Orientalne science-fiction, czyli ,,Pan światła"


      Namaste! Już na samym początku wspomnę, że z kulturą Indii nie mam praktycznie żadnego obeznania. Niby byłam raz w indyjskiej restauracji i obejrzałam Slumdoga,  ale to chyba nie jest zbyt wiele... Nie ukrywam, że głównie przez to mam niejako problem z oceną Pana światła. Z jednej strony jestem pod wrażeniem pomysłu na historię, z drugiej zaś czuję się po lekturze niesamowicie przytłoczona. Nigdy nie interesowałam się wierzeniami hinduistycznymi, dlatego wiele wątków i nawiązań na pewno umknęło mojej uwadze, przez co nie czuję się na tyle kompetentna, by rozpisywać się jakoś szczególnie. Mimo wszystko, Zelazny zdecydowanie należy do klasyków gatunku i jego książki na pewno warto poznać. Również, jakby nie patrzeć, z książką spędziłam prawie tydzień, dlatego (pomimo mojego wewnętrznego rozdarcia), podzielę się opinią. Przynajmniej na temat tego, co z całej książki udało mi się zrozumieć.

      Na skolonizowanej planecie grupa ludzi odnalazła klucz do nieśmiertelności. Rządzą oni nią teraz jako bogowie z hinduistycznego panteonu. W grupie bóstw zjawia się również ktoś, kto jest przeciwny tyranii prowadzonej przez obecną władzę... Jedni uważają go za Buddę, dla kolejnych jest on Mahasamatmanem lub Poskromicielem Demonów. Siebie każe nazywać po prostu Samem. Kto więc zwycięży w walce dwóch odmiennych poglądów? Harmonia czy zniszczenie?
     Choć zamysł niewątpliwie był dobry, wykonanie niestety okazało się niezbyt intrygujące. Początek książki był dla mnie dość trudny i bałam się, że przez niego nie przebrnę. Natłok bohaterów, nietypowy i odrobinę męczący styl oraz niewielka wiedza na temat poruszanej przez autora problematyki spowodowały, że cały mój zapał do czytania zniknął. Jestem jednak niesamowicie uparta, dlatego brnęłam dalej, coraz bardziej przyzwyczajając się do nietypowego klimatu powieści. Ostatecznie okazało się, że być może nie jest to być może książka najprzyjemniejsza, jednak na pewno nietuzinkowa. Jeszcze nie czytałam żadnego sci-fi opowiadającego o bogach pochodzących z hinduizmu! (Zapewne mam po prostu wciąż zbyt nikłe obeznanie w tym gatunku). Po zapoznaniu się z fabułą i bohaterami, historia staje się o wiele ciekawsza i przystępniejsza, choć w dalszym stopniu nietypowa.

Wyznawcy nazywali go Mahasamatmanem i powtarzali, że jest bogiem. On sam wolał jednak pomijać "Maha-" i "-Atman" i nazywał siebie Samem. Nigdy nie twierdził, że jest bogiem. Nigdy też, oczywiście, nie twierdził, że bogiem nie jest...

       Pomimo tego, że jej treść niezbyt mnie wciągnęła, na pewno będę wspominać historię z pewną nutą nostalgii. To książka na swój sposób magiczna i niewątpliwie pełna uroku, głównie przez to, iż Zelazny połączył fantasy oraz fantastykę naukową, a także motywy postapokaliptyczne. Po dodaniu akcentów religijnych, powstała historia jakby z zupełnie innego świata. Nie wiem, czy sięgnę jeszcze kiedyś po inne książki autora, jednak cieszę się, że Pana światła poznałam. W końcu na nowe czytelnicze doznania nigdy nie jest za późno!
Muszę też wspomnieć, że zakochałam się w tym przepięknym wydaniu. Zysk i S-ka znów zaserwowało czytelnikom dawkę naprawdę jakościowej klasyki! Twarda okładka, zaokrąglone kanty stron powodują, że książka prezentuje się na półce bardzo ładnie. Nie mogę się także napatrzeć na grafikę z okładki! (Michael Michera robi kawał świetnej roboty). 

    Pan światła okazał się dla mnie niewielkim rozczarowaniem, choć zarazem jakichś większych wymagać co do niego nie miałam. Historia zdawała się być odrobinę zbyt wymyślna i pełna nawiązań do rzeczy, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Podziwiam jednak autora za ambitny pomysł i nietuzinkowe wykonanie. Jest o książka zmuszająca do myślenia, choć bardzo oszczędna w słowach. Dla każdego fana klasycznego science-fiction jest to tytuł obowiązkowy.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Roger Zelazny
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Ilość stron: 336
Cena okładkowa: 45 zł
Premiera (tego wydania): 24.03.2020


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

8 komentarzy:

  1. Okładka przyciąga uwagę, choć nie wiem czy kiedykolwiek po nią sięgnę czytając Twoją opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Totalnie nie mój klimat, ale Twoją opinię czytało się bardzo przyjemnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O wierzeniach hinduistycznych są tylko wzmianki, czy są jakoś opisane? Bo to mnie - pomimo wszystko - zaciekawiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterowie reprezentują bogów z hinduizmu, dlatego też cała fabuła i motywacje protagonisty się wokół tego opierają. Czy jest to jakoś dokładniej opisywane? Zależy, bo niektóre hasła są rzucane z nadzieją, że czytelnik domyśli się, co autor miał na myśli.

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że takiego połączenia jeszcze nie widziałam :)
    Aktualnie poznaję klasykę science fiction - robię sobie podstawy do zrozumienia gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam w planach lekturę tej książki, więc Twoja opinia dała mi pewien pogląd, czego mam się spodziewać. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem fanką tego gatunku, raz na jakiś czas przeczytam książkę z sf, ale raczej sama z siebie po nią nie sięgam ;) To raczej mój tata lubi takie klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten blog jest jednym z niewielu gdzie recenzja opisuje coś poza samą fabułą, za co duży plus. Co do tego konkretnego tytułu to lubię indyjskie klimaty. Właśnie jestem w trakcie czytania eposu Mahabharata. Idzie się tam pogubić kto jest kim. Postaci jest tam sporo, a powiązania między nimi skomplikowane. Już od dawna zamierzałam się zapoznać z twórczością Rogera Zelaznego, ale nie wiedziałam jak zacząć. Teraz już chyba wiem jak :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Popkulturka Osobista , Blogger