Filmowe szybkie strzały #5 - „Spencer”

Filmowe szybkie strzały #5 - „Spencer”


KRÓLOWA ŁEZ

    Zwolenniczką brytyjskiej rodziny królewskiej nie byłam tak naprawdę nigdy. A co za tym idzie: mania na księżną Dianę kompletnie mnie ominęła i nieszczególnie przez to ubolewam. Nie zmienia to faktu, że jest to zdecydowanie postać mocno zakorzeniona w popkulturze; szczególnie przez mnogość opowiadających o niej dzieł oraz dość zagadkową śmierć, do dziś budzącą wiele skrajnych opinii. Dlatego też moja spontaniczna decyzja o wyjściu do kina na Spencer poniekąd zaskoczyła również i mnie samą. Jednak gdy tylko dowiedziałam się, że w rzeczywistości nie jest to cukierkowy, przedświąteczny biopic, a gorzki, psychologiczny monodram, pomyślałam, że w sumie nie mam niczego do stracenia. I była to słuszna decyzja. Diana w wykonaniu Kristen Stewart sama mocno krytykuje wszystko, co dzieje się w grudniowe dni za murami Sandringham House. A właśnie to czyni dla mnie całokształt jeszcze lepszym. No, jednak już nie patrzmy na moje osobiste sympatie.

Spencer na szczęście okazuje się być historią o wiele głębszą, niż może się po samych zapowiedziach i zwiastunach wydawać. Nie jest pustą laurką ku czci wyidealizowanego obrazu księżnej Diany - wręcz przeciwnie; to opowieść zupełnie odmienna, aspirująca na bycie produkcją ambitną i w swej prostocie poruszającą. Pablo Lurrain ponownie stworzył bohaterkę z krwi i kości, bardzo nam bliską i ludzką. Snując fabułę trwającą zaledwie trzy grudniowe dni, reżyser zbudował wiarygodne studium postaci zmęczonej całym swoim życiem - przepełnionym rygorem i nieustanną obawą o przyszłość. Chociaż niektóre momenty zahaczają o wręcz oniryczny realizm magiczny, na pewno niejedna osoba będzie potrafiła utożsamić się z Dianą zagraną przez fenomenalną Kristen Stewart. A jest to bohaterka skromna i kompletnie do antagonistycznie przedstawionej rodziny nie pasująca. Co prawda niektóre fantasmagoryczne sceny z pojawiającą się w urojeniach Diany Anną Boleyn potrafią nieco wybić z rytmu, jednak ostatecznie okazują się być zabiegiem niewątpliwie ciekawym i dodającym niepowtarzalności cierpieniu bohaterki. 

Również warstwa wizualna stoi na najwyższym poziomie. Spencer to obraz mocno intymny i surrealistyczny, graniczący pomiędzy snem a jawą. Nie śpieszy się w swej narracji, przez co może się dla niektórych osób wydawać momentami wręcz nudny. Chociaż tak naprawdę wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem podejdzie się do oglądania. Jeśli ktoś pragnie filmu obyczajowego lub standardowego biopicu, raczej będzie zdecydowanie bardziej artystycznym pomysłem Pablo Lurraina zawiedziony. Całokształt bowiem często przypomina swoisty horror psychologiczny, świetnie wykorzystujący grudniową burość, a także niejednokrotnie psychodeliczną jazzową muzykę Jonny'ego Greenwooda, idealnie oddającą pogarszający się stan bohaterki. Połączenie pastelowych odcieni ze wszechobecną szarością tworzy nietypowy klimat, pozostający w pamięci widza również po seansie. Nie będę ukrywać jednak, że film wydał mi się trochę zbyt krótki i jakby urwany w połowie. Aczkolwiek z drugiej strony jak najbardziej potrafię zrozumieć, że wszystko zostało spięte w całość przy pomocy dość niejednoznacznego katharsis. Więcej dopowiadać nie trzeba było i doceniam zamysł reżysera.

Ile prawdziwej Diany jest w Dianie Lurraina? Prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Co prawda na postać księżnej zaczęłam spoglądać nieco inaczej, jednak i tak podchodzę do ukazanej w Spencer historii ze sporą rezerwą. Mimo wszystko, jest to wzruszająca opowieść o miłości matki do swoich dzieci. Dodatkowo to podróż dość zgrabnie balansująca między onirycznością a trudami codziennego życia wśród ludzi, którym trudno w ogóle zaufać. Dociera ona najgłębszych zakamarków wyniszczonej i codziennie zmagającej się z nowymi trudnościami psychiki, a także stara się ukazać, do czego może doprowadzić długotrwałe przedmiotowe traktowanie. Taki obraz ludzkiej, mającej własne zmartwienia Diany jak najbardziej do mnie przemawia. Przestała być nierealnym i tworzonym przez lata symbolem, a stała się człowiekiem z krwi i kości. To naprawdę wysokojakościowe kino, któremu zdecydowanie warto dać szansę.
Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger