Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantasy. Pokaż wszystkie posty
Fantastyka nie z tej ziemi, czyli „Pan Lodowego Ogrodu - księga I"

Fantastyka nie z tej ziemi, czyli „Pan Lodowego Ogrodu - księga I"



✧・゚: *✧・゚:*    *:・゚✧*:・゚✧

    Do polskiej fantastyki podchodzę z dość sporym dystansem. Ostatnimi czasy pojawiło się wiele głosów poruszających temat szkodliwości ukazywania w książkach z tego gatunku skrajnie prawicowych poglądów niektórych autorów. Słyszy się o dziadach polskiej fantastyki  twórcach, którzy w swoich książkach lubią przemycać treści nie zawsze współcześnie akceptowalne (no, nie licząc osób z podobnymi do autora poglądami). O Panu Lodowego Ogrodu słyszałam jednak tak dużo pochlebnych opinii, że nie potrafiłam przejść obok tej serii obojętnie. Poza tym byłam również bardzo ciekawa, czy te wszystkie zarzucane współczesnym fantastom grzeszki są aż tak podczas jednorazowej lektury wyczuwalne. Jak więc skrótowo przedstawia się moja opinia co do tego tytułu? Prawdę mówiąc, jestem pozytywnie zaskoczona. Obawiałam się, że czeka mnie potężny zawód, a ostatecznie otrzymałam dość porządną powieść fantasy. Oczywiście nie bez wad, aczkolwiek bardzo dobrą. 

Na Midgaard - zbliżoną do ziemi planetę, na której ludzie żyją w jakoby czasach naszego średniowiecza - wyrusza Vuko Drakkainen. Ma on za zadanie odnaleźć oraz uratować ekipę naukowców i badaczy, która kilka lat temu w tym nietypowym miejscu zaginęła. Jednak już od pierwszych chwil dostrzega on, że ta misja nie potoczy się zgodnie  planem, a Midgaard kryje w sobie naprawdę wiele tajemnic. Wszystko utrudnia też fakt, że protagonista nie może wpływać na lokalną kulturę, co, o dziwo, nie należy do szczególnie prostych - zważając na to, że jest człowiekiem pochodzącym z planety o zupełnie wyższym poziomie rozwoju. Vuko wplątuje się przez to w sam środek wojny bogów, starając się przy okazji pojąć jak najwięcej o otaczającej go rzeczywistości. W trakcie lektury pojawia się w narracji również druga oś fabularna, tym razem dotycząca Młodego Tygrysa, będącego przyszłym następcą Tygrysiego Tronu. NIe ukrywam, że i jego perypetie okazywały się bardzo ciekawe (niejednokrotnie nawet bardziej od tych spotykających Nocnego Wędrowca). Cóż, lecz na skrzyżowanie dróg tej dwójki bohaterów trzeba jeszcze poczekać. 

    Fabuła okazała się bardzo wciągająca, a bohaterów można było w pewien sposób polubić. Chociaż suchość prowadzonej przez Jarosława Grzędowicza narracji może okazać się podczas lektury problematyczna, dla mnie taki zabieg wyłącznie dodał mroczności i klimatu do opowiadanej historii. Całość czytało mi się zadziwiająco dobrze, nawet jeśli nie każdy z ukazanych w książce wątków szczególnie mnie zainteresował. Obawiałam się, że przebrnięcie przez całą książkę okaże się dla mnie drogą przez mękę, jednak bardzo się zdziwiłam, gdy było zupełnie inaczej. Akcji jest dużo, jednak nie tylko ona nadaje historii tempa, a opisy przyrody są bardzo plastyczne i potrafią zaciekawić nawet ich największych przeciwników. Pierwszy tom Pana Lodowego Ogrodu to porządna, ciekawie skonstruowana powieść fantasy z wątkami science-fiction. Nigdy wcześniej się z takim połączeniem nie spotkałam, dlatego przyjemnie było przekonać się, że na pozór tak bardzo różniące się od siebie gatunki potrafią dość dobrze się swoimi odmiennymi cechami dopełniać. Zobaczenie tej dość nietypowej symbiozy było dla mnie, fanki tego typu klimatów, intrygującym doświadczeniem.

    Pierwszy tom to tak naprawdę dopiero zalążek całej serii, dlatego ciężko jest mi odnieść się do całokształtu. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że Pan Lodowego Ogrodu to powieść rozbudowana i wciągająca już od pierwszych stron. Chociaż już na tym etapie pojawia się kilka dość dziaderskich treści (zadziwiająca niechęć głównego bohatera do Unii Europejskiej, a także nieco skrótowo zarysowane role postaci kobiecych), nie jest to jednak uciążliwe i podczas lektury nawet się tego tak naprawdę nie odczuwa. Zostałam przez Grzędowicza pozytywnie zaskoczona i niewątpliwie będę rozmyślać o sięgnięciu po drugą część. Mam nadzieję, że i ona spełni moje oczekiwania oraz pokaże, że w polskiej fantastyce istnieją warte uwagi i wartościowe tytuły.

Wydawnictwo: Fabryka Słów
Autor: Jarosław Grzędowicz
Ilość stron: 560
Cena okładkowa: 44,90 zł
Premiera (tego wydania): 18.06.2021



Orientalne science-fiction, czyli ,,Pan światła"

Orientalne science-fiction, czyli ,,Pan światła"


      Namaste! Już na samym początku wspomnę, że z kulturą Indii nie mam praktycznie żadnego obeznania. Niby byłam raz w indyjskiej restauracji i obejrzałam Slumdoga,  ale to chyba nie jest zbyt wiele... Nie ukrywam, że głównie przez to mam niejako problem z oceną Pana światła. Z jednej strony jestem pod wrażeniem pomysłu na historię, z drugiej zaś czuję się po lekturze niesamowicie przytłoczona. Nigdy nie interesowałam się wierzeniami hinduistycznymi, dlatego wiele wątków i nawiązań na pewno umknęło mojej uwadze, przez co nie czuję się na tyle kompetentna, by rozpisywać się jakoś szczególnie. Mimo wszystko, Zelazny zdecydowanie należy do klasyków gatunku i jego książki na pewno warto poznać. Również, jakby nie patrzeć, z książką spędziłam prawie tydzień, dlatego (pomimo mojego wewnętrznego rozdarcia), podzielę się opinią. Przynajmniej na temat tego, co z całej książki udało mi się zrozumieć.

      Na skolonizowanej planecie grupa ludzi odnalazła klucz do nieśmiertelności. Rządzą oni nią teraz jako bogowie z hinduistycznego panteonu. W grupie bóstw zjawia się również ktoś, kto jest przeciwny tyranii prowadzonej przez obecną władzę... Jedni uważają go za Buddę, dla kolejnych jest on Mahasamatmanem lub Poskromicielem Demonów. Siebie każe nazywać po prostu Samem. Kto więc zwycięży w walce dwóch odmiennych poglądów? Harmonia czy zniszczenie?
     Choć zamysł niewątpliwie był dobry, wykonanie niestety okazało się niezbyt intrygujące. Początek książki był dla mnie dość trudny i bałam się, że przez niego nie przebrnę. Natłok bohaterów, nietypowy i odrobinę męczący styl oraz niewielka wiedza na temat poruszanej przez autora problematyki spowodowały, że cały mój zapał do czytania zniknął. Jestem jednak niesamowicie uparta, dlatego brnęłam dalej, coraz bardziej przyzwyczajając się do nietypowego klimatu powieści. Ostatecznie okazało się, że być może nie jest to być może książka najprzyjemniejsza, jednak na pewno nietuzinkowa. Jeszcze nie czytałam żadnego sci-fi opowiadającego o bogach pochodzących z hinduizmu! (Zapewne mam po prostu wciąż zbyt nikłe obeznanie w tym gatunku). Po zapoznaniu się z fabułą i bohaterami, historia staje się o wiele ciekawsza i przystępniejsza, choć w dalszym stopniu nietypowa.

Wyznawcy nazywali go Mahasamatmanem i powtarzali, że jest bogiem. On sam wolał jednak pomijać "Maha-" i "-Atman" i nazywał siebie Samem. Nigdy nie twierdził, że jest bogiem. Nigdy też, oczywiście, nie twierdził, że bogiem nie jest...

       Pomimo tego, że jej treść niezbyt mnie wciągnęła, na pewno będę wspominać historię z pewną nutą nostalgii. To książka na swój sposób magiczna i niewątpliwie pełna uroku, głównie przez to, iż Zelazny połączył fantasy oraz fantastykę naukową, a także motywy postapokaliptyczne. Po dodaniu akcentów religijnych, powstała historia jakby z zupełnie innego świata. Nie wiem, czy sięgnę jeszcze kiedyś po inne książki autora, jednak cieszę się, że Pana światła poznałam. W końcu na nowe czytelnicze doznania nigdy nie jest za późno!
Muszę też wspomnieć, że zakochałam się w tym przepięknym wydaniu. Zysk i S-ka znów zaserwowało czytelnikom dawkę naprawdę jakościowej klasyki! Twarda okładka, zaokrąglone kanty stron powodują, że książka prezentuje się na półce bardzo ładnie. Nie mogę się także napatrzeć na grafikę z okładki! (Michael Michera robi kawał świetnej roboty). 

    Pan światła okazał się dla mnie niewielkim rozczarowaniem, choć zarazem jakichś większych wymagać co do niego nie miałam. Historia zdawała się być odrobinę zbyt wymyślna i pełna nawiązań do rzeczy, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Podziwiam jednak autora za ambitny pomysł i nietuzinkowe wykonanie. Jest o książka zmuszająca do myślenia, choć bardzo oszczędna w słowach. Dla każdego fana klasycznego science-fiction jest to tytuł obowiązkowy.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Roger Zelazny
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Ilość stron: 336
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 24.03.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Podróż do niezwykłej krainy, czyli ,,Szlak pomiędzy światami"

Podróż do niezwykłej krainy, czyli ,,Szlak pomiędzy światami"


   Od czasu do czasu lubię sięgnąć po książki mniej znanych autorów, by przekonać się, czy ich niewielka sława faktycznie jest zasłużona. Za każdym razem jestem ciekawa tego, co mnie czeka, gdyż czasem zdarza się, że trafiam na naprawdę intrygujące i dobrze napisane historie. Niestety  od czasu do czasu miewam też do czynienia z książkami, które czyta się szybko i równie szybko się o nich zapomina. Jak było tym razem? Choć na pierwszy rzut oka Szlak pomiędzy światami zwiastuje interesującą opowieść fantasy, dołączy ona u mnie do drugiej kategorii. Potencjał niewątpliwie był, jednak to nie wystarczyło, by uratować moją opinię. Krótko mówiąc, przeżyłam spory zawód.

      Historia opowiada o Krainie Wyobraźni zwanej Fantamagorium, w której spotyka się kilka postaci z przeróżnych i okradzionych z potężnych artefaktów krain. Bohaterowie tworzą drużynę i wyruszają w podróż, której celem jest odzyskanie utraconych przedmiotów. Nie jest to jednak zadanie proste, gdyż w Fantamagorium może wydarzyć się wszystko, co tylko da się wyobrazić, a każda inna magia przestaje być użyteczna i możliwa do zastosowania. Jakie jeszcze przeszkody pojawią się na drodze Strażników? Czy poradzą sobie oni z nowymi i niebezpiecznymi i wrogami? Jak ta wyprawa się zakończy? To trzeba sprawdzić już samemu. Książce nie brakuje akcji, jednak całokształt jednocześnie nie należy do najdłuższych, dlatego łatwo jest wiele rzeczy zaspojlerować. Nie ukrywam też, że fabuła nie zainteresowała mnie na tyle, by się w nią jakoś szczególnie wciągać. Wielu sytuacji i bohaterów już najzwyczajniej w świecie nie pamiętam... Być może jest to odrobinę nieprofesjonalne, no ale jednak niczego już na to nie poradzę.
   Bohaterowie sami w sobie też nie byli szczególnie interesujący. A w dodatku z tego, czego się po lekturze dowiedziałam, kilku z nich pojawiało się już we wcześniejszej, debiutanckiej książce autorki. Może moja ocena byłaby inna, gdybym poznała wcześniejsze losy niektórych postaci? Zwłaszcza, że w ekipie najważniejszych bohaterów jest Eresteja z książki Eresteja, a także jej następczyni i kochanka, Syl. Choć Karolina Bartel przedstawia czytelnikowi wielu różnych Strażników, ostatecznie w ciągu niecałych dwustu stron nie udało jej się nakreślić ich na tyle dobrze, by któregoś z nich dało się lepiej poznać. Wyszedł jeden wielki miszmasz, który ostatecznie nie pozostał w mojej głowie na dłużej, niż jeden, góra dwa dni. 

Zasady Fantamagorium:
1. To, co sobie wyobrazisz, stanie się rzeczywistością.
2. To, co zabijesz, powieli się kilkakrotnie.
3. Magia traci tutaj moc.
4. Iluzje są krótkotrwałe.
5. Jest tylko jedno wejście i wyjście.

   Podobały mi się za to pojawiające się co jakiś czas pieśni i opowieści, starające się choć trochę wpłynąć na dość bezbarwny klimat historii. Nie da się jednak ukryć faktu, iż Szlak pomiędzy światami nie jest górnolotnym fantasy, mającym na celu zrewolucjonizowanie całego gatunku. Jest jednak przyjemną i napisaną prostym językiem historią dla ludzi, którzy nie mają co do fantastyki wygórowanych oczekiwań. Mogę śmiało stwierdzić, że jest skierowana do młodszego, dopiero zaczynającego swoją poważniejszą przygodę z fantasy czytelnika. Styl autorki nie należy do skomplikowanych, dlatego książkę można przeczytać w dosłownie kilka godzin.
Zdecydowanym plusem było dla mnie zakończenie, którego się nie spodziewałam. Szkoda tylko, że historia zaczęła się robić naprawdę ciekawa dopiero w epilogu...

      Jak łatwo zauważyć, mój ostateczny werdykt niestety nie należy do pozytywnych. Szlak pomiędzy światami mnie do siebie nie przekonał i wyłącznie się przy nim wynudziłam. Spodziewałam się interesującej, niezbyt długiej książki fantasy, w której poznam ciekawych i zapadających w pamięć bohaterów, a dostałam nijaką i nieskomplikowaną historię, o której łatwo zapomnieć. Mimo wszystko, ja jej wam nie odradzam. Na pewno znajdzie się wiele osób, które docenią tę książkę i będą bawić się przy niej o wiele lepiej ode mnie.

Wydawnictwo: NowoCzesne
Autor: Karolina Bartel (Avath)
Ilość stron: 202
Cena okładkowa: 24,99 zł
Premiera: 17.12.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu NowoCzesnemu

Magiczna codzienność, czyli ,,Totalna magia"

Magiczna codzienność, czyli ,,Totalna magia"


     Coś czuję, że jestem jedną z niewielu osób, które przed lekturą nie obejrzały filmu z Nicole Kidman i Sandrą Bullock. Szczerze mówiąc, nie miałam nawet pojęcia, że taki film w ogóle istnieje i ma aż tylu fanów. Dodam również, że wydanych w naszym kraju wcześniej (choć oficjalnie zdecydowanie później) Zasad magii również nie miałam okazji przeczytać. Słyszałam jednak o tym tytule sporo przeróżnych opinii, dlatego też postanowiłam z ciekawości sprawdzić, czy mnie perypetie osób z rodu Owensów w ogóle zaintrygują. Przyznam, że od razu zauroczyła mnie niebiesko-złota (oraz błyszcząca!) okładka, od której nie potrafiłam oderwać wzroku. Jednak czy w środku również było tak cudownie? A z tym to już akurat mogłabym się spierać.

    Historia opowiada o Gillian i Sally, dwóch siostrach, które po śmierci rodziców zamieszkały u swoich ciotek. Nie był to jednak zwyczajny pobyt, bowiem wszystkie kobiety z rodu Owensów są wiedźmami potrafiącymi rzucać zaklęcia oraz uroki. Tak więc dzieciństwo i codzienność sióstr nie należały do najprostszych. Szczególnie, że całe miasto wiedziało o tym, iż ciotki dziewczynek specjalizują się w urokach miłosnych i nie boją się korzystać ze swoich mocy, gdy ktoś prosi je o pomoc... nawet, gdy są to dość niemoralne prośby. Gillian i Sally przez większość czasu uważane były w swojej lokalnej społeczności jako przeklęte i wielu mieszkańców z nich szydziło oraz je obrażało. W końcu dziewczyny postanowiły wyjechać i pozostawić za sobą swoją przeszłość. Jednak czy życie z czystą kartą faktycznie przyniesie im szczęście? Rozkochująca w sobie wszystkich mężczyzn Gillian wyjeżdża jako pierwsza i przez swoje zachowanie pakuje się w niezłe tarapaty, z których wyciągnąć może ją jedynie pomoc siostry, powoli układającej sobie swoje własne życie. Czy kobiety poradzą sobie z tym, co wydarzyło się w ich życiach? Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się jedynie magia...
     Co do książki nie miałam praktycznie żadnych oczekiwań. Chciałam jedynie, by była pełna magii oraz czarów, gdyż właśnie te elementy były kluczowe podczas wszelkich zapowiedzi. Nie ukrywam, że bardzo się w trakcie lektury zdziwiłam, ponieważ okazało się, że magii jest tam tyle, co czarny kot ciotek napłakał... A szkoda, bo mogło być naprawdę ciekawie i klimatycznie. Totalna magia to obyczajówka z kilkoma elementami fantastycznymi i dość baśniową, odrobinę infantylną otoczką. Choć porusza dużo ważnych i aktualnych tematów, ostatecznie nie potrafię patrzeć poważnie. To wszystko przez styl, jakim jest napisana. Jest on... dość nietypowy. Pełen delikatnych żarcików i bardzo ogólnikowy. Nie podobało mi się w nim chociażby to, że wątek dwójki bohaterów trwa raptem cztery strony i na tym się kończy. Jest to szczególnie dotkliwe, gdy są to bohaterowie, którzy spędzili ze sobą kilka lat...

(…) miłość to nie ćwiczenia i przygotowania, tylko czysty przypadek; jeśli z nią zwlekasz, ryzykujesz, że się ulotni, zanim w ogóle się zacznie.

      Postacie, podobnie jak całokształt techniczny książki, są niecodzienne. Nie ukrywam, że wątki sióstr już od samego początku wydawały się ciekawe, jednak do bohaterów przywiązałam się na dłużej dopiero pod koniec książki. Choć są niewątpliwie niekonwencjonalni, nie potrafiłam się z nimi zbytnio utożsamić. Miałam jednak kilku faworytów, których losy choć odrobinę mnie obchodziły. Do gustu szczególnie przypadł mi iluzjonista i namiętny kochanek Gillian, Ben, ponieważ, nie ukrywam, miałam z niego niezły ubaw i sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Był po prostu tak irracjonalny i absurdalny! Jak dla mnie postać idealna - przerysowana i zabawna.
   Wracając do tematu sióstr - sądziłam, że o wiele bardziej zaangażuję się w wątek Sally. Wydawała mi się ona najzwyczajniej w świecie bliższa typowi bohaterki, który zawsze przypada mi do gustu. Niestety jednak macierzyństwo w jej wykonaniu nieszczególnie mnie zaciekawiło i równie dobrze mogłoby go w Totalnej magii w ogóle nie być.

     Tak więc nie dajcie zwieść się przepięknej i świecącej okładce, która od razu zwiastuje magiczną i niezapomnianą przygodę. Totalna magia skrywa w sobie historię obyczajową z delikatnym akcentem kryminalnym, w której magia stanowi wyłącznie tło i wyjaśnienie dla niektórych zachowań bohaterów oraz zabiegów fabularnych zastosowanych przez autorkę. Mimo wszystko, jest to książka czysto rozrywkowa i idealna na odprężenie po cięższych tytułach. Z początku nie potrafiłam się do tego świata przekonać, jednak ostatecznie nawet się wciągnęłam. Co prawda dopiero pod koniec, jednak lepiej późno niż wcale, racja? Ostatecznie uważam, że będę tę historię wspominać raczej pozytywnie, nawet jeśli nie należała do najlepszych. Ma ona swój dziwaczny urok i momentami faktycznie czuć zapach kwiatów, a także słychać rechot żab...

Wydawnictwo: Albatros
Autor: Alice Hoffman
Tłumaczenie: Danuta Górska
Ilość stron: 320
Cena okładkowa: 38,90 zł
Premiera: 29.01.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Albatros
Bitwy, intrygi i gra o władzę, czyli ,,Starcie królów" (edycja ilustrowana)

Bitwy, intrygi i gra o władzę, czyli ,,Starcie królów" (edycja ilustrowana)


     Pieśń Lodu i Ognia to seria, której fanom książek oraz seriali fantasy nie trzeba w żaden sposób przedstawiać. Dojrzały, rozbudowany i pełen różnorodnych bohaterów świat stworzony przez Geroge'a R.R. Martina stał się za sprawą ingerencji HBO jednym z najbardziej rozpoznawalnych (nawet przez największych laików tego gatunku). Dodatkowo jakiś czas temu w sprzedaży pojawiły się zupełnie nowe, ilustrowane edycje dwóch pierwszych tomów sagi, dzięki czemu każdy mógł odkryć lub przypomnieć sobie tę epicką historię w zupełnie ciekawszy i przyjemniejszy dla oka sposób. Nie ukrywam, że ja sama mieszkańcami Westeros zainteresowałam się dopiero przy okazji premiery ósmego sezonu serialu i żałuję, że było to spotkanie tak późne. Jednak i tak lepsze to niż nic, racja? Nowe wydanie Starcia królów to ogromna cegła, którą zamknęłam swój czytelniczy 2019 rok. Cegła, która zachwyciła mnie swoją treścią oraz pięknymi, klimatycznymi ilustracjami.

     Historia przedstawiona w drugim tomie jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń dziejących się w Grze o tron. Pojawiają się jednak wątki i bohaterowie zupełnie nowi, rozszerzający spojrzenie na wszystkie wydarzenia. Zwłaszcza, że jest co opowiadać, bo Siedem Królestw jeszcze nigdy nie było tak podzielone. Po śmierci króla rozpoczęły się przeróżne intrygi mające na celu zdobycie Żelaznego Tronu przez niegodne tego osoby, a wszelkie rycerskie i królewskie ideały zostały porzucone na rzecz bratobójczej oraz bezwzględnej walki o władzę. Nie jest to jednak jedyna rzecz, jaka zajmuje głowy wszystkich władców. Pewnego dnia z Cytadeli przylatuje biały kruk, który zapowiedział nadchodzący coraz bliżej koniec lata. A zima może okazać się o wiele niebezpieczniejszym wrogiem, niż wszystkie najlepiej uzbrojone i najliczniejsze armie znajdujące się w Siedmiu Królestwach...
   Ponownie z zainteresowaniem śledziłam losy moich ulubionych bohaterów. Nie ukrywam, że moimi faworytami stali się członkowie rodu Starków i mieszkańcy Winterfell, choć nie tylko ich wątki mnie interesowały. Jest przecież jeszcze mniej lub bardziej lubiana przez wszystkich Daenerys Targaryen, nieprzewidywalny i apatyczny Joffrey Baratheon czy też chociażby błyskotliwy Tyrion Lannister.  W ogromie bohaterów można dostać zawrotu głowy, jednak nie jest aż tak źle, jak może się wydawać. Starcie królów to wielkie i grube tomiszcze, które wciąga już od pierwszych stron i nie puszcza aż do samego końca. Każdy kolejny rozdział zachęca do czytania jeszcze bardziej, a wszystkie zwroty akcji nie pozwalają tak szybko odłożyć książki.

- Sen jest dobry. - stwierdził. - Ale książki są lepsze.

       Choć kontynuacja wydała mi się odrobinę przydługa i nie tak intrygująca jak część pierwsza, będę wspominać ją niezwykle pozytywnie. Nie brakuje w niej typowej dla Martina brutalności oraz dojrzałości, którą tak bardzo pokochali fani na całym świecie. Uroku dodaje mroczna, quasi-średniowieczna otoczka, nawiązania do eposów i ciągła niepewność, czy być może za kilka stron nasz ulubiony bohater nie straci w tej bezwzględnej politycznej potyczce życia... Wszystko to idealnie komponuje się z ilustracjami przygotowanymi do tej edycji przez Lauren K. Cannon. Styl artystki jest specyficzny, lecz niezwykle wpadający w oko Być może wielu zwróci także uwagę na fakt, że nie są one podobne do tego, co znamy z serialu, jednak mimo wszystko bardzo dobrze przedstawiają one to, co pojawia się w książkowych opisach i wprowadza odrobinę świeżości do postrzegania bohaterów stworzonych przez autora.

     Krótko mówiąc, Starcie królów to świetna, trzymająca poziom kontynuacja fenomenalnej Gry o tron. Polubiłam się z naprawdę wieloma bohaterami i uważam, że każdy z wątków był na swój sposób intrygujący oraz dobrze poprowadzony. Z pewnością będę kontynuować swoją przygodę z  epicką Pieśnią Lodu i Ognia i ogromnie cieszy mnie fakt, iż w serialu sporo wątków zostało zmienionych lub opowiedzianych po łebkach, przez co poznając powieści George'a R.R. Martina nigdy nie można być pewnym, co się jeszcze wydarzy. Książka sama w sobie trzyma ogromny poziom, a ilustrowana edycja jest nie lada gratką i pozycją obowiązkową na półce każdego fana serii. 

 Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: George R.R. Martin
Ilość stron: 1088
Cena okładkowa: 79 zł
Premiera (tego wydania): 12.11.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Dziewczynka inna niż wszystkie, czyli ,,Lodowy smok"

Dziewczynka inna niż wszystkie, czyli ,,Lodowy smok"


    George R.R Martin przez zdecydowanie większą cześć czytelników kojarzony jest z ogromną, epicką i pełną politycznych intryg historią stworzoną w Pieśni lodu i ognia. Autor napisał jednak wiele innych książek, które mimo wszystko i tak najczęściej osadzone są w fantastycznych klimatach i światach. Choć Lodowy smok w zamyśle skierowany jest do młodszych czytelników, nie brakuje w nim brutalności i smaczków, które zadowolą także i starszego fana. Nowe wydanie zostało  niezwykle przemyślane posiada ogrom przepięknych ilustracji, pozwalających lepiej poznać mroźny i urokliwy klimat opowieści. Jest to być może historia niezwykle krótka (samego tekstu jest niecałe sto stron!), jednak i tak postanowiłam sprawdzić, jak w praktyce wygląda inna oraz, przynajmniej w praktyce, bardziej przyjazna dzieciom twarz Martina. Zwłaszcza, że jest to jedyna tego typu książka w dorobku autora.

      Historia opowiada o Adarze - nietypowej dziewczynce mieszkającej na dzikiej, odległej Północy.  Jest to dziecko, które jako jedyne nie bawi się ze swoimi rówieśnikami, a także nie potrafi okazywać uczuć. Wszystko przez to, że urodziła się podczas jednej z największych zim i uważana jest przez otaczającą ją społeczność za przeklętą i przynoszącą pecha. Bezpieczna czuje się jedynie w towarzystwie swej rodziny, choć jej ojciec i rodzeństwo także nie potrafią zrozumieć jej prawdziwej natury. Adara jest jednak w ogromnym stopniu powiązana z Lodowym Smokiem, mitycznym stworzeniem, które każdej zimy zjawia się w jej rodzinnej wiosce. Ośmiolatka pewnego razu spotyka owe stworzenie w lesie i zaprzyjaźnia się z nim, co pozwala jej radzić sobie z osamotnieniem i odrzuceniem. W tym samym czasie Królestwo prowadzi wojnę z tajemniczym, aczkolwiek niezwykle groźnym wrogiem. Dziewczyna przez cały rok oczekuje śniegu i mrozu, gdyż jedynie w tym chłodnym okresie może być sobą i jest w stanie wykorzystywać swoje nietypowe umiejętności magiczne. Z czasem wojna staje się jednak coraz bardziej dotkliwa i Adara musi poradzić sobie z jej trudami... Na szczęście z pomocą przybywa do niej Lodowy Smok. 
     Prawdę mówiąc, niesamowicie ciężko jest mi cokolwiek o tej fabule napisać. Należy niezwykle krótkich, przez co bardzo łatwo zdradzić ją całą. Jest to historia prosta i napisana lekkim, przystępnym dla każdego językiem. Przeczytać można ją w niecały wieczór, jednak zdecydowanie warta jest tego czasu. Zwłaszcza, że pełno w niej bogatych i tworzących klimat ilustracji, obok których nie może przejść obojętnie żaden fan smoków oraz opowieści o nich. 

Lodowy smok przynosił na świat śmierć. Śmierć spokój i zimno.

     Mimo wszystko, nie potrafię określić, do kogo Lodowy Smok jest tak naprawdę skierowany. Choć w zamyśle jest to opowiastka dla dzieci, niektóre jej fragmenty mogą okazać się dla nich zbyt brutalne. Osobiście uważam, że powinna być to książka raczej dla młodego nastolatka lubiącego fantasy, aniżeli dziecka, które może wystraszyć się dość obrazowego opisu, chociażby, rannych żołnierzy. Jej język jest jednak na tyle prosty, że starsze dziecko może się przy nim nudzić... na szczęście wszystko mogą nadrobić piękne ilustracje. Pomimo kłopotliwego określania docelowej grupy wiekowej, jest to niewątpliwie historia o miłości do rodziny oraz akceptowaniu siebie, a takich wartości zawsze warto dzieci nauczać. Jedno jest pewne - ta pozycja jest zdecydowanie ogromną gratką dla wszystkich fanów twórczości George'a R.R. Martina. Dla nich jest to tytuł wręcz obowiązkowy. Dzięki niemu poznaje się autora z zupełnie innej strony, a samo wydanie przepięknie się prezentuje.

     Lodowy Smok to króciutka, jednak wartościowa, pouczająca i jakościowa opowiastka fantasy, która zadowoli każdego fana tegoż gatunku. Jej fabuła nie należy do najbardziej skomplikowanych i rozbudowanych, jednak wszystkie wady zdecydowanie nadrobi przepiękne nowe wydanie. Sama przygoda z tym tytułem nie trwa być może zbyt długo, jednak jest to lektura w sam raz na mroźne, zimowe dni. To zdecydowanie lekka, jednak wciągająca książka o poświęceniu i sile miłości. Polecam wszystkim miłośnikom twórczości George'a R.R. Martina oraz tym, którzy od czasu do czasu lubią przenieść się do pełnego magii świata... Tylko ubierzcie się ciepło!

     Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: George R.R. Martin
Ilość stron: 110
Cena okładkowa: 34,90 zł
Premiera: 19.11.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Boje o królestwo, czyli ,,Wojenna korona"

Boje o królestwo, czyli ,,Wojenna korona"


    Biografie władców zawsze wydawały mi się jednym z ciekawszych aspektów historii. Choć istnieje wiele postaci, które w przeróżne sposoby potrafią zaintrygować swoimi życiorysem i osiągnięciami, do mojego osobistego grona ulubieńców należą jedynie nieliczni. Tak się jednak składa, że Elżbieta Cherezińska zdążyła już napisać kilka książek o moich faworytach, a ja nie miałam jeszcze okazji, by którąkolwiek przeczytać. Podejść było kilka, lecz jakoś zawsze zaczynało brakować czasu lub chęci... Aż do czasu wydania Wojennej korony, czwartej części serii Odrodzone królestwo. Byłam tej powieści niesamowicie ciekawa, lecz nie wiedziałam, czego mogę się w ogóle po twórczości tej autorki spodziewać. Wiedziałam wyłącznie tyle, że książka opowiada o czasach panowania Władysława Łokietka, a reszty wątków nie chciałam sobie niepotrzebnie zdradzać. Jak więc zakończyła się moja konfrontacja ze średniowieczną powieścią?

      Władysław Łokietek zdobył w końcu królewską koronę i jest gotowy, by zacząć rządzić dopiero co zjednoczonym państwem. Musi jednak poradzić sobie z wieloma przeciwnikami, a także zawrzeć niezwykle ryzykowne sojusze. Jan Luksemburski zaczyna liczyć się w Europie coraz więcej, a to wszystko dzięki wygranej bitwie. Jest on niebezpiecznym przeciwnikiem dla króla pragnącego odzyskania utraconych ziem oraz zemszczenia się za morderstwo sprzed lat. Również syn Łokietka nie jest bezpieczny, a tajemniczy wróg czyha na życie Kazimierza i nie pozwala księciu dorastać w spokoju. Czy polityczne potyczki pozwolą Władysławowi osiągnąć oczekiwany sukces? Nic niestety nie jest aż takie proste. Zwłaszcza, że swoją grę prowadzą również Krzyżacy, mający własne, niezbyt dla Polski korzystne, plany...
     Z początku ciężko było mi przywyknąć do ogromu bohaterów oraz przeróżnych, mniej lub bardziej liczących się wątków. Na szczęście z czasem wszystko zaczynało się coraz bardziej rozjaśniać - zwłaszcza, że większość wydarzeń znaleźć można w podręcznikach od historii czy też chociażby na Wikipedii! Elżbieta Cherezińska sprawnie łączy to, co już ze szkolnych lekcji dobrze znamy z fantastycznymi akcentami urozmaicającymi opowieść. Choć było ich niezbyt wiele, książkę tak czytało się bardzo dobrze, a każdy z wątków potrafił na swój sposób zaintrygować. Bardzo polubiłam większość postaci i z niemałym zaciekawieniem śledziłam wszystkie ich losy. Nawet jeśli zakończenie niektórych z nich mogłam poznać, zagłębiając się odrobinę bardziej w ich biografię... Ma to jednak swój urok! Akcja na szczęście nie toczy się wyłącznie wokół ówczesnego króla Polski, dzięki czemu czytelnik jest w stanie poznać sytuację panującą w tamtych czasach w Europie z kilku różniących się perspektyw.

Bogaty świat stworzyłeś, mój Panie. Dziękuję Ci, żeś uczynił mnie jego częścią. Nawet jeśli wyzwania, jakie przede mną stawiasz, są jak góra. Staję u jej podnóża, zadzieram głowę, nie widzę wierzchołka. Czuję lęk, ale jestem wdzięczny, że nie doświadczasz mnie pustką.

    Wojenna korona łączy przyjemne z pożytecznym i pozwala bliżej poznać ogólny zarys średniowiecznej historii naszego kraju, a także osób w nim mieszkających. Choć wiele sytuacji jest podkoloryzowanych oraz przedstawionych zupełnie inaczej, aniżeli w rzeczywistości, jest to zrozumiałe. Przecież autorka nie mogła znać dokładnych myśli wszystkich osób, racja? Pojawia się także wiele scen, które nadawały tempa i nie pozwalały się nudzić przy czytaniu. Romanse i sceny erotyczne? Są. Emocjonujące bitwy i potyczki? Też. Przez taką różnorodność zdarzały się niestety również momenty, gdzie język wydawał mi się być odrobinę zbyt współczesny i nieadekwatny do opowiadanej historii. Nie utrudniało to mimo wszystko czytania i zagłębiania się w treść książki, jednak kilkukrotnie potrafi rzucić się w oczy.

     Elżbieta Cherezińska kolejny raz stworzyła książkę, która potrafi zaintrygować i wciągnąć swoimi nietuzinkowymi bohaterami i wątkami. Jej styl pozwala poznać średniowiecze bez konieczności ciągłego sprawdzania do słownika (staje się jednak zarazem przez takie uproszczenia odrobinę nieprawdopodobny i nieprzekonujący), a także pozwala poznać biografie i ciekawostki na temat wielu historycznych postaci w formie epickiej i intrygującej powieści. Z pewnością sięgnę po kolejny tom i nie mogę się doczekać, aż poznam sposób, w jaki autorka przedstawi kolejne wydarzenia (zwłaszcza, że prawdopodobnie będzie więcej Kazimierza Wielkiego, a jego wręcz uwielbiam!). Zdecydowanie polecam wszystkim fanom historii oraz lekkiej, nienachalnej fantastyki.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Elżbieta Cherezińska
Ilość stron: 672
Cena okładkowa: 49 zł
Premiera: 29.10.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

(Nie)typowy gang z przyszłości, czyli ,,Śmiertelne oczyszczenie"

(Nie)typowy gang z przyszłości, czyli ,,Śmiertelne oczyszczenie"


    Twórczość Agaty Polte znałam już wcześniej ze względu na jej wcześniejsze książki obyczajowe i młodzieżowe, dlatego też niesamowicie zdziwiła mnie informacja o tym, że autorka stworzyła powieść z gatunku urban fantasy. Bardzo lubię historie tego typu, więc po książkę sięgnęłam z niemałym zainteresowaniem i przeróżnymi, mniej lub bardziej znaczącymi, oczekiwaniami. Jak więc ten nietypowy debiut ostatecznie wypadł? Czy polubiłam się z członkami Gangu Żmij na tyle, by z sięgnąć po kolejny tytuł opowiadający o ich dalszych zmaganiach z zupełnie nowymi wrogami? Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Śmiertelne oczyszczenie pokazuje autorkę w zupełnie nowym, rzekłabym, że nawet i lepszym świetle, a także zdecydowanie zaintrygowało mnie stworzonym przez siebie światem. 

   W celu wygrania wojny, stworzono serum, które miało ulepszyć wszystkie ludzkie umiejętności. Oprócz szybkości, siły i zręczności, u niektórych osób na skutek eksperymentów zaczęły pojawiać się zupełnie nowe, wyjątkowe i nie przewidziane wcześniej przez nikogo zdolności. Lata mijały, a spora część społeczeństwa dalej nie mogła pogodzić się z istnieniem osób o nadzwyczajnych mocach, przez co pojawiło się wiele grup walczących z obdarzonymi. Były jednak również te, które pomagały im się rozwijać oraz uczyły, jak nad tym nadzwyczajnym darem panować. Jedną z takich organizacji był założony przez potężnego i liczącego się w świecie telepatę Gang Żmij. Lucas Viper zrzeszał wszystkie utalentowane osoby i dawał im schronienie, by ci pomagali w walce z niebezpiecznymi przestępcami oraz innymi, wrogo do nich nastawionymi gangami. Tym razem sprawa jest jednak naprawdę poważna. Niezidentyfikowani wrogowie pewnego dnia zabijają bliską przyjaciółkę Vipera, lecz na tym się nie kończy. Sytuacja okazuje się być poważniejsza, niż na pierwszy rzut oka się wydaje... Jedną ze Żmij, która zostaje wybrana do rozwiązania tej nietypowej zagadki jest potrafiąca odczytywać przeszłość Kai. Dziewczyna z pomocą innych członków Gangu prowadzi śledztwo, od którego zależy przyszłość wszystkich obdarzonych.
  Nie ukrywam, że z początku miałam problem, by się w tę fabułę w ogóle wciągnąć. Śmiertelne oczyszczenie wydawało mi się wtedy kolejną książką młodzieżową, tym razem jednak osadzoną w klimatach fantastycznych. Cóż, nic bardziej mylnego! Z rozdziału na rozdział robiło się jednak lepiej, a ja nie potrafiłam się odciągnąć od dalszej lektury! Choć historia co prawda nie należy do  zbytnio skomplikowanych, bardzo przypadła mi do gustu. Głównie ze względu na bardzo lekki styl, jaki posiada autorka. Dzięki niemu przez książkę brnie się niezwykle szybko i przyjemnie, a jej całokształt prezentuje się zadziwiająco dobrze.

- Czy ona miała niedawno wstrząśnienie mózgu, a wy dopuściliście ją do walki? - Odwrócił się do Erana. - A ty byłeś na tyle głupi, że bez odrobiny mocy teleportowałeś waszą dwójkę? Bogowie, czy ja pracuję z samobójcami?!

  Polubiłam też różnorodnych i ciekawych bohaterów. Każdy z nich miał swoje własne, oryginalne umiejętności oraz charakter, co pozwalało czytelnikowi poznać naprawdę ciekawą ekipę. Bliźniacy Orion i Eran, małomówny Terry, wcześniej wspomnieni Kai oraz Lucien, czy też chociażby uzdrowiciel Damien to jedynie kilka z pojawiających się w książce postaci. Choć momentami zachowywali się odrobinę infantylnie, będę wspominać ich pozytywnie. Podobały mi się również relacje między nimi - a w szczególności ciągłe docinki Kai i Erana! Mam niemałą nadzieję, że wątek tej nietypowej dwójki zostanie w kolejnych częściach poprowadzony w ciekawy sposób.
  Śmiertelne oczyszczenie to naprawdę dobry debiut fantasy. Cieszę się, że polscy autorzy potrafią tworzyć serie na równie wysokim poziomie, co te zagraniczne. Agata Polte wykreowała świat z ogromnym potencjałem i pomysłami na poprowadzenie go. Z niecierpliwością oczekuję na drugi tom i wierzę, że będzie na podobnym poziomie, co pierwszy!

   Reasumując, jest to książka z interesującą fabułą i zapadającymi w pamięć bohaterami. Niech nikogo nie zmylą poprzednie tytuły autorki, tutaj Agata Polte pokazuje się czytelnikowi z zupełnie innej strony, która zadziwiła także i mnie! Śmiertelne oczyszczenie jest początkiem intrygującej serii o Gangu Żmij, która powinna przypaść do gustu fanom urban fantasy.

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Agata Polte
Ilość stron: 392
Cena okładkowa: 37,90 zł
Premiera: 01.10.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

W alternatywnej rzeczywistości, czyli ,,Nellie. Wtajemniczenie" [PRZEDPREMIEROWO]

W alternatywnej rzeczywistości, czyli ,,Nellie. Wtajemniczenie" [PRZEDPREMIEROWO]


  Od czasu do czasu lubię sięgnąć po lekką literaturę młodzieżową. To bardzo dobra odskocznia od historii, po które najczęściej w wolnym czasie sięgam. Co prawda historia o Nellie rzuciła mi się w oczy głównie ze względu na wpadającą w oko okładkę, lecz sama fabuła również wydawała mi się na tyle interesująca, by dać jej szansę. Jak jednak przebiegła ta szalona podróż do alternatywnej rzeczywistości? Cóż, młodszym czytelnikom na pewno przypadnie do gustu, choć ci starsi również będą potrafili odnaleźć w niej coś dla siebie.

   Książka opowiada o piętnastoletniej Nellie, która na co dzień prowadzi życie zwyczajnej, nie wyróżniającej się z tłumu nastolatki. Chodzi do szkoły, opiekuje się swoim chorym na zespół Aspergera bratem, spotyka się z  przyjaciółmi, a także zmaga się ze swoim pierwszym zauroczeniem... Wszystko jednak diametralnie się zmienia, gdy pewnego razu podczas burzy wpada w rozdarcie czasoprzestrzenne i niespodziewanie pojawia się w alternatywnym uniwersum. Jak się szybko okazuje, praktycznie wszystko jest w nim zupełnie inne. W kraju wciąż panuje monarchia, kobiety ubierają się w szykowne i gustowne suknie, a książęta organizują w swoich zamkach wspaniałe bale. Nellie szybko spotyka ludzi, którzy również niegdyś żyli w poprzednim świecie i teraz starają się przywyknąć do tej nietypowej i dziwacznej sytuacji. Pomagają oni sobie nawzajem, wyszukując kolejne osoby, pojawiające się w tym miejscu. Szukają przy okazji sposobu, który pozwoli im powrócić do pozostawionych po drugiej stronie rodzin i bliskich. Bohaterka dostaje nową tożsamość i jest zmuszona do tego, by im zaufać i zacząć  z nimi współpracować.
    Prawdę mówiąc, nie jest to książka wybitna i niesamowita, jednak ma w sobie coś, co mimo wszystko do niej przyciąga. Choć bardzo krótka (niecałe 300 stron), potrafi zainteresować, a czytelnik jest ciekawy, z czym jeszcze będzie musiała zmierzyć się główna bohaterka. Niestety, ta niewielka objętość powoduje to, że gdy akcja zaczyna się rozkręcać, książka nagle się kończy, my zostajemy z pytaniami, a na kolejny tom trzeba czekać... Cóż, mam też nadzieję, że poziom serii się z kolejną częścią polepszy, ponieważ ta fabuła ma potencjał na coś naprawdę intrygującego, jednak autorka go w pełni nie wykorzystuje. 
Jest to zdecydowanie literatura bardziej dla młodszego czytelnika, dlatego nie przypadnie do gustu osobom poszukującym ambitnego i rozbudowanego świata fantasy. Jak już wspominałam, jest to raczej tytuł skierowany do młodzieży.

Jak często powtarzał mój ojciec: ,,Que sera, sera", co oznaczało: ,,Co będzie, to będzie".

     Bohaterowie byli w porządku, choć tak prawdę mówiąc, żaden nie wywołał u mnie jakiegoś większego zainteresowania. Niestety, tytułowa Nellie wydawała mi się momentami dość nijaka, a do gustu o wiele bardziej przypadły mi postacie drugoplanowe, czyli osoby, które pomagały jej w przystosowaniu się do życia w alternatywnej rzeczywistości. Mimo wszystko, całokształt opisywanych bohaterów wyglądał na dość płaski. Była to raczej wina szybkiego prowadzenia fabuły, przez co niewiele się o tych bohaterach w ogóle dowiedziałam. Wierzę jednak, że w następnych częściach ich historie i charaktery zostały choć trochę bardziej rozbudowane. Pozostaje jedynie czekać.

   Być może jestem trochę za stara na takie historie, bo Nellie. Wtajemniczenie oceniam jako całokształt dość średnio. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jest to książka zła. Ba, powiedziałabym, że jest bardzo dobra! To bardzo ciekawy tytuł dla każdego, kto lubi lekką fantastykę oraz opowieści o księciu z bajki, pałacach i balach. Ja sama z pewnością sięgnę po kolejne tomy, gdyż jestem ciekawa, jak ta przygoda się zakończy. Muszę jednak przyznać, że spodobałaby mi się o wiele bardziej, gdybym sięgnęła po nią, będąc młodsza...

Wydawnictwo: Dragon
Autor: Sylvie Payette
Ilość stron: 264
Cena okładkowa: 34,95 zł
Premiera: 18.09.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Dragon

W mrocznym, brutalnym świecie, czyli ,,Labirynt fauna"

W mrocznym, brutalnym świecie, czyli ,,Labirynt fauna"


     Na samym wstępie przyznam się do tego, że filmowego pierwowzoru nie oglądałam, a o samej fabule nie wiedziałam praktycznie nic. Opis historii wydał mi się jednak na tyle interesujący, że postanowiłam sięgnąć po tę książkę i przekonać się, czy faktycznie jest to coś, na co warto zwrócić uwagę. Rezultat połączenia baśni pełnej magicznych stworzeń z okrutną, a także niezwykle brutalną rzeczywistością zaintrygował mnie tak bardzo, że na pewno w najbliższym czasie obejrzę film, na podstawie którego ta książka w ogóle powstała. Zwłaszcza, że jednym z jej autorów jest jego reżyser, Guillermo del Toro. 

   Rok 1944, akcja książki dzieje się w ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Trzynastoletnie Ofelia wprowadza się wraz z ciężarną matką i kapitanem Vidalem, jej znienawidzonym ojczymem do starego młyna. Codzienność Ofelii nie jest kolorowa. Dla jej ojczyma, którego nazywa Wilkiem, liczy się tylko jedna rzecz - narodziny jego syna. Jest to bezwzględny, okrutny człowiek, który nie przejmuje się innymi, a także zawsze stara się zdobywać to, czego chce. Zwłaszcza siłą. Dziewczynka cały czas wierzy jednak w dobro i stara się znaleźć sposoby, by jakoś sobie w tej trudnej sytuacji poradzić. Pewnego razu spotyka wróżkę, która prowadzi ją do lasu, w którym stoją stare, rozpadające się kamienne mury, wyglądem przypominające labirynt. Strzeże ich faun, który ma dla Ofelii trzy bardzo ważne zadania. To właśnie od tego momentu życie dziewczyny diametralnie się zmienia, a ona sama musi odnaleźć w sobie wiele dojrzałości...
  Już od pierwszych stron widać, że nie jest to historia dla dzieci. Baśniowa otoczka to jedynie pozory, ponieważ Labirynt fauna to opowieść pełna śmierci i mrożących krew w żyłach scen. Vidal popełnia czyny bez skrupułów, a morderstwo nie jest dla niego żadnym przestępstwem. Jako, iż nie znałam wcześniej pierwowzoru, niektóre sceny odrobinę mnie zadziwiły swoją brutalnością. Nie ukrywam, że dodaje to  jednak mrocznego klimatu, który idealnie kontrastuje się z krótkimi baśniowymi, a także pięknie ilustrowanymi opowieściami pojawiającymi się co kilka rozdziałów. Jest to bardzo intrygujące połączenie, które jednocześnie przeraża, a także pokazuje życie od zupełnie innej strony. Labirynt fauna spodoba się starszym, który mimo lat, wciąż zachwycają się historiami o wróżkach i faunach, a także wciąż wierzą w ukrytą na świecie magię.


To prawda, zwykle niewielu jest takich, którzy wiedzą, gdzie szukać i jak słuchać. Lecz w przypadku najlepszych opowieści ci nieliczni wystarczą.

    Rozdziały są krótkie, jednak wszystko jest w nich zapięte na ostatni guzik. Książkę czyta się jednym tchem, lecz to jest akurat jej plusem. Czytelnik (który nie oglądał wcześniej filmu) z zapartym tchem oczekuje rozwiązania fabuły i wszystkich tajemnic. Jak zakończy się poruszająca i pełna przygód przygoda Ofelii? Co przez tyle lat skrywało przed nią życie? Kim tak naprawdę jest?  Zdecydowanie warto jest trafić do tego pełnego mrocznych tajemnic świata i samemu odnaleźć odpowiedzi na te pytania.

   Historia przedstawiona przez Cornelię Funke jest naprawdę piękna i daje do myślenia. To opowieść o radzeniu sobie z brutalną rzeczywistością, gdzie wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane, niż może się na samym początku wydawać. Labirynt fauna polecam każdemu, kto uwielbia nietypowe, pełne tajemnic i sekretów opowieści, a także wciąż wierzy w magię. Jest to również dająca do myślenia, poetycko i pięknie napisana baśń o pokonywaniu przeciwności losu i radzeniu sobie w trudnych warunkach, gdzie każdy dzień jest walką o życie. Pokazuje również, że nadzieja jest najważniejsza i dzięki niej można dokonać wszystkiego. Na pewno spodoba się osobom, które znają oryginalną, filmową wersję, lecz na pewno nie tylko im.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Cornelia Funke, Guillermo del Toro
Ilość stron: 288
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 16.07.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

Między snem a jawą, czyli ,,Znak kukułki"

Między snem a jawą, czyli ,,Znak kukułki"


   Gatunek Znaku kukułki niezwykle trudno jest mi określić. Spotkałam się z określeniem, iż jest to literatura obyczajowa, choć moim zdaniem podchodzi ona raczej pod thriller, a miejscami nawet i horror. Łączy w sobie tyle rzeczy, że aż trudno się w tym wszystkim połapać! Jest to książka dziwaczna, która od razu zainteresowała mnie swoim opisem. Z początku trochę się rozczarowałam i nie potrafiłam zmusić się do jej czytania, lecz potem stała się dla mnie jak sen, w którym chciałam się zanurzyć i z którego w ogóle nie chciałam się wybudzać. 

  Alina jako dziecko została adoptowana przez mężczyznę, który znalazł ją na skraju lasu. Nikt nie wie, kim ona naprawdę jest i skąd się w ogóle pojawiła. Od lat cierpi także na zaburzenia snu, ma omamy a jej sny potrafią być niezwykle niepokojące. Przybrany ojciec przed śmiercią zostawia list i artykuły, które mogą pomóc Alinie w odkryciu jej tożsamości i przeszłości. W tym wszystkim towarzyszy jej Greta -  nowa lokatorka, której, o dziwo, nie przerażają nietypowe zachowania kobiety. Wręcz przeciwnie, wspiera ją we wszystkim, co przeżywa i stara się pomóc w odnalezieniu odpowiedzi na każde z dręczących ją pytań.
Choć wątek poszukiwań prawdy z dzieciństwa Aliny wydaje się być na pierwszy rzut oka tym głównym, Znak kukułki to tak naprawdę trzy oddzielne, pozornie nie połączone ze sobą historie. Każda z nich różni się również sposobem narracji. W książce poznajemy Myszę, dziewczynkę inną od swoich rówieśników przez swoje niekonwencjonalne podejście do życia, a także Marię z jej (nie)bajką o Wilczej Dziewczynce. Każdą z tych postaci łączy więcej, niż może się na samym początku wydawać...
Bohaterowie byli unikalni i na swój sposób interesujący. Podobnie było z ich historiami, które z rozdziału na rozdział robiły się coraz bardziej niesamowite Najbardziej podobał mi się jednak wątek Marii, który osadzony był w przedwojennych realiach. Opowiadał o dziewczynie, która  potrafi porozumieć się z duchami, uwielbia tworzyć przeróżne historie, a pewnej nocy nieświadomie dowiaduje się o czymś, co miało być przed wszystkimi ukryte.
  Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się tego, co mnie w tej książce spotkało. Sądziłam, że będzie to zwykły thriller o nietypowej dziewczynie i poszukiwaniach jej prawdziwej tożsamości, lecz dostałam coś na innym poziomie. Zdziwiłam się, gdy dostrzegłam w tej historii obecność spirytystyki, zjawisk paranormalnych oraz elementy horroru psychologicznego. Przez jakiś czas nie mogłam przebrnąć przez początek, Znak kukułki najzwyczajniej w świecie do mnie nie przemawiał. Już miałam się poddać, lecz postanowiłam dać tej książce ostatnią szansę. I wtedy wszystko się zmieniło.
Anna Bichalska stworzyła nietypowy i zadziwiający świat, gdzie jawa nieustannie łączy się ze snem i nigdy nie jest pewne, co jest prawdą, a co wyłącznie naszą wyobraźnią.


Nikt nie jest normalny, bo każdy ma swoja cząstkę nienormalności, swoje małe własne wariactwo, bzika, dziwactwo. A tym samym nienormalność jest normalna.

   Perypetie bohaterów naprawdę mnie wciągnęły i nieustannie starałam się rozwikłać zagadkę dziewczyny znalezionej na skraju lasu. Pomimo mojego początkowego sceptycyzmu, Znak kukułki okazał się być świetnym thrillerem z elementami fantastyki i okultyzmu. Gdy już się w nią wciągnęłam, nie potrafiłam się od niej oderwać. Choć na co dzień nie sięgam po podobne gatunkowo tytuły, ta pozycja akurat bardzo mnie urzekła i zaintrygowała swoją dość niecodzienną i nietuzinkową fabułą.

  Tajemniczość i dziwaczność Znaku kukułki powinna przypaść do gustu każdemu, kto interesuje się niespotykanymi zjawiskami i historiami. Z drugiej strony jest to również książka o odnajdywaniu siebie i dążeniu do odkrycia prawdy o swoim wnętrzu. Zważając na to, że w historii pojawiają się różne, alternatywne rzeczywistości, nikt nie może być pewny, co tak naprawdę jest fikcją, a co prawdą. Znak kukułki to tytuł dla marzycieli, którzy nieustannie snują przeróżne opowieści, odrywając się tym samym od otaczającego ich świata codziennego. Bo kto wie, może po prostu pasują gdzie indziej?


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Anna Bichalska
Ilość stron: 451
Cena okładkowa: 39,90 zł
Premiera: 20.05.2019


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

  
Znów w grze, czyli ,,Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa"

Znów w grze, czyli ,,Droga Szamana. Etap 2: Gambit Kartosa"


      LitRPG wciąż jest rzeczą dość nową i nieczęsto w Polsce spotykaną. Gatunek ten łączy dwie najbardziej lubiane przeze mnie rzeczy (książkę i grę wideo), dlatego też obok Drogi Szamana nie mogłam przejść obojętnie. Jest to już moje drugie spotkanie z Barlioną, fikcyjnym światem stworzonym przez Wasilija Machanienko i muszę przyznać, że bawiłam się naprawdę świetnie. Nie było to być może zaskoczenie na poziomie pierwszej części, jednak sądzę, że kontynuacja również trzyma poziom i przypadła mi do gustu.

  Barliona to wirtualny świat, w którym zanurzają się miliony graczy, pragnących ucieczki od  dość nieciekawej rzeczywistości. Choć dla większości jest to rozrywka oraz szansa na dość spory zarobek, są też osoby, dla których Barliona stała się więzieniem. I to dosłownie. Kryminaliści odbywają w niej swoje wyroki, a filtry ich doznań są włączone, przez co wszystko wydaje się być prawdziwe. Więźniowie muszą zaczynać od zera, nie mając wpływu na większość spraw. Mimo wszystko, zdarzają się jednak wyjątki.
    Machan, Szaman, w końcu trafia na wolność, jednak nie jest to to, na co tak naprawdę czekał. Chcąc nie chcąc, postanawia na zaistniałą sytuację nie narzekać i od razu zabiera się do rozwijania umiejętności i poziomu swojej postaci. To również właśnie wtedy bohater zaczyna dostawać unikalne i legendarne zadania, choć sama kraina nie powinna ich w ogóle mieć... Tak więc jest to książka, której akcja dzieje się, w głównej mierze, od zadania do zadania. Są one mniej lub bardziej interesujące, jednak wiem jedno - na pewno nie ma tutaj czasu na nudę!
     Fabuła być może nie jest aż tak porywająca i zaskakująca, lecz podobała mi się. Nie była zbyt skomplikowana, a zakończenie wielu sytuacji można było samemu odgadnąć, no ale czegoś ambitniejszego się po tym tytule nawet nie spodziewałam. Machan potrafił wybrnąć z praktycznie każdej sytuacji, przez co wszystko zaczyna się robić momentami bardzo monotonne i nudnawe. On ma zdecydowanie zbyt wielkiego farta i wszystko potrafi rozwiązać jedynie zbiegiem okoliczności! No ale cóż, nie jest to aż tak uciążliwe, gdy przypomnimy sobie, że akcja dzieje się w grze komputerowej, gdzie funkcjonuje wiele rozwiązań, ułatwiającym graczom rozgrywkę.



- Chcę figurki Orków Wojowników. Wiem, że je masz.
- Co otrzymam w zamian?
- Tytuł Mistrza Feniksa. 


     Droga Szamana to tytuł skierowany w głównej mierze do fanów gier MMORPG typu World of Warcraft. Jest pełna slangu używanego przez graczy i raczej nie zostanie ona w całości zrozumiana przez osoby, które z grami komputerowymi nie mają nic wspólnego. Nie są to być może pojęcia trudne i mało znane, jednak na pewno mogłyby wywołać problem, zwłaszcza, że główny bohater używa ich stosunkowo często. Mimo wszystko, każdy gracz powinien zrozumieć to, co Wasilij Machanienko miał na myśli.
    W drugiej części jest, przynajmniej moim zdaniem, o wiele mniej ,,growych" elementów.  Było to spowodowane faktem, że akcja mimo wszystko działa się wokół zadań fabularnych, gdzie Szaman opisywał swoje przemyślenia co do niektórych spraw. Momentami czułam się, jakbym czytała fantasy niższych lotów, aniżeli LitRPG! Nie zmienia to jednak faktu, że poczynania głównego bohatera śledziłam z niemałym zainteresowaniem. Jest to historia dobra, jednak momentami gubiąca się w tym, czym miała pierwotnie być. Mam nadzieję, że w następnych częściach się to zmieni
     Polubiłam również postacie drugoplanowe. Bywały nijakie (może to wina tego, że to zwykli NPC, a nie prawdziwi ludzie?), jednak przypadli mi do gustu. Dwie babcie, które ciągle wysyłają Machana, by roznosił im listy, a następnie prawią mu kazania o dobrym zachowaniu i szanowaniu starszych? Dla mnie brzmi świetnie. Szczególnie, że ich wątek był jednym ze śmieszniejszych i pozwalał trochę odpocząć po poszukiwaniu przygód i sposobów na zwiększanie levela.

   Jeśli gry komputerowe nie są ci obce, a klimaty fantasy to jedne z twoich ulubionych, koniecznie sięgnij po Drogę Szamana. Jest to książka pełna humoru, akcji i nawiązań do świata gier MMORPG.  Gamingowi laicy znajdą tu dość nietypową, napisaną zupełnie inaczej niż inne, książkę o przygodach młodego Szamana, wpadającego w coraz to poważniejsze kłopoty. Ja już wręcz nie mogę doczekać się trzeciej części! Zdecydowanie polecam graczom, choć nie tylko oni odnajdą tu źródło prostej, lecz przyjemnej rozrywki.

Wydawnictwo: Insignis
Autor: Wasilij Machanienko
Ilość stron: 425
Cena okładkowa: 39,99 zł
Premiera: 13.03.2019

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Młody król i Mroczna Pani, czyli „World of Warcraft: Cisza przed burzą”

Młody król i Mroczna Pani, czyli „World of Warcraft: Cisza przed burzą”


Lata mijają, a World of Warcraft wciąż nie traci swojej, nie oszukujmy się, ogromnej popularności. Niedługo na rynku pojawi się Battle for Azeroth, zupełnie nowy, duży dodatek do gry. Z tej właśnie okazji pojawiła się Cisza przed burzą  książka, mająca za zadanie wypełnić lukę fabularną między dodatkami, Legionem i wspomnianym przed chwilą Battle for Azeroth. Zresztą, nie jest to pierwszy raz, gdy Blizzard w ten sposób przedstawia graczom historię Wowa. I bardzo dobrze, gdyż jest to uniwersum niezwykle ciekawe i rozbudowane. W sumie Cisza przed burzą była moim pierwszym, lecz na pewno nie ostatnim, spotkaniem z tym fantastycznym światem.

  Horda i Przymierze razem pokonały Płonący Legion, jednak wciąż nie oznacza to pokoju. Wręcz przeciwnie, rana zadana ciosem miecza Sargerasa osłabiła Azeroth. Na powierzchnię wypływa tajemnicza substancja zwana azerytem. Może ona leczyć rany i przywrócić to, co zniszczone, lecz w niewłaściwych rękach staje się wielkim zagrożeniem dla świata i śmiertelną bronią. Każdy chciałby ją posiadać, lecz nie każdy do czynienia dobra.
 Wydarzenia opisane są z perspektywy Anduina Wrynna, młodego króla Przymierza, który próbuje pogodzić się ze śmiercią ojca, a także Sylwany Bieżywiatr, wodza Hordy. Chcąc nie chcąc, ta pierwsza jakoś bardziej przypadła mi do gustu. Przeżycia władcy Wichrogrodu były też dominującym wątkiem w książce i to na tej postaci najbardziej skupiła się autorka. No cóż, niestety miłośnicy Hordy mogą poczuć się  odrobinę zaniedbani.

We wszystkim, co ci się przydarzyło, zawarty jest dar.

Historia opowiedziana jest w sposób lekki i interesujący. Wręcz nie mogłam odłożyć książki!
Christie Golden świetnie opisała intrygi Sylwany oraz politykę prowadzoną przez młodego króla. Nic dziwnego, przecież dla niej Azeroth jest drugim domem!
 Bohaterowie są prawdziwi, a ich motywacje są, w większym lub mniejszym stopniu, zrozumiałe. Starali się pogodzić ze stratą tak bliskich dla siebie osób. To właśnie strata i nadzieja grają ogromną rolę w Ciszy przed burzą. Scena, w której Anduin żegna się ze swoim starym przyjacielem... wzruszająca.
W pewnym momencie fabuły pojawili się Porzuceni, nieumarli mieszkający w Podmieście. Własnie w nich Anduin zauważa coś, co mogłoby sprowokować do pokoju między Hordą i Przymierzem, jednak wszystko zależy od Sylwany. A ona jest nieprzewidywalna i zdolna do poświęceń dla dobra swoich poddanych.
Napięcie w książce coraz bardziej rosło, by w końcu doszło do niespodziewanego i pełnego emocji finału... A reszty dowiemy się dopiero w grze!

Dla kogoś, kto nie miał wcześniej styczności z uniwersum World of Warcraft, (tak jak ja) książka może się na początku wydać trochę skomplikowana, jednak po jakimś czasie zaczyna się wszystko rozjaśniać i czytanie Ciszy przed burzą staje się przyjemnością. Jest to bowiem kawał dobrego fantasy! Polecam każdemu, zwłaszcza fanom Warcrafta. Dla nich ta lektura jest obowiązkowa.


Wydanictwo: Insignis
Autor: Christie Golden
Ilość stron: 405
Cena okładkowa: 39,99 zł
Data premiery: 18.07.2018

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Będę grał w grę... czyli ,,Droga Szamana. Etap 1: Początek"

Będę grał w grę... czyli ,,Droga Szamana. Etap 1: Początek"



Bardzo lubię gry komputerowe i książki, jednak jeszcze nigdy nie słyszałam o LitRPG. Jest to zupełnie nowy, dopiero raczkujący podgatunek sci-fi i fantasy, który do zwyczajnej narracji wprowadza elementy znane z gier komputerowych. Zważając na to, że Droga Szamana łączy moje dwie ulubione formy rozrywki, postanowiłam dać jej szansę. No cóż... było to dość ciekawe doświadczenie.

  Ludzkość została podzielona na żyjących w prawdziwym, choć o wiele biedniejszym, świecie, a także osoby zalogowane w Barlionie, pełnej potworów i przygód krainie. Gracze podłączeni są do kapsuł podtrzymujących życie, pozwalających również na przebywanie w grze całymi miesiącami, bez konieczności powrotu do szarej i przygnębiającej rzeczywistości. Brzmi kusząco? Jest druga też strona medalu. Za przestępstwa trafia się do wirtualnego więzienia, a tam już nie jest tak kolorowo. Filtry doznań są włączone, a co za tym idzie, ból i wysiłek jest odczuwany naprawdę. Więźniowie, ci szczególnie niebezpieczni, muszą przez wiele godzin harować w kopalniach, by utrzymać resztę społeczeństwa. Jednym z takich przestępców jest Dimitrij Machan, haker, a w Barlionie szaman. Chłopak musi spędzić osiem lat ciągłej pracy, grając jedną z najsłabszych postaci. Wszystko się zmienia, gdy dostrzega ukryty potencjał swojej, na pozór słabej, klasy.
  Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy podczas czytania były przeplatające się z tradycyjną narracją komunikaty zapisane w sposób typowy dla gier komputerowych, a także slang używany powszechnie wśród graczy. Z początku wydawało mi się to dziwne, lecz po pewnym czasie do tego przywykłam. W końcu przecież o to chodzi w LitRPG!

Twoja reputacja wśród strażników Kopalni ,,Pryka" wzrosła o 10 punktów. Bieżący poziom: Neutralny.
Osobom niezwiązanym z grami ta książka może wydać się nudna, trudna lub po prostu nieciekawa. Przed lekturą warto się zapoznać z podstawowymi "growymi" pojęciami. To powinno bardzo ułatwić czytanie i rozumienie Drogi Szamana. Nie zmienia to jednak faktu, że Wasilij Machanienko i tak starał się przybliżać niektóre z nich, by prędzej czy później każdy czerpał taka samą frajdę z czytania.
   Fabuła jest ciekawa, choć momentami odrobinę monotonna. Szczególnie sceny walk, które po jakimś czasie stały się dość powtarzalne i przewidywalne, choć widać było, że autor bardzo starał się to uratować. Chcąc nie chcąc, historia opowiedziana jest w sposób interesujący i łamiący wszelkie schematy. Coś czuję, że gatunek ten za jakiś czas wejdzie na stałe do popkultury! Mam nadzieję, ponieważ czyta się to szybko i bardzo dobrze. Zresztą, Droga Szamana się jeszcze nie kończy! Autor przygotował kilka części przygód szamana Machana, dlatego już niedługo powinny one ujrzeć światło dzienne również na polskim rynku.
  Reasumując, tytuł ten należy do nietuzinkowych. Ma ciekawą fabułę, należy do interesującego, dość nowego gatunku i ma wiele do zaoferowania. Droga Szamana to powiew świeżości wśród książek dla graczy, łączy Ready Player One z World of Warcraft i dodaje jeszcze wiele od siebie! Każdy gracz, szczególnie fan RPG, powinien po ten tytuł sięgnąć. Jest niekonwencjonalny, zabawny i pełen epickich, zapierających dech w piesiach przygód i stworów. Czego chcieć więcej?



Wydawnictwo: Insignis
Autor: Wasilij Machanienko
Ilość stron: 336
Cena okładkowa: 34,99zł

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Insignis
Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger