wziąć sprawy w swoje ręce. Jako, iż na swoim stanowisku ma możliwość edycji tego, co wysyła jej faksem tajemniczy Leo, postanawia w każdym nowym numerze zmienić przepowiednie dla Wodnika. Jak się później okazuje, ta z pozoru niewinna ingerencja wpływa nie tylko na życie jednej, ważnej dla niej osoby, lecz wielu Wodników, którzy na ,,Star" się  w różnych okresach swojego życia natknęli...
 Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że w książce pojawi się aż tyle wątków i postaci pobocznych. Wszystko zapowiadało to, że fabuła opierać się będzie jedynie na relacji Justine i Nicka, a tu pod koniec każdego z fragmentów pojawiali się bohaterowie, na których, w mniejszym lub większym stopniu, wpłynął zmieniony horoskop. Nie sądziłam też, że aż tyle osób będzie brało każde słowo z magazynu na poważnie, a także będzie się aż tak interesowało astronomią! Oczekiwałam, że te wszystkie sprawy zostaną przedstawione raczej z przymrużeniem oka, a dostałam sytuacje, w których przepowiednie w stu procentach się sprawdzały i faktycznie decydowały o losach ludzi. Nie ukrywam jednak, że był to dość ciekawy i nietypowy zabieg, który pozwolił spojrzeć na ludzi wierzących w horoskopy z zupełnie innej strony, bo w życiu prywatnym raczej nikogo takiego nie znam. Niezwykle spodobał mi się efekt motyla i szalone, pełne niecodziennych zbiegów okoliczności zakończenie. Działo się wiele i nie było miejsca na nudę! Bardzo lubię takie nietypowe rozwiązania.

 Nick Jordan nie wiedział, jak działa muzyka. Wiedział tylko, że działa, Wiedział, że nie chodzi jedynie o słowa ani o melodię. I nie o drobną kobietę z wielką, szaloną fryzurą i słodko-gorzkim głosem, i nie tylko o lśniącą czarną gitarę ozdobioną masą perłową. Wiedział, że od wszystkich tych rzeczy - i czegoś jeszcze - w sercu wzbierają mu się uczucia, które bolą w najlepszy z możliwych sposobów.

   Ale oprócz horoskopów, chodzi tutaj w głównej mierze o wątek romantyczny między Justine i Nickiem. Jest on naprawdę ciekawy i uroczy, dlatego już po pierwszych stronach wciągnęłam się w perypetie głównych bohaterów i byłam ciekawa, jak potoczy się ich droga do poznania własnych uczuć. Spodobał mi się również temat związany z aktorstwem i miłością Nicka do twórczości Szekspira. Nawet, jeśli osobiście niekoniecznie za nim przepadam i uważam, że było go momentami zdecydowanie za dużo (czy ludzie naprawdę sami z siebie uczą się większości jego dzieł na pamięć?). A może ta moja niechęć jest spowodowana tym, że Szekspir również był Bykiem? Dowiedziałam się tego przypadkiem, właśnie przez tę książkę! Dzięki niej można poznać dość wiele ciekawostek i stereotypów na temat osób spod różnych znaków zodiaku, a wszystko utrzymane jest w niezbyt poważnej otoczce. Naprawdę zabawne były chociażby nieudolne próby rozszyfrowania znaku Justine przez jej szefa!

    Połączyły ich gwiazdy to historia nie z tej ziemi. Każdy, kto choć trochę interesuje się astronomią, koniecznie powinien po nią sięgnąć. No, a zwłaszcza osoby, na życie których horoskopy faktycznie mają wpływ. Bohaterowie są momentami niezwykle naiwni, jednak każdy z nich jest jest napisany w ciekawy sposób. Zakończenie może wydać się naciągane i absurdalne, lecz mnie akurat bardzo się spodobało. Choć jest to komedia romantyczna osadzona w astrologicznym klimacie, to tak naprawdę dostrzec można w niej opowieść o podążaniu za głosem serca i poszukiwaniem tego, co w głębi nas ukryte. Polecam dla romantyków, którzy chodzą z głową w chmurach i wierzą, że od prawdziwego przeznaczenia nie można uciec.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Minnie Darke
Ilość stron: 416
Cena okładkowa: 36,90 zł
Premiera: 25.06.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Pokonać przeszłość, czyli ,,Na przekór"

Pokonać przeszłość, czyli ,,Na przekór"


     Od czasu do czasu staram się dawać szansę polskim autorom, sięgając po mniej znane książki. Choć fanką literatury młodzieżowej nigdy za bardzo nie byłam, postanowiłam się przełamać i (głównie z ciekawości) przeczytać Na przekór Agaty Polte. Jest to książka dość krótka, dlatego udało mi się ją skończyć w praktycznie jeden dzień. Ale czy to źle? Wręcz przeciwnie! Choć jest niezwykle lekka i pozornie naiwna, porusza bardzo poważne tematy. Jest to odbiegająca od schematów historia o pokonywaniu demonów przeszłości i poszukiwaniu szczęścia oraz akceptacji wśród najbliższych. 

   Laura to młoda dziewczyna, która przygotowuje się do matury i niedługo kończy swoją edukację w liceum. Pomimo swojego młodego wieku, jej bagaż emocjonalny jest już dość spory. W dzieciństwie odszedł jej ojciec, a po kilku latach matka postanowiła wyjechać do Anglii (podobno w celach zarobkowych) i już po nią nie wrócić. Na szczęście nie została sama. Przygarnęła ją jej kochana babcia, a codzienność umilają pies Loki, którego Laura w dzieciństwie uratowała, a także leniwy i wredny kot Ninja. W wolnym czasie dorabia sobie w klinice weterynaryjnej lub po prostu pomaga bezdomnym zwierzętom w schronisku jako wolontariusz. Pewnego, jesiennego dnia poznaje Filipa, chłopaka, który jest w stanie przewrócić jej życie do góry nogami... Zwłaszcza, że ich relacja zaczyna się coraz bardziej rozwijać, a dziewczyna marzy jedynie o spokoju i dogodnym życiu dla siebie i swojej, już nie tak młodej zresztą, babci. Jak jego obecność wpłynie na życie nastolatki?
Prawdę mówiąc, nie byłam pewna, co mnie w tej książce spotka. Zapowiadała się być ona kolejną banalną historią o miłości nastolatków i ich codziennych problemach, jednak dość pozytywnie się zaskoczyłam. Okazało się, że problemy sercowe Laury nie były głównym tematem poruszanym przez Agatę Polte. Autorka skupiła się raczej na przeszłości głównej bohaterki i próbach pogodzenia się z rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć.
Bardzo podobała mi się relacja Laury z jej babcią. Fragmenty, w których dziewczyna się nią opiekowała były niezwykle rozczulające i miło mi się je czytało. Cieszyłam się, że w życiu nastolatki znalazła się choć jedna osoba, która przygarnęła ją pod swój dach i pozwoliła spojrzeć na życie z zupełnie innej, pozytywnej strony. Przez chwilę można było dostrzec w Laurze normalną nastolatkę, której przeszłość nie była, przynajmniej na pierwszy rzuć oka, aż tak beznadziejna.

Pokazała, że by sprawić komuś ból, nie trzeba trzymać w ręce ostrza. I że nie potrzeba mroków, w których może się coś ukryć, o nie. Bo prawdziwy ból można było zadać za dnia, w blask słońca. I nie było to zadrapanie pazurami potwora, ugryzienie jakiejś bestii czy inne bzdury - ale zwykłe kłamstwo, obłuda i zawiedzione zaufanie.

   Niestety, książka wydawała mi się być w niektórych momentach odrobinę zbyt przewidywalna i naiwna. Udało mi się przewidzieć kilka sytuacji, a było to spowodowane zapewne, nie oszukujmy się, niezbyt skomplikowaną fabułą. Na szczęście nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, przecież nie spodziewałam się nie wiadomo czego po książce dla młodzieży. Chyba mój brak większych oczekiwań spowodował też to, że na Na przekór spoglądam dość pozytywnie i w pewnym stopniu historia mi się przez tą swoją prostotę podobała.

    Na przekór to książka naprawdę ciekawa i inna, niż może się na początku wydawać. Jest krótka i czyta się ją bardzo szybko, jednak porusza ważne tematy dotyczące walki z przeszłością i poszukiwaniem rozwiązania nawet podczas najgorszego kryzysu. Może nam się wydać, że nie ma już nadziei, jednak należy pamiętać o tym, że z każdej sytuacji da się wyjść i nawet po największej burzy w końcu wychodzi słońce. Polecam jako książkę do zrelaksowania się, warto dać jej szansę.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Agata Polte
Ilość stron: 296
Cena okładkowa: 34,90 zł
Premiera: 25.06.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Słodko-gorzkie spojrzenie na wojnę, czyli ,,Paragraf 22"

Słodko-gorzkie spojrzenie na wojnę, czyli ,,Paragraf 22"


    Nigdy nie należałam do osób, które z chęcią sięgają po literaturę związaną z wojną. Nigdy też nie potrafiłam się przełamać, by z własnej woli zacząć czytać książki opowiadające o trudach wojny. Jestem jednak ogromną fanką komedii i przeróżnych, absurdalnych historii. Bardzo lubię książki wywołujące na mojej twarzy uśmiech, jednak naprawdę doceniam też to, gdy potrafią zmusić czytelnika do głębszych refleksji. Paragraf 22 jest książką, o której słyszałam już od jakiegoś czasu, lecz postanowiłam się nią bardziej zainteresować dopiero przez premierę serialu. Lepiej późno, niż wcale, racja? Zwłaszcza, że Joseph Heller stworzył historię, po którą powinien sięgnąć każdy fan czarnego humoru. Choć nie tylko.

   Fabuła Paragrafu 22 jest dość prosta. Książka opowiada o amerykańskich lotnikach stacjonujących we Włoszech. Jej głównym bohaterem jest Yossarian, bombardier, który robi wszystko, by nie musieć uczestniczyć w ryzykownych misjach bojowych. Gdy już prawie udaje mu się zaliczyć ich obowiązkową ilość, dowódcy z przeróżnych powodów nagle ją podnoszą. I tak w kółko. Postanawia więc udawać chorego psychicznie, by zwolnić się z dalszej służby. Przesiaduje w szpitalu z nadzieją, że w końcu zostanie odesłany do kraju z powodu swoich problemów zdrowotnych. Po jakimś czasie dostrzega jednak to, że w jednostce od samego początku otaczali go sami wariaci, idioci i fanatycy. Szybszy powrót do domu utrudnia mu również jeden, niezwykle paradoksalny przepis - paragraf 22.
 Akcja nie zawsze dzieje się chronologicznie, a Paragraf 22 to tak naprawdę historie wielu bohaterów, którzy pojawiają się w książce. Każdy rozdział skupia się na innej sytuacji lub postaci, dokładając tym samym do fabuły zupełnie nowy element. Najczęściej pojawia się jednak Yossarian i to właśnie jego nieustanne próby bezpiecznego powrotu do domu, a także przemyślenia dotyczące bezsensu wojny są głównym wątkiem powieści.
 Sądziłam, że będzie to książka dość lekka (a przynajmniej to zapowiadał jej opis), jednak Joseph Heller stworzył historię pełną zabawnych, wręcz nierealnych sytuacji, które niejednokrotnie mają drugie dno i idealnie pokazują okrucieństwo oraz ludzką znieczulicę. Potrafi być bardzo brutalna, przedstawia prawdziwe oblicze człowieka i to, ile jest on w stanie poświęcić, by przeżyć. Przeraża także to, jak wiele kwestii zawartych w książce jest wciąż aktualnych. Absurdy bezdusznej biurokracji i chore ambicje w dążeniu do osiągnięcia postawionego przez siebie celu to nie jedyne problemy, które pojawiają się w Paragrafie 22.  Jest też jej prawdziwe, antywojenne przesłanie, które pojawia się w pełnej okazałości dopiero pod koniec powieści, gdy główny bohater dostrzega, że jego przyjaciół jest coraz mniej, a na swojej drodze spotyka ludzi, których szczególnie dotknęły trudy wojny. Taka chwila powagi i zadumy idealnie kontrastuje się ze wszystkimi komicznymi sytuacjami, które pojawiały się przez całą książkę i pozwala spojrzeć na nią z zupełnie innej strony.


Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22 – który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.

    Polubiłam praktycznie wszystkich bohaterów. Każdy z nich się wyróżniał i był na swój sposób interesujący. Najbardziej rozbawiał mnie Major Major Major (dlaczego ojciec musiał go aż tak skrzywdzić?) i jego nietypowe podejście do swojego stanowiska, porucznik Scheisskopf i jego przedziwne, wręcz chorobliwe zamiłowanie do defilad, pojawiająca się znikąd... hm, kobieta Nately'ego, a także Milo bombardujący własną bazę z powodu swoich szalonych interesów z całym światem. Postaci pojawiało się tak wiele, że można się w tym wszystkim pogubić! Ale, o dziwo, są one zdecydowanie najmocniejszą stroną powieści. Niezwykle spodobało mi się poczucie humoru autora. Dawno się przy żadnej książce tak nie uśmiałam! Paragraf 22 spodoba się głównie fanom czarnego i surrealistycznego humoru, gdyż go tam w ogóle nie brakuje. Zdarza się jednak, że niektóre żarty dość często się powtarzają, co może być przez niektórych uznane za nudne i monotonne. Mnie na szczęście taki zabieg nie przeszkadza i lubię pojawiające się wielokrotnie motywy. Zwłaszcza tak dobre! Wypady do rzymskich zamtuzów, przesłuchanie Clavingera czy też starcie Joego Głodomora z kotem to jedynie kilka scen, dla których warto warto jest sięgnąć po ten tytuł!

    Niesamowicie zabawna, jednak pokazująca ludzką naturę i brutalność. Komediodramat przedstawiający ludzkie słabości i walkę o przetrwanie w trudnych warunkach. Paragraf 22 to książka, która potrafi dać do myślenia. Choć jest to powieść bardzo specyficzna, uważam, że naprawdę warto jest się przemóc i po nią sięgnąć. Bohaterowie są niesamowicie zapadający w pamięć, a ich historie potrafią rozbawić. Absurd goni absurd, lecz dostrzec można w tym wszystkim również sytuacje z naszej codzienności. Bo czy wielu z nas nie byłoby w stanie poświęcić wszystkiego, byle zapewnić sobie bezpieczeństwo? Zdecydowanie polecam.

I zapamiętajcie o jednej rzeczy - Jesteście czytelnikami Popkulturki Osobistej. Czytelnicy żadnego innego bloga na świecie nie mogą tego o sobie powiedzieć. 

Wydawnictwo: Albatros
Autor: Joseph Heller
Ilość stron: 480
Cena okładkowa: 37,90 zł
Premiera (tego wydania): 19.06.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Albatros


Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger